Tańczący z płótnem

Maluje na jutowych workach po ryżu czy kawie, na papierze, w który rzeźnicy zawijają mięso na targu, na jedwabiu, z którego produkuje się latawce. Jego znakiem rozpoznawczym jest stopa. Wystawę prac senegalskiego artysty El Hadjiego Sy można oglądać w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej.

Aktualizacja: 24.06.2016 16:37 Publikacja: 23.06.2016 15:20

Współczesna sztuka z Senegalu. Kuratorem wystawy w Weltkulturen Museum byli m.in. El Hadji Sy i Clem

Współczesna sztuka z Senegalu. Kuratorem wystawy w Weltkulturen Museum byli m.in. El Hadji Sy i Clementine Deliss;

Foto: materiały prasowe

Linia prosta, linia złamana i koło namalowane na pozszywanych ze sobą jutowych workach po kawie ze stemplem z Gdyni i datą przydatności do spożycia: 10 lutego 2016 roku. Taki obraz-plecak senegalski artysta El Hadji Sy zakłada na siebie i niesie niczym krzyż. I nie jest to wcale przypadkowe skojarzenie, bo obiekt w istocie nawiązuje do krzyża z Agadez – symbolu wywodzącego się z kultury Tuaregów, czyli ludu berberyjskiego zamieszkującego obszary Sahary. Trzy ramiona i owal tworzący czwarte, górne ramię przypominają też kształtem przekrój bryły Zamku Ujazdowskiego w Warszawie, w którym odbywa się performance otwierający wystawę El Hadjiego Sy.

Buntownik

El Hadji Sy urodził się w 1954 roku w Dakarze. Jego rodzina należy do miejscowej elity. Ojciec był urzędnikiem państwowym, wujek – ministrem bezpieczeństwa, bracia zajmują się prawem, architekturą, nauczaniem. A El Hadji Sy zapragnął zostać artystą. – Gdy skończyłem liceum, ojciec chciał, bym poszedł do wojska. Powiedziałem, że nie chcę. Oznajmiłem, że będę zdawał na Akademię Sztuk Pięknych. Zupełnie się nie zrozumieliśmy – opowiada El Hadji Sy.

Za karę ojciec odciął go od funduszy. Pozbawiony finansowego wsparcia rodziny i bez szans na stypendium artysta zarabiał na życie, projektując wystroje dla hoteli, lotnisk czy szpitali. – Tak się nauczyłem samodzielności. Aż do teraz nie stoi za mną nikt, żadna galeria, żadna instytucja – podkreśla El Hadji Sy.

Z artystą udaje mi się spotkać kilka godzin przed otwarciem warszawskiej wystawy. Chociaż na dworze jest prawie 30 stopni, El Hadji Sy ma na sobie buty za kostkę, granatową tunikę w prążki za kolana i spodnie z tego samego materiału. Na miejsce rozmowy wybiera schody w jednej z sal w CSW. Siadamy w miejscu, z którego widać elementy scenografii do mającego się wkrótce odbyć performance'u artysty. El Hadji Sy pewnie odpowiada na pytania. Czuć, że to człowiek, który niczego nie udaje. Kiedy coś mu się nie podoba, daje temu wyraz. – Często jestem buntownikiem – mówi z rozbrajającą szczerością.

Gdy studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Dakarze, poznał europejską kulturę, czytał dzieła wielkich filozofów i dramaturgów, zgłębiał malarstwo zachodnich mistrzów. Jednak od samego początku swojej drogi artystycznej w latach 70. ubiegłego wieku El Hadji Sy ustawił się w kontrze do rozwiązań proponowanych przez akademię École Nationale des Beaux-Arts w Dakarze. Nie malował, lecz „wchodził do obrazu", jak określił to w rozmowie z Julią Grosse przy okazji wystawy „El Hadji Sy. Malarstwo, performance, polityka" w Weltkulturen Museum we Frankfurcie w 2015 roku, której warszawska ekspozycja jest kolejną odsłoną. Powiedział wówczas: „Na początku myślałem, że tańczę. Potem zdałem sobie sprawę z tego, że nie tańczyłem, ale kopałem".

