Linia prosta, linia złamana i koło namalowane na pozszywanych ze sobą jutowych workach po kawie ze stemplem z Gdyni i datą przydatności do spożycia: 10 lutego 2016 roku. Taki obraz-plecak senegalski artysta El Hadji Sy zakłada na siebie i niesie niczym krzyż. I nie jest to wcale przypadkowe skojarzenie, bo obiekt w istocie nawiązuje do krzyża z Agadez – symbolu wywodzącego się z kultury Tuaregów, czyli ludu berberyjskiego zamieszkującego obszary Sahary. Trzy ramiona i owal tworzący czwarte, górne ramię przypominają też kształtem przekrój bryły Zamku Ujazdowskiego w Warszawie, w którym odbywa się performance otwierający wystawę El Hadjiego Sy.
Buntownik
El Hadji Sy urodził się w 1954 roku w Dakarze. Jego rodzina należy do miejscowej elity. Ojciec był urzędnikiem państwowym, wujek – ministrem bezpieczeństwa, bracia zajmują się prawem, architekturą, nauczaniem. A El Hadji Sy zapragnął zostać artystą. – Gdy skończyłem liceum, ojciec chciał, bym poszedł do wojska. Powiedziałem, że nie chcę. Oznajmiłem, że będę zdawał na Akademię Sztuk Pięknych. Zupełnie się nie zrozumieliśmy – opowiada El Hadji Sy.
Za karę ojciec odciął go od funduszy. Pozbawiony finansowego wsparcia rodziny i bez szans na stypendium artysta zarabiał na życie, projektując wystroje dla hoteli, lotnisk czy szpitali. – Tak się nauczyłem samodzielności. Aż do teraz nie stoi za mną nikt, żadna galeria, żadna instytucja – podkreśla El Hadji Sy.
Z artystą udaje mi się spotkać kilka godzin przed otwarciem warszawskiej wystawy. Chociaż na dworze jest prawie 30 stopni, El Hadji Sy ma na sobie buty za kostkę, granatową tunikę w prążki za kolana i spodnie z tego samego materiału. Na miejsce rozmowy wybiera schody w jednej z sal w CSW. Siadamy w miejscu, z którego widać elementy scenografii do mającego się wkrótce odbyć performance'u artysty. El Hadji Sy pewnie odpowiada na pytania. Czuć, że to człowiek, który niczego nie udaje. Kiedy coś mu się nie podoba, daje temu wyraz. – Często jestem buntownikiem – mówi z rozbrajającą szczerością.
Gdy studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Dakarze, poznał europejską kulturę, czytał dzieła wielkich filozofów i dramaturgów, zgłębiał malarstwo zachodnich mistrzów. Jednak od samego początku swojej drogi artystycznej w latach 70. ubiegłego wieku El Hadji Sy ustawił się w kontrze do rozwiązań proponowanych przez akademię École Nationale des Beaux-Arts w Dakarze. Nie malował, lecz „wchodził do obrazu", jak określił to w rozmowie z Julią Grosse przy okazji wystawy „El Hadji Sy. Malarstwo, performance, polityka" w Weltkulturen Museum we Frankfurcie w 2015 roku, której warszawska ekspozycja jest kolejną odsłoną. Powiedział wówczas: „Na początku myślałem, że tańczę. Potem zdałem sobie sprawę z tego, że nie tańczyłem, ale kopałem".