Wizje „globalnej wioski" się nie sprawdziły. I te snute przez piewców globalizacji, jak utopia jednego, globalnego i postępowego społeczeństwa, jak i te, którymi straszyli antyglobaliści – pozbawiony możliwości realnego wyboru mcświat, w którym o tym, co wartościowe, decydować miały amerykańskie stacje telewizyjne i studia filmowe. Okazało się, że globalizacja, która miała całkowicie wykorzenić lokalne społeczności i ujednolicić wzorce kulturowe, paradoksalnie wzmaga nasze poczucie lokalności. Wraz z postępem globalistycznych procesów właściwie na całym świecie odżywają miejscowe tradycje.
Antropolodzy mówią dziś o renesansie lokalizmu, czyli silnego przywiązania do konkretnego miejsca na ziemi – ojczyzny prywatnej, jak pisał socjolog Stanisław Ossowski. I coraz mocniej w naukach społecznych przebija się pogląd, że nie jest to jedynie kontrreakcja na globalizację, na to, co zachwiało naszym poczuciem tożsamości i bezpieczeństwa, ale że ten lokalistyczny trend jest właśnie nieodzowną częścią globalizacji.
Szukając korzeni
Socjolog Anthony Giddens w pracy „Nowoczesność i tożsamość" pisał: „globalizacja dokonuje swoistej inwazji w lokalność, lecz nie prowadzi do zniszczenia lokalnych kontekstów; wprost przeciwnie, nowe formy lokalnej tożsamości kulturowej i autoekspresji są przyczynowo związane z procesami globalizacji". W tym kontekście antropolog kultury Roland Robertson przeniósł na grunt nauk społecznych znane z marketingu pojęcie glokalizacji, podkreślając nierozerwalność globalizacji i lokalizmu jako dwóch procesów sprzężonych ze sobą zwrotnie i wzajemnie się potęgujących.
Najprościej tłumacząc, im mniejszy staje się dla nas świat – wszystko wydaje się być na wyciągnięcie ręki; im żyjemy szybciej i podróżujemy dalej, tym większe znaczenie mają dla nas miejsce i społeczność, które sami uznajemy za to, co nas definiuje. Zarazem im dalej codziennie sięga nasz wzrok, im większe kręgi zatacza nasz świat, tym bardziej to, co nas definiuje, umiejscawiamy coraz bliżej. Jest to mocno subiektywne, gdyż w coraz bardziej globalnym świecie własnych korzeni szukamy w sposób mocno zindywidualizowany. O lokalizacji prywatnej ojczyzny decydujemy samodzielnie. Jak pisał Ossowski, jeśli mamy złe wspomnienia z dzieciństwa, ojczyzną prywatną będą dla nas miejsca związane z bardziej radosnym okresem życia.
To poszukiwanie zakorzeniania wynika właśnie ze wzmagającego poczucia lokalności. Stąd moda na wszelką genealogię, odkrywanie kart rodzinnej historii. To nie tylko polski trend. Antropolog kultury prof. Wojciech Burszta mówił w „Plusie Minusie", że jest on też widoczny w bogatszych, więcej zyskujących na globalizacji państwach. – Najlepiej widać to w Niemczech, gdzie dziś bardzo starannie pielęgnuje się domy, które należały do przodków, czy wręcz buduje się nowe siedziby na wzór tych dawnych – opowiadał w wywiadzie pt. „Wieś w mieście" (22–23 października 2016 r.).