Pytany, co miał na myśli, artysta wyjaśnia: – Zawsze jest jakaś relacja ciała z ciałem w malarstwie. Jak mówię, że wchodzę do obrazu, mam na myśli to, że nie stoję naprzeciwko, tylko materiał się zsuwa, a ja na nim staję. Chciałem odkryć prawdziwą ścieżkę prowadzącą przez moje ciało, a konkretnie przez stopę, do płótna. Coś, co może być odciskiem. W ten sposób mogę wykopać tradycję, deptać po płótnie czy wręcz tańczyć.

Wykorzystanie stóp niczym pędzla stało się znakiem rozpoznawczym artysty i wyrażało sprzeciw nie tylko wobec kanonu sztuk wizualnych proponowanego przez ówczesną władzę w Senegalu. – El Hadji Sy odrzucił całą zachodnią tradycję intelektualną opartą na relacji głowa–oko–ręka i zaproponował własny zwrot konceptualny, nawiązując wprost do środowiska i języka charakterystycznego dla samego Senegalu: tańca, śpiewu, ruchu, performance'u – tłumaczy Małgorzata Ludwisiak, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej, a zarazem kurator warszawskiej wystawy El Hadjiego Sy.

Artysta od czasów młodości przyglądał się zmaganiom Senegalu, który po odzyskaniu niepodległości w 1960 roku budował własną państwowość. Przemiany polityczne i społeczne stawały się wówczas udziałem wielu krajów afrykańskich, co nie pozostawało bez wpływu na sztukę. Na przykład sudański malarz Ibrahim el-Salahi, jeden z czołowych przedstawicieli arabskiego i afrykańskiego modernizmu, swoim monumentalnym czarno-białym obrazem „The Inevitable" („Nieuniknione"), określanym mianem afrykańskiej „Guerniki", datowanym na 1984 rok, wyraził sprzeciw wobec wojny domowej w Sudanie. Nigeryjski malarz Obiora Udechukwu obrazem „Tycoon and Stevedores" (co można przetłumaczyć: „Potentat i portowcy" – red.) pokazywał dominację przedsiębiorcy nad pracownikami zmęczonymi wyładunkiem worków z ryżem.

Radykalna postawa i bojkot prestiżowych instytucji czy wydarzeń kulturalnych były także widoczne na różnych etapach twórczości El Hadjiego Sy. Odmówił on na przykład udziału w wystawie „Magiciens de la Terre" („Magicy Ziemi" – tłum. red.) organizowanej przez Centre Pompidou w Paryżu w 1989 roku, w której obok twórców z Europy i obu Ameryk zaprezentowało się wielu afrykańskich artystów. – El Hadji Sy powiedział wówczas, że nie jest żadnym magikiem i nie zgadza się na folklorystyczną perspektywę – mówi Małgorzata Ludwisiak.

Przyjaciel prezydenta

El Hadji Sy nigdy nie bał się protestować, nawet jeśli trzeba było rzucić wyzwanie głowie państwa, choć akurat w tym przypadku nie narażał się na zbyt wiele. Senegal pod rządami pierwszego prezydenta Léopolda Sédara Senghora stał się krajem demokratycznym. Rządzący w latach 1960–1980 Senghor zalegalizował partie opozycyjne, zaangażował się w proces obrony praw kobiet i zadbał o ich edukację. Był poetą i intelektualistą wykształconym na Sorbonie, zaprzyjaźnionym z Picassem i innymi czołowymi artystami swojego pokolenia. W porównaniu z Sudanem, w którym odzyskanie niepodległości w 1956 roku nie zakończyło krwawych walk o władzę i represji wymierzonych także w artystów (doświadczył tego Ibrahim el-Salahi, bez wyroku wtrącony do więzienia na sześć miesięcy), Senegal był krajem bardziej przychylnym ludziom kultury. – Kulturze i sztuce prezydent przypisywał bardzo duże znaczenie. Jednak jego zdaniem powinny one odgrywać służebne role wobec aparatu państwowego – tłumaczy Małgorzata Ludwisiak.

Senghor obiecał na przykład senegalskim twórcom stworzenie dla nich specjalnego miasteczka z miejscem na pracownie, galerie i przestrzenią do spotkań z publicznością. Ponieważ jednak realizacja projektu wydłużała się, El Hadji Sy w opozycji do pomysłu prezydenta zorganizował własną wioskę artystów. Village des Artes powstała w 1977 roku na terenie byłych koszarów wojskowych w Dakarze. Działała do 1983 roku, kiedy została zniszczona przez wojsko z rozkazu kolejnego senegalskiego prezydenta Abdou Dioufa. Następca Senghora o państwie myślał w sposób technokratyczny i nie widział w nim miejsca dla sztuki i kultury. Dlatego w wyniku jego decyzji artyści wylądowali na bruku. W 1995 roku na nowo stworzyli Village des Artes, która działa do dziś na obszarze zajmowanym niegdyś przez chińskich robotników zatrudnionych do budowy stadionu sportowego im. Leopolda Senghora.

