W niedzielę ulicami Paryża przejdzie marsz w obronie rodziny. Czy rodzina naprawdę potrzebuje dziś takiej obrony?
Tak, bo jest zagrożona. I to nie tylko we Francji, ale w całej Europie.
Aktualizacja: 12.01.2013 00:00 Publikacja: 12.01.2013 00:01
Foto: ROL
W niedzielę ulicami Paryża przejdzie marsz w obronie rodziny. Czy rodzina naprawdę potrzebuje dziś takiej obrony?
Tak, bo jest zagrożona. I to nie tylko we Francji, ale w całej Europie.
Jakiego rodzaju jest to zagrożenie?
Zagrażają jej przepisy, których celem jest legalizacja tak zwanych małżeństw homoseksualnych. Tym związkom daje się też możliwość adopcji dzieci. Ale nie tylko o adopcję tu chodzi. Także o to, że pary homoseksualne dostają prawo do poczęcia dzieci metodą in vitro. I to się naprawdę już dzieje. We Włoszech na początku roku głośna była historia pary lesbijek, którym urodziło się dziecko z probówki. W całej tej sprawie można więc wyodrębnić kilka etapów. Najpierw państwo uznaje związki nieformalne – zarówno homoseksualne, jak i heteroseksualne. We Francji na przykład kilkanaście lat temu wprowadzono PACS. W konsekwencji zrównane zostają prawa związków nieformalnych z małżeństwami. I co się dalej dzieje? Tradycyjna rodzina przestaje być punktem odniesienia dla społeczeństwa zachodniego. Mamy więc do czynienia z totalną relatywizacją.
Ale społeczeństwo się przecież zmienia. Nie jest takie, jakie było na przykład w XIX wieku. Może więc nie ma się co dziwić, że model rodziny też się zmienia?
Z pewnością w dzisiejszej Europie rodzina różni się od tej sprzed 100 lat, a nawet od tej sprzed 20 czy 30 lat. Ale pytanie, jakie w tym kontekście powinniśmy sobie zadać, brzmi: jakie są powody tych zmian.
A jakie są?
Rodzina zmienia się wskutek pewnych projektów. Rozwój historyczny jest bowiem rezultatem wyborów ideologicznych i politycznych. Przemian społecznych nie można traktować tak jak procesów naturalnych. Naturalnym procesem jest bieg rzeki w stronę morza, burza czy wybuch wulkanu. Tym zdarzeniom nie jesteśmy w stanie zapobiec. Ale to, co się zdarza w historii, to już jest owoc ludzkich wyborów. Model rodziny się zmienił, dlatego że począwszy od rewolucji '68 roku znaczenie tradycyjnej rodziny jest podważane. Dziś w Europie mamy do czynienia z pewnym projektem ideologicznym, którego celem jest zniszczenie tradycyjnej rodziny.
Kto miałby być autorem takiego projektu?
Różne ideologiczne lobbies, które negują fakt istnienia naturalnego, a więc chrześ- cijańskiego, porządku. To ideologie, które utrzymują, że nie istnieje obiektywna natura ludzka, tak samo ważna dla wszystkich ludzi w każdym czasie i każdej epoce. Mam na myśli przede wszystkim ideologię gender, zgodnie z którą bycie mężczyzną lub kobietą nie wynika z prawa naturalnego i nie jest faktem niezmiennym. Jest raczej wynikiem historycznych wyborów. Zgodnie z tą ideologią natura ludzka jest zmienna – mężczyzna może stać się kobietą i na odwrót. Ludzie przybierają role krótkotrwałe i prowizoryczne. Według mnie tej szkodliwej ideologii należy się z całą mocą przeciwstawić, prezentując odmienny punkt widzenia, odmienne zasady, wartości i inną wizję człowieka.
Jak się przeciwstawić?
