Może chodziło o to, że umówiliście się, iż Grzegorz Napieralski w zamian za poparcie będzie miał wpływ na decyzje partyjne, a potem okazało się, że z umowy nici?
Grzegorz miał wiele do powiedzenia w partii. Był szanowanym członkiem kierownictwa, ale liderem był Miller, a na niego nie jest łatwo wpływać. Ma swoje zdanie. Nie wszystko, co wspólnie ustalaliśmy m.in. z Grzegorzem, można było przeforsować u Millera. Nie wybraliśmy atrapy tylko polityka, który kiedyś został okrzyknięty kanclerzem.
W 2011 roku do Sejmu wszedł Ruch Palikota, który okropnie z wami wojował. Czy od początku chcieliście z nim walczyć, czy próbowaliście się dogadać?
Uciekaliśmy się do różnych taktyk: staraliśmy się ich nie zaczepiać, była jedna czy druga wspólna konferencja, a zawsze kończyło się na wymianie razów. Trudno było z nimi rozmawiać i uważam, że głupio zrobiliśmy, wchodząc z nimi w koalicję w 2015 roku. Byłem temu przeciwny, bo skoro przez całą kadencję wojowaliśmy, to takie porozumienie przed wyborami było mało wiarygodne. Poza tym wiedziałem, jakie są nastroje w terenie. Ludzie pukali się w głowę na wieść, że będziemy na jednej liście z Ruchem Palikota. Nasz elektorat nie jest tak bardzo nowoczesny, żeby zwalczać Kościół i propagować marihuanę. Ale wtedy młodzież doszła do głosu i przeforsowała Zjednoczoną Lewicę. W rezultacie wypadliśmy z parlamentu.
Młodzi przeforsowali Zjednoczoną Lewicę, bo wasza partia uznała, że wasz lider Leszek Miller stał się obciążeniem. U pana w województwie działacze przyjęli nawet uchwałę, żeby Miller ustąpił ze stanowiska.
Nie zgadzałem się z tym. Takich uchwał nie wolno przyjmować, jeżeli wcześniej nie dogada się z liderem, że odda władzę w partii. Wyborcy to źle odebrali. Jeździłem w tamtej kampanii po Polsce i w wielu organizacjach regionalnych słyszałem, że Miller jest obciążeniem. Ale gdy pytałem, kto ma go zastąpić, to słyszałem: nie wiadomo, trzeba kogoś wymyślić. Rozmawiałem też z Leszkiem. Próbowałem go namówić, żeby w obliczu takich nastrojów wycofał się na drugi plan, przestał chodzić do mediów. Ale to nie jest takie proste. Miller mówił: „Dobrze, wycofam się do drugiego szeregu", ale w wielu przypadkach dziennikarze chcieli tylko jego obecności i za godzinę znowu był w telewizji.
Ale dlaczego nagle Miller został w partii uznany za balast?
Nie widziałem racjonalnego uzasadnienia dla takich opinii. Przecież jeździliśmy podczas kampanii po Wybrzeżu i gdzie się nie pojawiliśmy, to Miller był wielką gwiazdą. Ludzie się cisnęli, żeby zrobić sobie z nim zdjęcie, pogadać, uścisnąć dłoń. Myśmy mu mówili: „Leszek, nie jest najlepiej, może zejdź na dalszy plan". On mówił dobrze, a potem jechaliśmy w teren i był pierwszą gwiazdą. Dlatego w pewnym momencie zaczął podejrzewać, że po prostu ktoś z nas próbuje go utrącić. Moim zdaniem nasi działacze za dużo naoglądali się TVN, a tam zawsze słyszeli, że Miller jest dla nas obciążeniem i w końcu w to uwierzyli. TVN wyraźnie sympatyzował z Platformą Obywatelską i robił wszystko, żeby SLD nie miał za dużego poparcia i nie zabierał głosów Platformie. A gdybyśmy weszli do Sejmu, to PiS nie miałoby samodzielnej większości i wszystko wyglądałoby inaczej. Platforma też.
To wasza wina, że nie weszliście do Sejmu, bo podwyższyliście sobie próg wyborczy, tworząc koalicję.
Pamiętam jak dziś wystąpienie prof. Tadeusza Iwińskiego, który na jednym z ostatnich posiedzeń Rady Krajowej powiedział, że jeżeli już musimy iść z tym Palikotem do wyborów, bo decyzja została ogłoszona, to idźmy jako komitet wyborczy wyborców, czyli bez progu.
Wtedy pozbawilibyście się dotacji z budżetu państwa, przysługującej partiom politycznym.
No i co z tego? Od przyszłego roku pewnie i tak nie będziemy mieli finansowania z budżetu. A tak bylibyśmy w Sejmie, mielibyśmy posłów, którzy płaciliby wyższe składki, może byśmy współrządzili i mieli ze dwóch prezesów spółek Skarbu Państwa, którzy wpłacaliby składki specjalne. Jakoś byśmy przeżyli. Ale ten pomysł nie przeszedł.
Jerzy Wenderlich, wasz wicemarszałek Sejmu, uważa, że nieważne, co byście zrobili i tak ponieślibyście porażkę, bo Leszek Miller ciągnął was w dół.
Przemawia chyba przez niego żal za utraconym splendorem. Jerzy Wenderlich sam mógł nas politycznie poratować. Pod koniec kadencji przez krótki czas kierował pracami Sejmu. Mógł tej władzy nie oddać. Mieliśmy jeden temat, który chcieliśmy przeforsować w Sejmie, czyli powiązanie prawa do emerytury ze stażem pracy. To był nasz projekt, który czekał na rozpatrzenie. Prosiliśmy Jurka na kolanach: nie oddawaj władzy, przeforsujemy nasz temat i politycznie pójdziemy do przodu. Chodziło o jedno posiedzenie Sejmu. Ale on odmówił, że to nie wypada, a poza tym obiecał pani premier Ewie Kopacz, iż tego nie zrobi. A gdybyśmy przeforsowali tę zmianę, to nasza sytuacja byłaby inna. Przecież dzięki obietnicy obniżenia wieku emerytalnego PiS wygrało wybory. To, co teraz PiS robi w sferze socjalnej, to były nasze projekty, które leżały w Sejmie.
Nie mieliście projektu 500+.
Ale mieliśmy inne pomysły wsparcia socjalnego rodzin i dzieci. Jeżeli Jurek ma takie pretensje do Millera, to niech się też uderzy we własne piersi.
Co teraz będzie z waszą partią?
Na razie Sojusz jako jedyna partia na lewicy ma szanse na wejście do Sejmu. Ruch Palikota nie istnieje, a w Partii Razem jest trochę młodych, fajnych ludzi, ale poparcie dla nich jest minimalne. Sądzę jednak, że wszystkie partie opozycyjne muszą pójść blokiem do wyborów przeciwko PiS-owi. Jeżeli tego nie będzie, to PiS utrzyma władzę na kolejne cztery lata.
Dlatego, że mają dobre pomysły, czy dlatego, że opozycja jest słaba?
Ich pomysły socjalne są bardzo dobre. Wsparcie dla rodzin z dziećmi jest niezbędne, żeby ludzie żyli na przyzwoitym poziomie. Zgadzam się z obniżeniem wieku emerytalnego. Należy stworzyć takie warunki, żeby ludzie chcieli pracować dłużej, a nie ich do tego zmuszać, chociaż nie mają pracy. Ktoś może powiedzieć, że niedobrze, że kobiety mają niższy wiek emerytalny niż mężczyźni. A ja się pytam, dlaczego niedobrze, skoro kobiety są bardziej obciążone, bo nie dość, że pracują zawodowo, to jeszcze prowadzą dom, wychowują dzieci. Taki jest profil polskiej rodziny. To, co PiS robi z sądami czy Trybunałem Konstytucyjnym, jest złe. Ale ludzie się tym nie interesują.
Przecież były protesty.
Nieliczne. Ludzie dostali 500+, wiek emerytalny, podwyższoną płacę minimalną. To na kogo będą głosowali? Co z tego, że myśmy mieli podobne pomysły, skoro ludzie mówią – ale wyście tego nie wprowadzili. Leszek mi zawsze powtarzał, że gdy był premierem, to najważniejsze było podźwignięcie państwa z zapaści finansowej, zasypanie dziury Bauca. Ale ludzie zagłosowali na SLD, bo miał dobry program, którego później nie zrealizował. Co z tego, że zostawiliśmy w państwowej kasie 6 mld zł niewykorzystanego budżetu. Pamięta pani tego idiotę premiera, który to zrobił? Kto przed wyborami zostawia w kasie 6 mld zł, zamiast je rozdać?
A pan zamierza wrócić do Sejmu?
Nie. Zamierzam wrócić do samorządu. W Sejmie można nic nie robić i jakoś to leci. W samorządzie trzeba codziennie być i robić. Na stanowisku starosty udało mi się zbudować urząd powiatowy, pozyskać środki przedakcesyjne, bo byliśmy jednym z najbiedniejszych powiatów w Polsce, zbudować kawałek drogi, halę przy szkole. To są to namacalne efekty mojej pracy. Mogę powiedzieć: dzięki mnie to powstało. A po ośmiu latach w Sejmie mogę powiedzieć tylko tyle, że przez osiem lat jeździłem do Warszawy. Bo opozycja w Sejmie nic nie znaczy, może tylko gadać. Dla mnie to nie jest atrakcja.
—rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95