Relacje El Hadjiego Sy z pierwszym prezydentem Senegalu były pełne szacunku i twórczych sporów, a po roku 1980, gdy Senghor przeszedł na emeryturę, przerodziły się w prawdziwą przyjaźń. Znalazła ona nawet swoje odzwierciedlenie w sztuce. – Artysta stworzył portret Senghora w technice malarstwa na szkle, typowej dla północnej Afryki, w tym Senegalu. Za pomocą tej techniki od końca XIX wieku utrwalano wizerunki ważnych postaci z Koranu, świętych mężów (marabutów) czy przywódców religijnych – mówi Małgorzata Ludwisiak.

O relacjach łączących artystę i prezydenta wiele mówi anegdota opowiadająca o początkach ich znajomości. – Na pierwsze spotkanie z głową państwa El Hadji ubrał się w dżinsy i T-shirt. Jednak po drodze przemyślał sprawę. Wstąpił do sklepu, kupił garnitur, a dżinsy i T-shirt schował do reklamówki. Gdy wszedł do pałacu prezydenckiego, zobaczył Senghora w codziennym stroju. Prezydent powiedział: „Z szacunku do artysty ubrałem się w dżinsy i T-shirt" – opowiada Małgorzata Ludwisiak.

Portret Senghora można zobaczyć na wystawie w CSW.

Powoli El Hadji Sy zyskiwał zwolenników wśród kuratorów i znawców sztuki. Już w latach 80. wystawiał swoje prace w Senegalu i innych krajach afrykańskich. Dla Europy odkryła go Clementine Deliss, kuratorka ekspozycji „Siedem opowieści o sztuce współczesnej w Afryce", która odbyła się w 1995 roku w Whitechapel Gallery w Londynie. Rok później wystawę pokazano w Malmö. Deliss, która odegrała dużą rolę w popularyzacji sztuki El Hadjiego Sy w Europie, w 2015 roku zaprezentowała w Weltkulturenmuseum we Frankfurcie wystawę „El Hadji Sy. Malarstwo, performance, polityka". Kolejne odsłony tej ekspozycji to wystawa w Galerii Narodowej w Pradze i „Na początku myślałem, że tańczę" w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie.

El Hadji Sy niemal od początku angażował się w grupowe przedsięwzięcia artystyczne. Współtworzył Laboratoire AGIT'ART, kolektyw od lat 70. przygotowujący projekty z pogranicza teatru i sztuk wizualnych, łączący performance z akcjami społecznymi. Nieformalnym patronem działań Laboratoire AGIT'ART był twórca ruchu socjaldemokratycznego w XIX-wiecznej Rosji i emigrant polityczny Gieorgij Plechanow. W 1990 roku kolektyw stworzył w Galerie 39 w Dakarze performance „Plechanow 7. Popioły Pierre'a Lodsa" (Lods, francuski antropolog i malarz, uznawany był za jednego z inicjatorów École Nationale des Beaux-Arts w Dakarze – red.). Za sprawą kilkugodzinnego improwizowanego widowiska z pogranicza opery i performance'u, do którego El Hadji Sy wykonał scenografię i kostiumy, grupa złożyła hołd zmarłemu rok wcześniej Lodsowi.

Laboratoire AGIT'ART w swoje działania artystyczne zaangażowało także pacjentów i personel kliniki psychiatrycznej w Dakarze. Podczas kilkuletniego projektu chorzy i ich terapeuci zostali włączeni w działania artystyczne, co miało być elementem terapii. Współpraca z psychicznie chorymi stała się też ważnym osobistym doświadczeniem dla El Hadjiego Sy. – Dla mnie szaleńcy to osoby najbardziej szczere spośród wszystkich. Nie potrafią kłamać, nie są dwulicowi. Mówią, co myślą – tłumaczy artysta. – Ten projekt był nawiązaniem do surrealizmu. Chciałem zobaczyć to, co jest ukryte pod rzeczywistością – dodaje.

