Należy zwołać konstytuantę, aby rozwinąć europejskie państwo federalne – Emmanuel Macron czekał na taki przekaz z Berlina, od kiedy zostały powołany na najwyższy urząd w państwie w maju 2017 r. Odpowiedź zza Renu pojawiła się wreszcie w umowie koalicyjnej, zawartej na początku grudnia przez socjaldemokratów, Zielonych i liberałów. Ale dla prezydenta to już za późno. Role w niemiecko-francuskim tandemie się odwróciły. Gdy hamulcowy nacisnął na gaz, euroentuzjazm Francuzów wyparował. Kampania przed kwietniowymi wyborami przekształciła się nad Sekwaną w wyścig o to, kto najskuteczniej cofnie integrację, a nie pchnie ją do przodu. Nawet Macron, jeśli marzy o drugiej kadencji, musi przynajmniej do jakiegoś stopnia wpisać się w tę rywalizację.
Czytaj dalej. Tylko 29,90 zł miesięcznie
Dostęp do serwisu rp.pl, w tym artykuły z Rzeczpospolitej i Plus Minus.
Możesz zrezygnować w każdej chwili.