Jest jak zwierzę, które trzeba karmić cały czas – tak kampanię samorządową określił jeden z polityków, z którymi nieoficjalnie rozmawialiśmy kilka tygodni temu. Dziś politycy, kandydaci i ich zaplecza, a także dziennikarze i publicyści żyją według nowego zegara – dużo szybciej tykającego nawet względem kampanii z 2015 r., a co dopiero względem wcześniejszych. Tzw. kontent musi być cały czas dostarczany wyborcom. Mediom również. Inaczej od razu słychać pytania: „Gdzie jest kandydat?"; „Skąd ten przestój?"; „Co się dzieje, że to konkurencja nadaje ton?".
„Kampania totalna" – to inne określenie, które pojawiło się w ostatnim czasie. Kombinacja dużego znaczenia mediów społecznościowych, ogromnych emocji, zawrotnego tempa, wysokiej stawki i absolutnej polaryzacji polskiej sceny politycznej i medialnej – to wszystko powoduje, że wybory samorządowe w 2018 r. nie przypominają żadnego starcia wyborczego wcześniej. A to ma swoje konsekwencje nie tylko dla wyborców i samych zainteresowanych, ale też dla dziennikarzy. Zwłaszcza tych, którzy chcą rzetelnie relacjonować, co się dzieje. Bo polaryzacja dotknęła nie tylko polityki, ale też w równym stopniu mediów.
– Albo należysz do jednego plemienia, albo do drugiego. A z obydwu stron jest już tylko krzyk – podsumowuje sytuację jeden z naszych rozmówców, polityk z wieloletnim doświadczeniem w kontaktach z mediami. I nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się polepszyć w najbliższych latach, gdy Polacy będą decydować nie tylko o kształcie samorządów czy Parlamentu Europejskiego, ale gdy po raz kolejny będą wybierać prezydenta i skład Sejmu.
Centrum umiera
W polskiej polityce od lat trwają poszukiwania trzeciej siły, która miałaby przełamać duopol PO–PiS. Wydawało się, że to przełamanie nastąpi właśnie podczas tegorocznych wyborów samorządowych. Nic takiego do tej pory się nie stało. Wręcz przeciwnie: zarówno na scenie ogólnokrajowej, jak i w miastach starcie koncentruje się wokół walki Platformy z PiS. Widać to bardzo dobrze w Warszawie, gdzie sondaże nie dają szans innym kandydatom spoza dwójki Jaki–Trzaskowski – nawet na osiągnięcie 10 proc. poparcia. W tej sytuacji każdy zbliżony do tego poziomu wynik polityków takich jak Jan Śpiewak, Jacek Wojciechowicz czy Marek Jakubiak będzie uznawany za duży sukces.
Kandydaci próbują różnych metod, by przebić się jako trzecia siła, ale bez większego rezultatu. Większość ich pomysłów koncentruje się na akcentowaniu chwytliwych haseł i kampanii prowadzonej na ulicach, ewentualnie – jak to robi Wojciechowicz – budowaniu poparcia u odchodzących z Platformy (i nie tylko) lokalnych polityków i radnych.