Ambasador polskich racji

Chciałbym odzyskać Władysława Bartoszewskiego jako patrona racjonalnej obrony naszego spojrzenia na historię, który potrafi celnie zadawać ciosy, zachowując szacunek dla przeciwnika, który szuka mocnych punktów polskiej narracji, zamiast brnąć w zaprzeczanie niewygodnym prawdom.

Publikacja: 18.02.2022 17:00

Ambasador polskich racji

Foto: Rzeczpospolita, Ryszard Waniek

Warto być przyzwoitym" to piękna maksyma, często cytowana, choć, niestety, bardzo rzadko realizowana w praktyce. Jej autor urodził się 100 lat temu, siedem upłynęło zaś od jego śmierci. Przez kilkadziesiąt lat Władysław Bartoszewski był jedną z najbardziej charakterystycznych postaci polskiego życia publicznego. Katolik i antykomunista, działacz niepodległościowy i żołnierz Armii Krajowej, więzień polityczny w czasie komunizmu, zaprzyjaźniony z Żydami, Niemcami.

Kilkakrotnie, zwłaszcza w ostatnich latach życia, energiczny temperament i niewyparzony język stawiały go w środku politycznych kontrowersji. Dziś przywoływany bywa jako człowiek dialogu i jeden z autorytetów środowisk liberalnych. Jednak Bartoszewski nie mieści się w takiej szufladce. By lekcja jego życia została wykorzystana, warto na chwilę oderwać się od naszych środowiskowych uwarunkowań. Warto się przyjrzeć, na czym polegała jego metoda i tej metody skuteczność.

Czytaj więcej

Europejczyk Zdzisław Najder

***

Późniejszy minister spraw zagranicznych urodził się w Warszawie 19 lutego 1922 r., w chwili wybuchu II wojny światowej miał 17 lat. Ona naznaczyła całe życie Bartoszewskiego. W 1940 r. został aresztowany w łapance i trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Dzięki interwencji rodziców i władz PCK wiosną 1941 r. wyszedł na wolność. Latem kolejnego roku został pracownikiem Biura Informacji i Propagandy AK i współpracownikiem Rady Pomocy Żydom Żegota. Politycznie związał się ze środowiskiem Frontu Odrodzenia Polski, któremu szefowała wybitna katolicka pisarka Zofia Kossak-Szczucka, współtwórczyni Żegoty.

Równolegle Bartoszewski studiował polonistykę na tajnym Wydziale Humanistycznym UW, choć nigdy jej nie ukończył. Pisał i redagował artykuły do prasy podziemnej. W 1944 r. wziął udział w powstaniu warszawskim, za co dwukrotnie go odznaczono.

Po wojnie zaangażował się krótko w działalność podziemia antykomunistycznego, a potem w działalność legalnej opozycji, jako publicysta i redaktor peeselowskiej „Gazety Ludowej". Aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa w 1946 r. z roczną przerwą siedział w komunistycznych więzieniach do 1954 r. Po przełomie politycznym w 1956 r. kontynuował swoją działalność zainicjowaną w „Gazecie Ludowej", wyciągając z zapomnienia zasługi Armii Krajowej oraz upamiętniając pomoc udzielaną Żydom przez Polaków; pisał o tym m.in. w „Stolicy" i „Tygodniku Powszechnym".

W 1963 r. Instytut Yad Vashem odznaczył go medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Przy tej okazji Bartoszewski złożył w Izraelu obszerną relację dotyczącą Żegoty i pomocy Żydom, którą ze względów cenzuralnych dopiero po wielu latach opublikowano w Polsce. W tym czasie zaczął wyjeżdżać na Zachód, nawiązując przy tym stosunki z polską emigracją. Zapraszany m.in. do Austrii, Niemiec Zachodnich czy Izraela opowiadał o okupacji niemieckiej w Polsce, o swoich doświadczeniach wojennych i obozowych, o Żegocie. Stał się jednym z kluczowych uczestników dialogu polsko-żydowskiego i polsko-niemieckiego.

Kapitalne znaczenie historyczne i dokumentacyjne miały artykuły i książki publikowane przez Bartoszewskiego w latach 60. i 70. Pisał o pomocy Żydom, o niemieckich zbrodniach w okupowanej Polsce, o działalności Armii Krajowej i powstaniu warszawskim. Wśród publikacji napisanych lub współredagowanych przez niego warto wymienić „Ten jest z Ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939–1945" (1967), „Warszawski pierścień śmierci" (1967), „Ludność cywilna w Powstaniu Warszawskim. Prasa, druki ulotne i inne publikacje powstańcze" (1974), „1859 dni Warszawy" (1974).

W latach 70. Bartoszewski wykładał historię na KUL i współpracował z opozycją antykomunistyczną. Znalazł się wśród uczestników Polskiego Porozumienia Niepodległościowego, współtworzył Towarzystwo Kursów Naukowych, a w 1980 r. przystąpił do Solidarności.