W 1996 roku El Hadji Sy wraz z siedmioma artystami założył grupę Huit Facettes (Osiem Płaszczyzn). Kolektyw nie tylko razem wystawiał swoje prace, ale też działał na rzecz lokalnych społeczności, ucząc mieszkańców miejscowości Hamdalaye w senegalskim regionie Casamance m.in. produkcji batiku i ceramiki.

Brazylia – Senegal – Polska

Istotnym narzędziem wyrazu dla El Hadjiego Sy jest materiał. Artysta odrzucił tradycyjne białe płótno, bo uznał, że materiał nie może być gładki, ale – niczym skóra – pełen naturalnych chropowatości, podatny na zmiany niesione przez czas. Dlatego maluje na jutowych workach po ryżu czy kawie, papierze, w który rzeźnicy zawijają mięso na targu, jedwabiu używanym do produkcji latawców.

W ogóle wykorzystywanie w sztuce oryginalnych materiałów jest charakterystyczne dla współczesnych twórców afrykańskich. Pochodzący z Ghany rzeźbiarz El Anatsui tworzy instalacje przypominające ubrania, składające się z aluminiowych butelek zszytych ze sobą za pomocą miedzianego kabla. Wywodząca się z Nigerii Sokari Douglas Camp za pomocą rzeźb z metalu odzianych w obrzędowe stroje portretuje lokalną społeczność ze swojego rodzinnego miasta Kalabari w delcie Nigru. Z kolei Romuald Hazoume z Beninu jest znany z serii masek wytworzonych z pustych kanistrów po benzynie, wyglądem przypominających afrykańskie maski wykorzystywane podczas tradycyjnych rytuałów.

El Hadji Sy w swej twórczości też wykorzystał maski kojarzone z afrykańską sztuką prezentowaną w muzeach etnograficznych. Namalował je na latawcach, które wiszą na drzewach przed Centrum Sztuki Współczesnej.

Kiedyś zorganizował akcję artystyczną, w ramach której chodził od drzwi do drzwi, zbierał od mieszkańców Dakaru puste worki po ryżu, następnie zszywał je, malował na nich obrazy i oddawał mieszkańcom za cenę takiego worka. Na Biennale w Sao Paulo w 2014 roku artysta użył z kolei rybackich sieci pozyskanych w tamtejszym porcie i na ich bazie stworzył instalację „Archeologia morska". Na rozpiętych sieciach umieścił kształty przypominające ciała niewolników, których w XVII i XVIII wieku transportowano z krajów Afryki Zachodniej do Ameryki Południowej. Zaledwie 10 procent podróżujących bezpiecznie dotarło do celu, większość nie miała tyle szczęścia, na co El Hadji Sy zwrócił uwagę sugestywnym performance'em. Instalacji towarzyszył układ choreograficzny wykonany przez tancerzy.

Ekspresję i ruch ludzkiego ciała artysta wykorzystał również w widowisku „Trzy klucze" na Zamku Ujazdowskim w Warszawie. Do performance'u wykorzystał prace, które stworzył podczas swego pobytu artystycznego w Warszawie jesienią 2015 roku. Wszystkie zostały wykonane z worków po kawie. – Ten performance w ciekawy sposób łączy geografię, kulturę i ekonomię Senegalu, Brazylii i Polski – wyjaśnia Małgorzata Ludwisiak. Dyrektor CSW tłumaczy, że El Hadji Sy opisał ekonomiczny szlak: – Kawa, przy której dzisiaj na plantacjach w dalszym ciągu pracują potomkowie niewolników przywiezionych z Senegalu i która trafia z Brazylii do Europy, jest przez Polaków pita w knajpkach na placu Zbawiciela.

Aluzje i niedopowiedzenia

Na warszawskiej wystawie poza portretami prezentowany jest także cykl prac, których punktem wspólnym jest pozwijany kształt przypominający roślinę. Na obrazie „Rodowód roślinny" ten zygzak umieszczony jest na ludzkiej twarzy w miejscu nosa i ust. El Hadji Sy w rozmowie z dyrektor CSW wyjaśniał, że cykl ten jest odniesieniem do pięciu żywiołów – wody, ognia, ziemi, powietrza i nieba, które są też – w interpretacji artysty – pięcioma etapami w życiu. – Ta seria prac pod tytułem „Alchemia" wpisuje się w dyskurs ważnego dla artysty poszukiwania organicznych połączeń między obiektem, obrazem, człowiekiem, przyrodą, światem i kosmosem – tłumaczy Małgorzata Ludwisiak. Jednocześnie dotyka sedna pracy El Hadjiego Sy, którego nie interesuje skończony obiekt, lecz proces. Sy poszukuje organicznych połączeń między tworzonymi przez siebie obiektami i ludzkim ciałem, które dla niego, jako artysty wyrosłego z tradycji afrykańskiej, jest centralnym elementem każdego rodzaju sztuki. Dlatego przy użyciu ruchu i tańca uruchamia proces, który nazywa składnią wizualną.

