To nie jest taka wojna, żeby szafować życiem, w końcu potrzebnym nie tylko jemu – ma przecież żonę i córkę. Odtąd przestał w Czeczenii walczyć, a zaczął zarabiać. Co dziesiąta beczka z paliwem, w które zaopatrywał i swoich, i wrogów, miała być jego. I była.
Władimir Makanin w powieści „Asan” stworzył bohatera skrojonego na miarę naszych czasów, do wojny w Czeczenii pasującego idealnie. Ten, w cywilu inżynier budowlany niepotrafiący zarobić większych pieniędzy, nagle odkrył w sobie kilka talentów naraz: bo i kupiecki, i negocjacyjny, i organizacyjny. To nie jest Milo z „Paragrafu 22” Josepha Hellera, Żylin nie ma w sobie cwaniactwa, przestrzega zasad biznesu, jakim się zajął, a w interesach jest lojalny. Oczywiście, ma świadomość tego, że łamie prawo, ale widzi też, że: „Armia jest teraz nie całkiem sterowalna. Nie może dojść do formy. Brak dyscypliny. A skoro nie ma dyscypliny, to niech zaopatrzeniem w paliwo steruje przynajmniej rynek. Inaczej będzie chaos”.
[srodtytul]Dom nad rzeką[/srodtytul]
Ma przed sobą wytknięty cel. Kupił działkę nad rzeką i zaocznie – wysyłając żonie dolary (to jest prawdziwa waluta w Czeczenii) – stawia na niej dom. Jest już parter, ściany rosną... Skończy służbę, to zamieszka tam z rodziną, ściągnie ojca, niech też zapomni o zapyziałych czteropiętrowych blokach, w których żyli za sowieckich czasów.
Kłopot tylko z tym starym... Powiada, że zostanie z narodem, czyli nadal będzie pił wódkę pod sklepem ze swoimi sinolicymi koleżkami, zastanawiał się, czy Lenin był mesjaszem i czy Chińczycy, gdy dojdą wreszcie do Moskwy i zaleją plac Czerwony, przyniosą na swoich sztandarach tę samą nieśmiertelną ideę. Ojciec... Prawdziwy pijący człowiek sowiecki. „Niewyżyty, niezrozumiały, miłujący Achmatową”.