Pojawia się już w Talmudzie, prawdziwą popularność zyskuje w średniowieczu. Od tej pory im trudniej żyje się Żydom, tym więcej w ich wyobraźni Golema. Miał być on bowiem środkiem samoobrony, chronić ich przed prześladowaniami i pogromami. Ulepionym własnymi rękami obrońcą i mścicielem. Mesjaszem rodzimej produkcji.
Jego imieniem (Golem I, Golem II) nazwano pierwsze wyprodukowane w Izraelu komputery. Na pomysł ten wpadł podobno Gershom Scholem, najwybitniejszy XX-wieczny znawca kabały i żydowskiego mistycyzmu. Skojarzenia nasuwają się z resztą same: sztuczna inteligencja jako samoistny byt powołany do życia przez człowieka – wchodzącego tym samym w buty Stwórcy. A to wszystko przy użyciu ciągów informatycznych formuł, do złudzenia przypominających kabalistyczne zaklęcia. Wejście w posiadanie potężnej siły dzięki odkryciu „kodu źródłowego stworzenia". Ale Golem nie był bohaterem powiastki, tylko legendy. Nie podawał instrukcji obsługi, ale był twarzą pewnego konkretnego niebezpieczeństwa. Bardziej niż na symbol sztucznej inteligencji nadaje się do odegrania głównej roli w dramacie o lęku i zagrożeniach, jakie się z nią wiążą.