Wczesnym rankiem w czwartek, 28 czerwca, w poznańskiej fabryce wagonów, wydziale W3 Zakładów im. Józefa Stalina (ZISPO), syrena fabryczna zawyła dwukrotnie. Najpierw tradycyjnie o szóstej rano, by oznajmić zakończenie nocnej zmiany i nowy dzień pracy. Pół godziny później kolejny przeciągły gwizd wezwał wszystkich do podjęcia strajku.
Sygnał był znany i uzgodniony wcześniej z pracownikami niektórych innych zakładów w mieście. Robotnicy ZISPO z wyprzedzeniem przekazali informacje o możliwym proteście: „Uważajcie dobrze – jeżeli usłyszycie kiedykolwiek naszą syrenę fabryczną po godzinie 6, to znaczy, że wychodzimy, a więc wychodźcie i wy!".
W tym czasie trwał już strajk w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego leżących po drodze z ZISPO do Śródmieścia, a w zajezdni tramwajowej strajk planowano ogłosić tego ranka. Współpracownik miejscowego Urzędu Bezpieczeństwa znalazł tam kartkę: „Ogólny strajk tramwajarzy. Dziś nie wyjeżdżamy".
Robotnicza arystokracja
O godzinie 6.30 zawyła więc drugi raz główna syrena fabryczna w Zakładach Stalina. Powtarzały się okrzyki: „Wyłączać maszyny i wychodzić!". – Nasz zamiar był taki: wyjść na miasto pod zamek, zamanifestować, wrócić na zakład i stanąć, to znaczy nadal strajkować – wspominał jeden z robotników. Pochód z fabryki Cegielskiego do centrum miasta pod siedziby lokalnych władz był dla nich dość naturalną formą nagłośnienia swoich postulatów, pamiętaną, tradycyjną praktyką protestu robotniczego jeszcze sprzed wojny. – Kiedy wchodziłem do hali, usłyszałem wielkie „hurra!" i cała masa ludzi ruszyła drugą bramą. Przed elektrownią stanęliśmy i postanowiliśmy zaczekać na resztę załóg zakładów – opisywał jeden z robotników, który przyszedł tego dnia na dzienną zmianę.
Wychodzący główną bramą mijali uzbrojoną straż fabryczną, która jednak w żaden sposób nie interweniowała. Robotnicy zdemontowali jeszcze z frontonu napis „Zakłady im. Józefa Stalina". Ich gniew miał powody głównie ekonomiczne, ale już wtedy nadawali protestowi również szersze znaczenie. Z ZISPO wyszło 80 proc. pracowników, zostało w zasadzie jedynie kierownictwo, straż przemysłowa i przeciwpożarowa. Podobnie wielu robotników opuści w kolejnych godzinach swoje miejsca pracy w innych zakładach miasta.