Choćby tak, jak zrobią to uczestnicy manifestacji w Paryżu. Tak jak robili to obrońcy rodziny już wcześniej – pokazując, że istnieje niezmienne prawo naturalne. Mijają wieki, zmieniają się warunki społeczne, a pewne zasady i wartości nie. Wśród nich jest rodzina złożona z kobiety i mężczyzny, którzy łączą się po to, by mieć potomstwo. Z tego punktu widzenia rodzina homoseksualna nie jest żadną rodziną. Jest związkiem nienaturalnym i niepłodnym.
A nie wydaje się panu, że dziś są już możliwości medyczne, by taki związek uczynić płodnym? Jest in vitro, są matki surogatki?
Nie. Bo wyobraźmy sobie taką oto sytuację – w rodzinie dwóch lesbijek rodzi się dziecko. Jak to się stało? Jedna z kobiet musiała zostać sztucznie zapłodniona przez mężczyznę, a nie przez drugą kobietę, swoją partnerkę.
Ale czy ta druga kobieta nie może adoptować dziecka? Czy matka adopcyjna nie może być równie dobrą matką jak naturalna?
Dziecko potrzebuje matki i ojca. Kobieta i mężczyzna wzajemnie się uzupełniają. Zatem dziecko, które się rodzi w rodzinie dwóch matek lub dwóch ojców, rodzi się w stanie nierównowagi. Jeśli nawet w tym homoseksualnym związku jedna z kobiet pełni rolę ojca, to dzieje się to wbrew jej naturze. Bo kobieta i mężczyzna, chcą czy nie chcą, mają swoje natury biologiczne. Zatem kobieta, która chce się zmienić w mężczyznę, może to zrobić z punktu widzenia ideologicznego, ale nigdy nie będzie mogła tego zrobić z punktu widzenia biologicznego.
Zwolennicy teorii gender twierdzą jednak, że role społeczne – jak sam pan wspomniał – są nabywane w procesie socjalizacji. Tych ról można się więc po prostu nauczyć. Nie sądzi pan, że to możliwe?
Absolutnie nie. To całkowicie błędna teoria. W dzisiejszym świecie konkurują dwie przeciwstawne doktryny. Jedna to – jak mówimy – doktryna gender. I druga, która mnie wydaje się jedynie właściwa, głosi, że rola kobiety i mężczyzny jest nam dana przez naturę. Naturę, która jest czymś wcześniejszym od naszego wyboru. Nie jesteśmy w stanie stworzyć natury ani jej zmienić. Musimy więc ją szanować i przestrzegać jej zasad. Proszę zwrócić uwagę – zwierzęta instynktownie przestrzegają praw natury. Ludzie natomiast chcą zmieniać naturę. Chcą zrobić z siebie bogów. To rodzaj deifikacji człowieka, czyli buntu przeciwko naturze, która została nam dana – a w rezultacie to bunt przeciwko Bogu, który jest Stwórcą natury. Jest w tym jakaś irytująca forma indywidualizmu. Ale jednocześnie jest to też bunt przeciwko naszej przyszłości. Małżeństwo dwóch mężczyzn lub dwóch kobiet nie może być bowiem szczęśliwe. W związku z tym dziecko, które rodzi się w takiej rodzinie, jest z góry skazane na nieszczęśliwe życie.
Mówi pan „nieszczęśliwe życie". Ale czy ktoś to sprawdził? Ma pan jakieś dane? Działacze organizacji homoseksualnych przekonują, że jest dokładnie odwrotnie. Takie rodziny mają identyczne szanse na szczęście jak te heteroseksualne.
Odwrócę pani pytanie i zapytam: a czy ktoś sprawdził to, co te organizacje mówią? Mówić jest łatwo, gorzej z weryfikacją. W związkach homoseksualnych jest dużo więcej przypadków depresji, samobójstw, gwałtownych napięć, w tym także zbrodni, niż w związkach tradycyjnych. Pokazują to już dziś badania psychologiczne.
Natura jest czymś wcześniejszym od naszego wyboru. Nie jesteśmy w stanie jej stworzyć ani zmienić. Musimy ją szanować, przestrzegać jej zasad
Twierdzi pan, że to są fakty zweryfikowane przez psychologów?
