A więc to wsparcie było obliczone na utworzenie nowej partii?
Trudno wyciągnąć inny wniosek. Szefowie partii nie wierzą chyba, że da się inaczej. Poza tym Tusk i Kaczyński lubowali się w tej grze. Obaj mają mentalność pszczelarzy – otwierają ul, patrzą jak to wszystko się kotłuje, komu się wydaje, że jest królową, a zaraz nią być przestanie. Liderzy pilnują swojej przewagi, napuszczając na siebie różne grupy. A że miodu jest coraz mniej, to trudno, tak samo jest u innych. Za czasów rządów PO przygotowywano projekt ordynacji dla sejmików. Chodziło o to, żeby wyeliminować problemy, które pojawiły się w 2014 roku, m.in. z ogromną liczbą nieważnych głosów. Ale w końcówce rządów nikt nie miał głowy, żeby się tym zajmować, bo trzeba było układać listy wyborcze i projekt popadł w zapomnienie. Zobaczymy, co się wydarzy w przyszłorocznych wyborach do sejmików. Prawdopodobnie liczba nieważnych głosów, która tak pobudziła PiS w 2014 roku, znowu będzie duża, bo system generuje wykluczenie obszarów wiejskich. Na Mazowszu trudniej zostać radnym sejmiku niż posłem.
A tyle było krzyku o to, że w wyborach samorządowych doszło do oszustwa wyborczego.
Bo trzy lata temu mieliśmy kumulację problemów. Doszło do m.in. spektakularnej awarii systemu informatycznego. Kluczowy był jednak podwójny „efekt książeczki", którą wprowadzono zamiast jednej karty wyborczej. Część osób zagłosowała na każdej ze stron, oddając głos nieważny, a część na pierwszą stronę – windując wynik PSL oraz – w części powiatów – PiS. Jeżeli ta książeczka nie zostanie zlikwidowana, to w przyszłym roku losowanie numeru listy będzie najbardziej emocjonującym elementem wyborów samorządowych. Kto wylosuje nr 1 ten będzie miał fory w wyścigu samorządowym.
Przecież książeczka ma być w okładce, żeby żaden komitet nie znajdował się na pierwszej stronie.
Okładka nic nie zmieni. Proszę sobie wyobrazić osobę, która nie ogląda programu „Mam talent", nie zna jego bohaterów, ale przy okazji wyborów sejmowych dostaje broszurę, w której ma wskazać ulubionych uczestników przedstawianych na kolejnych stronach. Komuś takiemu jest wszystko jedno, czy dostanie taką listę w formie książeczki z okładką czy bez. I tak odda głos na pierwsze lepsze nazwisko albo wrzuci pusty głos do urny, bo nie chce głosować na coś, na czym się nie zna i czym się nie interesuje. Z wyborami do sejmików jest tak samo. Wyborca zainteresowany tylko sprawami gminy nie będzie przerzucał stron książeczki w poszukiwaniu jakiegoś nazwiska, bo i tak wszystkie są mu nieznane. Część z poczucia obowiązku odda głos na pierwszej stronie, a część postawi krzyżyk na każdej stronie książeczki, bo nie przeczyta instrukcji.
PKW broni listy w postaci książeczki z powodu nakładek, które są formatu A4 i umożliwiają głosowanie osobom niewidomym.
Obserwowałem „eksperyment" zorganizowany przez PKW w tej sprawie i zobaczyłem jedno – te nakładki nie działają. Nakładka pozwala wybrać kandydata z listy, ale nie pozwala ustalić, na której stronie znajduje się poszukiwana przez niego lista. Osoba niewidoma i tak musi się od kogoś dowiedzieć, na której stronie jest partia, na którą chce oddać głos, a chyba nie o to chodzi w tym rozwiązaniu.
Ogromnie jest pan krytyczny wobec naszego systemu wyborczego, ale dlaczego krytykuje pan też pomysł prezydenta Andrzeja Dudy na referendum konstytucyjne?
Jestem zwolennikiem referendów w rzadkich, naprawdę przemyślanych przypadkach, które dotyczą wszystkich obywateli, a których nie da się rozstrzygnąć w normalnym głosowaniu, bo partie są podzielone. W Szwecji zorganizowano referendum w sprawie członkostwa w UE, bo ta sprawa podzieliła wszystkie partie na scenie politycznej. U nas na referendum nadawałoby się wprowadzenie euro, bo dotyczy to wszystkich obywateli jednakowo, a pewnie w każdej partii znajdą się zwolennicy i przeciwnicy tej waluty. Za to referendum w sprawie posyłania sześciolatków do szkół było bez sensu, bo ludzie, którzy nie mają sześcioletnich dzieci, są w większości i to oni by zdecydowali, czy edukacja szkolna powinna się zaczynać w szóstym czy w siódmym roku życia.
A co z konstytucją?
A z konstytucją może być tak, że to referendum przekształci się w plebiscyt rozstrzygający czy Andrzej Duda nadal powinien być prezydentem. Tak było we Włoszech, gdy premier Matteo Renzi rozpisał referendum w sprawie proponowanych przez siebie reform. Okazało się, że wyborcy nie traktują tego jako głosowania za czy przeciwko zmianom, tylko za lub przeciwko Renziemu, i on takie właśnie referendum przegrał. Referendum konstytucyjne może stać się śmiertelnym zagrożeniem dla prezydenta Andrzeja Dudy. To może być polityczny aspekt wydarzenia. Co do samej treści, to nie wiem, co będzie można zrobić, jeśli odpowiedzi Polaków okażą się niespójne albo gdy zainteresowanie referendum będzie niewielkie. Dziwię się, że prezydent do tego referendum dąży. Gdyby udało mu się wycofać z tej inicjatywy, zrzucając odpowiedzialność na PiS, to byłoby dla niego najlepiej. Natomiast szczera troska o ustrój państwa jest naprawdę potrzebna, bo – choć nie brakuje rozwiązań całkiem udanych – to jednak tych kilka instytucjonalnych łyżek dziegciu stale zatruwa naszą politykę.
—rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95