Jak w klasycznym wzorcu heglowskim coś, co było oczywiste, przeszło w swoje zaprzeczenie, by stworzyć nową jakość. A tak naprawdę antyjakość, czyli okraszoną nostalgicznym żalem pustkę.
Przyznam się, że epatowanie tym żalem, tą utraconą pewnością, przechodzące w histerię peregrynacje w poszukiwaniu duchowości to najbardziej obsesyjny i nudny lejtmotyw współczesnej literatury. Mam go szczerze dość. Ów żałosny freudyzm, który szuka metafizyki w kompleksie Edypa, i jego intelektualne potomstwo, które wychodząc od Millera, przez Rotha, po zupełnie już bezradnego Houellebecqa dokonuje całopalenia na ołtarzu biologizmu, nie tyle próbuje zdekonstruować człowieka, ile zastyga w zbiorowym geście bezradności.
Jak sobie z tym wszystkim poradzić, wybrzmiewa główne pytanie pisarzy i poetów, kiedy sami zamykamy się w skorupie poznania? Wykreśliliśmy z naszych kajetów Boga. Jak nigdy mamy świadomość nieprzejrzystości fizyki i ograniczoności ludzkiego umysłu. Nie wiemy, ani co jest w nas samych, ani jak jest ułożony wszechświat. Strzaskaliśmy szybkę busoli, wyrwaliśmy i wyrzuciliśmy w cholerę jej igłę magnetyczną i tkwimy w bezruchu. Pycha nie pozwala wrócić do sprawdzonych schematów, a nowych brak. Kręcimy się więc w kółko, otumanieni seksem, skażeni chorobliwym hedonizmem, przytępieni alkoholem. Ktoś krzyczy: Era Wodnika!!! I cały ten świat rusza pędem w nadziei na odnalezienie nowej inspiracji.
Era Wodnika trwa dekadę, po której houellebecqowski Bruno Clement zamyka się z szpitalu dla psychicznie chorych, a jego brat Michel Dzierżyński wpycha ludzkość na ścieżkę dzieworództwa. Oto kapitalne ilustracje ślepych zaułków, w które trafiamy, idąc ścieżką beznadziei. Czy ta choroba kiedyś minie? Wspomniany wyżej rozczochrany prorok z Reunion kpi sobie z nas siarczyście w „Uległości" wpychając młodszego brata rodzeństwa z „Cząstek elementarnych" w objęcia islamu.
Na dodatek „Uległość" wcale nie jest żartem. Houellebecq jest w niej bliższy okrutnego szyderstwa niż czarnego humoru. Zislamizowany Paryż tylko dzięki religii proroka może znaleźć spokój i równowagę. To zarazem koniec epoki wolnego wyboru i wolnego myślenia oraz dowód na to, że oba te stany to tylko chwilowa ekstrawagancja. Znów jak u Hegla. Po ogłoszeniu śmierci Boga i ponad stuleciu poszukiwań odnajdujemy go w nowym wcieleniu. I znów wszystko ma swój sens. I znów wszystko wraca na właściwe tory.