Wciąż są weryfikowane, bo eksperyment z małżeństwami homoseksualnymi dokonuje się na naszych oczach. Ten eksperyment zaczął się niedawno. Ale w tej chwili dane, którymi dysponujemy, są takie, a nie inne.
Załóżmy, że jest tak, jak pan mówi. Dlaczego więc europejskie rządy nie widzą tych zagrożeń?
To prawda, nie widzą. I to nie tylko rządy socjalistyczne, ale także niektóre konserwatywne. Na przykład rząd Camerona w Wielkiej Brytanii wydaje się podatny na wprowadzenie takich eksperymentów. A dlaczego? Dlatego, że na te rządy presję wywierają wpływowe lobbies, które promują różne ideologie, także ideologię gender. Niestety, pod ich wpływem znajdują się też instytucje europejskie. Unia Europejska, która poniosła klęskę ekonomiczną (bo euro jest dziś w poważnym kryzysie) oraz polityczną (bo ma problem z przywództwem), sama przekształca się w coś w rodzaju lobby ideologicznego, które chce narzucać różnym krajom swoje zasady. Przykład pierwszy z brzegu – chce zmusić Irlandię, Polskę czy Maltę do liberalizacji prawa aborcyjnego. Albo próbuje narzucić krajom obowiązek zrównania związków homoseksualnych z małżeństwami. Albo wprowadzić w Europie nową kategorię przestępstwa: homofobię. Gdyby to się udało, wtedy przed sądem można by postawić kogoś, kto broni tradycyjnej rodziny i krytykuje małżeństwo homoseksualne. To jest według mnie dyktatura relatywizmu. I do tego właśnie problemu często nawiązuje Benedykt XVI. Papież w swoich dwóch ostatnich wystąpieniach – pod koniec grudnia w kurii rzymskiej i 1 stycznia w orędziu na Światowy Dzień Pokoju – wyraźnie powiedział, że małżeństwa homoseksualne stanowią czynnik destabilizujący społeczeństwo i zagrażają pokojowi społecznemu.
To jak wyjaśni pan fakt, że małżeństwa homoseksualne cieszą się sporym poparciem społecznym. Z różnych badań wynika, że popiera je ponad 50 proc. Amerykanów, około 60 procent Francuzów czy 45 procent Włochów.
Ludzie nie są świadomi zagrożeń, jakie te małżeństwa ze sobą niosą. Poza tym te liczby nie pokazują wcale, że 50 procent Amerykanów sprzyja małżeństwom homoseksualnym w takim sensie, że sami by je zawarli. Mamy raczej do czynienia ze źle pojętą ideą wolności. A w takim klimacie źle pojmowanego liberalizmu i relatywizmu moralnego zaczyna dominować idea, zgodnie z którą każdy na prawo robić to, na co ma ochotę.
I pan uważa, że to niedobrze?
Niedobrze, bo to szkodliwa idea. Gdy tradycyjna rodzina traci ochronę i wsparcie państwa, wtedy dochodzi do jej pęknięcia. A w konsekwencji – do pozrywania więzi społecznych. W takim wypadku można by więc spytać: a dlaczego nie zalegalizować kazirodztwa? Dlaczego nie poligamii? Albo zoofilii? Gdybyśmy chcieli być spójni w naszym myśleniu, to skoro każdy człowiek jest wolny, to wszystkim powinniśmy dać pełną wolność w wyrażaniu ich skłonności seksualnych. Jeśli zaś chronimy model rodziny, który uznajemy za najlepszy dla naszego społeczeństwa, wtedy możemy zakazać i poligamii, i kazirodztwa. W przeciwnym razie zaczniemy się miotać od ściany do ściany.
Cały czas mówi pan o potężnych grupach ideologicznych, które wywierają presję na europejskie rządy. Może je jakoś pan zidentyfikować? I dlaczego tak się uwzięły właśnie na rodzinę?