W stanie wojennym został internowany. W III RP pełnił wiele ważnych funkcji państwowych i społecznych. Był między innymi ambasadorem w Austrii, dwukrotnie ministrem spraw zagranicznych, przewodniczącym Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, a także wielu innych ciał społecznych i organów doradczych instytucji pamięci. Był też – co dla mnie osobiście istotne – pierwszym przewodniczącym Rady Muzeum Historii Polski.

***

Dzisiejsze podziały polityczne mają w sobie coś manichejskiego. Słońce świeci tylko dla tych, którzy nieustannie wołają „Ojczyzna, ojczyzna", albo dla tych, którzy domagają się obalenia pomników przeszłości, wyznania win i szybkiego marszu ku utopii beznarodowej przyszłości. Reszta Polaków ma pozostawać w mrokach. Taki podział wyłania się z procesu polaryzacji sceny politycznej i radykalizacji krajowej debaty publicznej. Gdy weźmiemy w nawias ostatnią dekadę i przyjrzymy się politycznym sympatiom oraz działalności Bartoszewskiego od młodości, odkrywamy postawę niemieszczącą się w takich schematach.

Podczas okupacji był członkiem chadeckiego Frontu Odrodzenia Polski, a po wojnie mikołajczykowskiego PSL. Potem unikał partyjnego zaangażowania, co nie przeszkadzało mu prezentować wyrazistych poglądów, sytuujących go na prawo od politycznego centrum. Blisko było mu do pozycji konserwatywnych czy, w tradycyjnym rozumieniu, chadeckich. Gdy w 1986 r. otrzymywał we Frankfurcie prestiżową nagrodę księgarzy niemieckich, jury w uzasadnieniu nazwało go „żarliwym katolikiem, żarliwym Polakiem i żarliwym humanistą". Być może, gdyby powstało w Polsce ugrupowanie o charakterze przypominającym zachodnią chadecję z drugiej połowy XX wieku, Bartoszewski znalazłby się wśród członków takiej formacji. Dzisiaj pamięta się jego udział w kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiemu, natomiast rzadko wspomina się o tym, że był przecież wcześniej doradcą Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Tajny zapis w testamencie Zdzisława Najdera

***

Władysław Bartoszewski jest dzisiaj często przypominany jako człowiek dialogu. To prawda, że był jednym z głównych rzeczników pojednania z Niemcami i Żydami. Rzecz w tym, że współczesne rozumienie pojęcia dialogu jest często synonimem rezygnacji z własnych racji lub ich przemilczania. Miano „ludzi dialogu" zyskują często ci, którzy gotowi są wziąć na siebie wszelkie prawdziwe i urojone niegodziwości popełnione przez Polaków wobec sąsiadów lub współobywateli innej narodowości. Bywa, że ta postawa wypływa ze szlachetnych intencji. Niejednokrotnie jednak jest dowodem ulegania presji silniejszej strony lub braku wrażliwości na doświadczenia własnej wspólnoty. Jest to wówczas nie dialog, ale jednostronna rezygnacja z własnego punktu widzenia. Od tego Bartoszewski był jak najdalszy.

Dialog i pojednanie, które prowadził, były oparte na jasnym zdefiniowaniu stanowisk. Temu służyła wieloletnia praca nad dokumentowaniem okupacji niemieckiej oraz pomocy udzielanej Żydom przez Polaków. Jej wybitnym przykładem jest relacja złożona przez niego w Yad Vashem w 1963 r. Warto wspomnieć kilka punktów, w których głos Bartoszewskiego wybrzmiewa szczególnie mocno i przekonująco. Podkreślał ścisły związek Żegoty z Polskim Państwem Podziemnym i finansowanie jej przez rząd polski w Londynie. „Kolosalne usługi oddawało duchowieństwo" – mówił twardo, jednocześnie wskazując, że „nie można uważać, że wszyscy ludzie, którzy Radzie pomagali, wiedzieli, że pomagają Żydom". Taka jednak była cena konspiracji.

Odpierał zarzuty, jakoby Polskie Państwo Podziemne niedostatecznie walczyło ze szmalcownictwem. Wyroków na ludzi wymuszających haracze lub denuncjujących kryjówki zajmowane przez Żydów nie ferowano jednak na podstawie donosów, ale po długotrwałych śledztwach. Te sprawy były wyjątkowo trudne: często dysponowano wyłącznie rysopisem. Ustalenie nazwiska szmalcownika – jeśli w ogóle było możliwe – wymagało uzyskania informacji poprzez kontakty podziemia w podporządkowanej Niemcom policji kryminalnej. Bartoszewski nie przymykał przy tym oczu na przykłady antysemityzmu w polskim podziemiu, lecz jednocześnie wystrzegał się uogólnień. Był przeciwnikiem nacjonalizmu, ale nieraz ciepło wspominał tych przedstawicieli Narodowej Demokracji, którzy wykazali się odwagą we wspieraniu żydowskich współobywateli.