Małgorzata Ludwisiak dostrzega w działaniach artystycznych El Hadjiego Sy z lat 80. i kolektywów, w których funkcjonował, punkty wspólne z grupami artystycznymi z tego samego okresu w Polsce. – Łódź Kaliska, Gruppa, Neue Beremennost, Koło Klipsa – wymienia. I do tego kanonu dodaje Neue Wilde, czyli kierunek malarski będący kontrą do pop-artu, czerpiący z doświadczeń fowizmu i abstrakcjonizmu. – Z tą różnicą, że to, co w sztuce europejskiej było tym gestem „nowych dzikich", ekspresyjnym gestem buntu, w obrazach El Hadjiego Sy jest próbą porządkowania i konstruowania rzeczywistości – dodaje Ludwisiak.

Artysta przed przyjazdem do naszego kraju o Polsce nie wiedział wiele. Znał twórców polskiego plakatu i grafiki. – Słyszałem o Lechu Wałęsie i „Solidarności". I widziałem papieża w Dakarze – mówi.

Na jednej z prac stworzonych podczas pobytu w Warszawie El Hadji Sy namalował modlącą się postać z głową pochyloną niemal do ziemi i ustami wygiętymi jak do pocałunku. Czy to nawiązanie do papieża Jana Pawła II całującego ziemię, czy do muzułmanina pochylonego w modlitwie?

Warszawskie widowisko pełne jest takich ukrytych nawiązań, których interpretację artysta pozostawia wyobraźni widza. Pojawia się też łódź z niewolnikami. Jej obecność można rozumieć zarówno jako nawiązanie do losu ludzi masowo przewożonych w poprzednich wiekach z Afryki do Ameryki Południowej, o czym wspomina dzieło „Archeologia morska", jak i do współczesnych podróży imigrantów płynących na łodziach z Azji do Europy.

– Performance w CSW to wymiana informacji pomiędzy artystami polskimi i senegalskimi na temat naszych praktyk – mówi El Hadji Sy. Małgorzata Ludwisiak zwraca natomiast uwagę, że choć doświadczenia kulturowe Polski i Senegalu są różne, można przecież dostrzec punkty wspólne. Podkreśla, że Polska ma za sobą doświadczenia historyczne, z jakimi El Hadji Sy nie zetknął się podczas swojej pracy artystycznej ani w Niemczech, ani we Francji, Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. – Chodzi o walkę o niepodległość, XIX-wieczne zabory i 50 lat sowieckiej okupacji. Po 1989 roku rozpoczęliśmy poszukiwania odpowiedzi na pytania o to, kim jesteśmy, czym jest nasza tożsamość, gdzie się zaczynają, a gdzie kończą granice indywidualnej i zbiorowej tożsamości, jak ta indywidualna powinna się mieć do zbiorowej, kim jesteśmy jako warszawiacy, Polacy i jak sobie radzić z odzyskaną po 1989 roku przestrzenią publiczną – mówi dyrektor CSW. A Senegal z tymi dylematami musiał się zmierzyć blisko 30 lat wcześniej.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Linia prosta, linia złamana i koło namalowane na pozszywanych ze sobą jutowych workach po kawie ze stemplem z Gdyni i datą przydatności do spożycia: 10 lutego 2016 roku. Taki obraz-plecak senegalski artysta El Hadji Sy zakłada na siebie i niesie niczym krzyż. I nie jest to wcale przypadkowe skojarzenie, bo obiekt w istocie nawiązuje do krzyża z Agadez – symbolu wywodzącego się z kultury Tuaregów, czyli ludu berberyjskiego zamieszkującego obszary Sahary. Trzy ramiona i owal tworzący czwarte, górne ramię przypominają też kształtem przekrój bryły Zamku Ujazdowskiego w Warszawie, w którym odbywa się performance otwierający wystawę El Hadjiego Sy.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy