Niewielu pisarzy wytrzymuje próbę czasu. Żeby nie być gołosłownym, rzućmy okiem na listę noblistów z dwóch pierwszych dekad XX wieku – nagroda Akademii Szwedzkiej, mimo licznych wad, jest niezłym probierzem sławy i popularności, zwykle przyznaje się ją bardzo cenionym (w danym momencie) twórcom. Obok autorów do dziś rozpoznawalnych i czytanych na liście laureatów znajdziemy takie postaci jak Henrik Pontoppidan, Karl Gjellerup (Duńczycy), Verner von Heidenstam (Szwed), Paul Heyse, Rudolf Eucken (Niemcy), Giosue Carducci (Włoch) czy Bjornstjerne Bjornson (Norweg). Josepha Conrada na niej nie ma, podobnie zresztą jak innego giganta tamtych czasów, Lwa Tołstoja. Obaj wytrzymali jednak próbę czasu zdecydowanie lepiej od wymienionych noblistów. O ile Tołstoj ceniony jest przede wszystkim za niezwykłą wnikliwość w kreśleniu ludzkich charakterów i wyjątkową umiejętność szkicowania panoramicznych fresków (a i za świetnie poprowadzone fabuły, co przecież nie bez znaczenia dla współczesnych czytelników), o tyle Conrada, którego 160. rocznicę urodzin obchodzimy w tym roku (stąd ustanowienie roku 2017 przez Sejmową Komisję Kultury i Środków Przekazu Rokiem Josepha Conrada-Korzeniowskiego), wyróżnia wręcz niebywała aktualność.
W prozie autora „Nostromo", którą w Polsce często sprowadzano głównie do marynistyki i jednoznacznie interpretowanego wymiaru moralnego (choć należy podkreślić, że dla pokolenia Armii Krajowej był on wielkim autorytetem moralnym, czego świadectwem jest szkic „Conrad mojego pokolenia" Jana Józefa Szczepańskiego; sam Conrad mówił „jesteśmy przyzwyczajeni chodzić w bój bez złudzeń"), odnajdziemy bowiem niemal wszystkie najważniejsze problemy naszych czasów – począwszy od schedy po kolonializmie, przez emigrację, terroryzm i rasizm, po wpływ technologii i wolnego handlu.
W oczywisty sposób wiąże się to z osobistymi doświadczeniami autora „Lorda Jima". Gdyby nie odwiedził Konga, z pewnością nie powstałoby „Jądro ciemności", gdyby nie pływał na morzu, być może nie zainteresowałby się „końcem epoki żaglowców". Tak ważne dla niego polskie korzenie sprawiły, że interesował się też wszystkim, co dzieje się w rosyjskim imperium, a to z kolei znalazło odzwierciedlenie choćby w powieści „W oczach Zachodu", której tematem jest śmiertelny konflikt między tłumiącym wszelką swobodę samodzierżawiem a rewolucją.
„Tajnego agenta" – również koncentrującego się na terroryzmie – przypominano po zamachu 11 września 2001 roku, zaś „Nostromo" opowiada o roli wielkiego kapitału międzynarodowego, a także – jak zauważył najwybitniejszy polski conradysta profesor Zdzisław Najder – „o zwycięstwie »postępowego« porządku, narzuconego przez siłę »interesów materialnych«, porządku przynoszącego względny dobrobyt, okupiony zniewoleniem i duchowym wyjałowieniem". Dodajmy do tego Conradowską wizję „Europy bez granic", realizowaną w ograniczonej mierze przez Unię Europejską, i ważny w dobie licznych kataklizmów naturalnych wątek obojętności przyrody na człowieka pojawiający się w opowieści „Wtajemniczenie" ze zbioru „Zwierciadło morza". Trudno o równie współczesnego autora, który żyłby na przełomie XIX i XX wieku.
Obywatel świata
Aktualność dzieła Josepha Conrada była jednym z głównych tematów konferencji „Conrad nasz współczesny", organizowanej dzięki wsparciu Instytutu Książki, w której wzięli udział najwybitniejsi conradyści z Polski i ze świata. Jak ich zdaniem polsko-brytyjski pisarz widziałby współczesność i w jakim tonie by ją opisywał? „Proza Conrada pozostaje równie świeża, aktualna i przedstawia podobne wyzwanie jak wtedy, gdy Conrad ukazywał w »Jądrze ciemności«, co kryje się za »cywilizującą« misją Belgów w Kongu króla Leopolda" – mówił profesor Robert Hampson, przewodniczący brytyjskiego Towarzystwa Josepha Conrada. Angielski badacz uważa, że z pewnością pisarza niepokoiłyby autokratyczne tendencje we współczesnej Rosji i – jako zwolennika idei zjednoczonej Europy – brexit. Profesor John G. Peters, redaktor naczelny periodyku „Conradiana" i były prezes Amerykańskiego Towarzystwa Josepha Conrada, również zwraca uwagę na sytuację w Rosji: „Conrad byłby oczywiście zadowolony, widząc niepodległą Polskę. Poświęcił tej sprawie wiele miejsca w swych późnych tekstach. Ale sądzę, że martwiłyby go niepokoje polityczne w tak wielu częściach świata, zwłaszcza wpływ ekonomiczny i kontrola, jaką silne kraje mają nad słabszymi".