Uczestnicząc w rozmaitych inicjatywach na rzecz pojednania z Niemcami, jednocześnie konsekwentnie zwalczał tamtejsze przejawy rewizjonizmu. Na przełomie wieków krytykował pomysł wybudowania Centrum przeciw Wypędzeniom prezentującego Niemców jako ofiary II wojny światowej, jako ludzi niesprawiedliwie wyrugowanych z ojczyzny (czyli obecnych polskich ziem zachodnich i północnych). Znakomitym przykładem tej postawy był list z marca 2009 r. do przewodniczącego Bundestagu Norberta Lammerta, w którym atakował inicjatorkę Centrum Erikę Steinbach: „Jako Europejczyk nie mogę zaakceptować fałszywej interpretacji historii publicznie forsowanej przez panią Steinbach, jakoby Polska miała planować długofalowo i realizować proces wysiedlenia Niemców już na długo przed konferencją poczdamską. Założenie to wyrwane z kontekstu przyczynowo-skutkowego jest niczym innym jak zakłamywaniem historii. Według takiej wykładni barbarzyństwo Hitlera byłoby jedynie pretekstem dla Polaków do rozliczenia się z Niemcami".

***

Drugi powód, który nie pozwala traktować Bartoszewskiego jako miłego dla wszystkich starszego pana, to stosunek do komunizmu. Już samo uwięzienie przyszłego ministra spraw zagranicznych przez UB było związane z jego działalnością antykomunistyczną. Ale Władysław Bartoszewski nie zmienił się także i później: współpracując z emigracją w latach 60. czy działając w demokratycznej opozycji w latach 70. i 80. W jego działalności bez liku przykładów wierności etosowi niepodległościowemu i racjom rządu polskiego w Londynie.

Po upadku komunizmu, choć pozostawał blisko związany ze środowiskami Klubów Inteligencji Katolickiej i „Tygodnika Powszechnego", będących filarami Unii Wolności, sprzeciwiał się fraternizacji części środowisk postsolidarnościowych z postkomunistami. Gdy w 1995 r. Jan Karski poparł w kampanii wyborczej Aleksandra Kwaśniewskiego, Bartoszewski wspólnie z Janem Nowakiem-Jeziorańskim wystosował list otwarty do byłego emisariusza, uznając jego zachowanie za zdradę ideałów przyświecających antykomunistycznej opozycji i polskiej emigracji politycznej. Bartoszewski niejednokrotnie pozwalał sobie na złośliwości wobec osób, które miały epizod współpracy z komunistami.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Politycy oblali ten rok szkolny

***

Czy zatem chciałbym postać Władysława Bartoszewskiego anektować dla prawicy? Nie, to nie jest moim celem. Raczej próbuję wybić z komfortowego samozadowolenia tych, którzy już mają wyrobione zdanie, skazują współtwórcę Żegoty na potępienie albo wymachują jego nazwiskiem jak politycznym sztandarem. Chciałbym odzyskać Bartoszewskiego dla ważniejszego celu, jako patrona racjonalnej obrony polskich racji historycznych, który potrafi celnie zadawać ciosy, zachowując szacunek dla przeciwnika, który szuka mocnych punktów polskiej narracji, zamiast brnąć w zaprzeczanie niewygodnym prawdom.

W jednym z przemówień wskazał na dwa elementy, bez których pokój jest niemożliwy: wolność i prawdę. Sądzę, że osobność Bartoszewskiego wynikała właśnie z przedkładania prawdy nad lojalności środowiskowe. Starał się realizować konkretne sprawy i wypracował sobie pozycję ambasadora polskich racji historycznych, tłumaczącego za granicą nasz punkt widzenia, nasze niełatwe losy. Jego działalność pozostaje wyzwaniem i winna być drogowskazem dla polskiej polityki pamięci.

Robert Kostro

Historyk, od 2006 r. dyrektor Muzeum Historii Polski. W czasach PRL działacz opozycyjnego Ruchu Młodej Polski, po 1989 r. publicysta, polityk (działacz Koalicji Konserwatywnej), urzędnik państwowy

Warto być przyzwoitym" to piękna maksyma, często cytowana, choć, niestety, bardzo rzadko realizowana w praktyce. Jej autor urodził się 100 lat temu, siedem upłynęło zaś od jego śmierci. Przez kilkadziesiąt lat Władysław Bartoszewski był jedną z najbardziej charakterystycznych postaci polskiego życia publicznego. Katolik i antykomunista, działacz niepodległościowy i żołnierz Armii Krajowej, więzień polityczny w czasie komunizmu, zaprzyjaźniony z Żydami, Niemcami.

Kilkakrotnie, zwłaszcza w ostatnich latach życia, energiczny temperament i niewyparzony język stawiały go w środku politycznych kontrowersji. Dziś przywoływany bywa jako człowiek dialogu i jeden z autorytetów środowisk liberalnych. Jednak Bartoszewski nie mieści się w takiej szufladce. By lekcja jego życia została wykorzystana, warto na chwilę oderwać się od naszych środowiskowych uwarunkowań. Warto się przyjrzeć, na czym polegała jego metoda i tej metody skuteczność.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Plus Minus
Chwila przerwy od rozpadającego się świata