W tle mamy za to z kolei coś, co stanowi jakby drugą stronę prospołecznej i interwencjonistycznej korekty pisowskiej rewolucji. Inflacja pierwszy raz od dekady przekracza 5 proc. Szczególnie mocno zdrożały paliwa, prąd, gaz. Rządowi długo udawało się utrzymywać ją w ryzach. Jeśli jednak teraz nie da rady (a już nie daje), opozycja wykorzysta to bezlitośnie. Troska o zwykłych ludzi zostanie przedstawiona jako uderzenie w nich.
Zdaniem Ludwika Dorna to najpoważniejsze zagrożenie dla władzy PiS. Jeśli jednak inflacja zwolni, być może rządzący uciekną po raz trzeci spod wyborczego noża.
Czy zagranica obali rząd?
Bardziej niejasna jest konsekwencja starć polskiego rządu z zagranicą. Wydawały się być jedną z recept liderów PiS na politykę wewnętrzną. Czasem trudno się temu zresztą dziwić. Czy Polaków nie ma prawa – przykładowo – przerażać nakaz zamknięcia kopalni w Turowie przez jedną hiszpańską sędzię? I to w ramach zabezpieczenia powództwa, bo w ostateczności unijne organy nie mają do tego prawa. A może już mają? Prawem kaduka?
Gdyby do tego doszło, oznaczałoby to zablokowanie elektrowni zaopatrującej w prąd kilka milionów ludzi w Polsce. Jan Rokita trafnie dowodzi na łamach „Sieci", że była to decyzja niepoprzedzona rozpoznaniem sytuacji przez prawniczkę. Za to można podejrzewać, że za werdyktem stały polityczne uprzedzenia do Polski (choć także i polskie błędy w przeszłości). Czesi zręcznie to wykorzystali.
To mogłoby ułatwiać mobilizację Polaków wokół władzy. Czy jednak jest to możliwe we wszystkim? Czy na przykład groźba trwałego wstrzymania europejskich funduszy utwardzi społeczeństwo? Może nawet wzmocni postawy eurosceptyczne? Czy przeciwnie, będzie w coraz większym stopniu dowodem przeciw obecnej władzy jako nieumiejącej się dogadać ze światem?
Opozycja wciąż epatuje widmem polexitu, a Donald Tusk zaproponował jako remedium zmianę konstytucji, która wpisuje unijne członkostwo do ustawy zasadniczej. Z kolei Adam Michnik przyznał otwarcie, że kibicuje wojnie z polskim rządem przy pomocy „ulicy i zagranicy" – skoro mamy władzę autorytarną, zagraniczna presja jest czymś równie uprawnionym jak w czasach komunizmu.
Rzecznik PiS Radosław Fogiel spytał, gdzie przesłać Michnikowi kwiaty. Bo redaktor naczelny „Gazety Wyborczej" się odsłonił i pokazał plan opozycji chcącej obalać, albo przynajmniej blokować, demokratycznie wybrany polski rząd przy pomocy obcych. O ile jednak spór o Turów ma dla społeczeństwa realny wymiar, o tyle spór o reformę (albo „deformę") sądownictwa już niekoniecznie. I to nawet dla tych, którzy nie są, jak Michnik, pewni, że mają do czynienia z władzą likwidującą wolność (sam skądinąd zawsze uważałem, że to władza nieporządnej, populistycznej, ale jednak demokracji).
Opozycja wciąż epatuje widmem polexitu, a Donald Tusk zaproponował jako remedium zmianę konstytucji, która wpisuje unijne członkostwo do ustawy zasadniczej
Nie jest pewne, na ile Polacy zaryzykują kolejne zewnętrzne wstrząsy, a może i ekonomiczne wyrzeczenia, w obronie suwerenności. I z czym ta suwerenność będzie im się w ostateczności kojarzyć, także za sprawą metody rządzenia samego PiS. Może więc nadzieje Michnika, choć pobrzmiewają cynizmem, nie są płonne?
W tle powinna nas czekać szeroka dyskusja o naszych relacjach z Unią, ale wobec ostrości polaryzacji sprowadzi się ona do kilku haseł. Ważny polityk PiS przekonuje, że pieniądze Polska w końcu dostanie. Tyle że to być może prototyp kolejnych tego typu starć.
Wobec takiego ryzyka tym bardziej na rękę dziś rządzącym są takie zaburzenia jak kryzys na polskiej granicy. Bo tu wybory wydają się bardziej jednoznaczne. Co nie znaczy, że to rządzący ten kryzys rozpętali i że znamy klarowne alternatywne drogi jego rozwiązania. Na szczęście dla Kaczyńskiego w tej jednej sprawie ma on Unię, radą czy nie radą z tego faktu, mniej więcej po swojej stronie. Tego opozycji nie udaje się zaciemnić, choć próbuje.
„Jak nie umrze, to żyć będzie, tak lekarze powiedzieli" – ten cytacik z „Koziołka Matołka" staje się żelazną maksymą dla naszych znawców politycznej sceny. Możliwe, że Kaczyński wygra kolejne wybory, ale będzie bezsilny: z jednej strony hamowany przez konfederackiego koalicjanta, z drugiej – przez unijne instytucje. A przecież mówiono o nim, że nie interesuje go panowanie, lecz realne rządzenie. Na razie podobno pociesza się pomysłami na reformę polskiej armii.