Wszystko zaczęło się w czasie rewolucji '68 i potem, po upadku muru berlińskiego, gdy idee komunistyczne się rozprzestrzeniły w Europie. Porównuję tę ideologię do marksizmu nie przypadkiem. Jesteśmy dziś bowiem świadkami tego, jak zachodnie grupy ideologiczne próbują zaprowadzić nam w Europie porządek postkomunistyczny z jego materializmem dialektycznym. To próba wprowadzenia utopii społeczeństwa bez klas, ale także społeczeństwa bez płci. Bez mężczyzn i kobiet. Bez jasno określonych ról męskich i żeńskich. A także społeczeństwa bez państwa. I ta ideologiczna utopia, która została sformułowana w latach 90., stanowi poważne zagrożenie. Wpływa na polityków, jest też popularna w środowiskach akademickich. Mam wrażenie, że paryska manifestacja jest znakiem oporu przeciwko temu projektowi.
Kreśli pan czarną wizję świata. A ma pan jakiś pomysł, co można z tym zrobić?
Presja ma sens. Taka, jaką mogą wywrzeć demonstranci w Paryżu, presja katolików, Kościoła, wszystkich tych, którzy bronią prawa naturalnego. Myślę, że silna presja społeczna, ale także presja intelektualna może powstrzymać zmiany, które zmierzają do wywrócenia do góry nogami dotychczasowego porządku.
Naprawdę uważa pan, że to możliwe?
Z pomocą Boską, tak.
—rozmawiała Beata Zubowicz
Roberto de Mattei jest włoskim historykiem. Wykłada historię chrześcijaństwa i Kościoła na Uniwersytecie Europejskim w Rzymie oraz na uniwersytecie w Cassino. W latach 2004–2007 i 2008–2011 był wiceprezydentem Włoskiej Narodowej Rady Badań Naukowych. Jest przewodniczącym i założycielem Fundacji Lepanto (stowarzyszenia katolików świeckich), redaktorem naczelnym kwartalnika historycznego „Nova Historica" i miesięcznika „Radici Christiane". W latach 2002–2006 w dwóch rządach Silvia Berlusconiego pełnił funkcję doradcy w dziedzinie spraw międzynarodowych.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
W niedzielę ulicami Paryża przejdzie marsz w obronie rodziny. Czy rodzina naprawdę potrzebuje dziś takiej obrony?
Tak, bo jest zagrożona. I to nie tylko we Francji, ale w całej Europie.
W podcaście „Posłuchaj Plus Minus” rozmawiamy o interesujących i zajmujących, szeroko dyskutowanych zagadnieniach na kanwie tekstów z bloku głównego najnowszego numeru „Plusa Minusa”. Bo zawsze warto wiedzieć więcej. W dzisiejszym odcinku zadamy bardzo ważne i niecierpiące zwłoki pytanie. Polska bowiem przetrwała, ale – co dalej?
Właśnie ukazał się „Ja to ktoś inny” Jona Fossego, trzeci i czwarty tom opus magnum noblisty – wielotomowej „Septologii” o życiu malarza Aslego.
„Dunder albo kot z zaświatu” to jedna z popularnych dziś paragrafówek.
Książka „Alicja. Bożena. Ja” Jerzego Żurka to dowód złego smaku tak autora, jak i wydawcy.
Dane na temat przemieszczania się ludności, czy zagęszczenia mieszkańców, pomagają firmom i miastom podejmować odpowiednie decyzje.
Ally Pankiw w „Żarty się skończyły” przygląda się, jak ból bohaterki wpływa na jej proces twórczy.
Hiszpanie udowodnili, że niezawodność i stabilny rozwój są kluczem do zaufania, jakim obie marki darzą klienci.
Listę słów i zwrotów, które znalazły się w finale plebiscytu na Młodzieżowe Słowo Roku 2024, ogłosiło Wydawnictwo Naukowe PWN.
W Redzikowie oficjalnie otwarta została amerykańska baza antyrakietowa. To pierwsza stała instalacja sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych na terenie naszego kraju. - Dziękuję za podjęcie tych ważnych decyzji. Niech będzie swoistym symbolem, że po 25 latach obecności w NATO, ta twarda militarna infrastruktura jest w Polsce – powiedział prezydent Andrzej Duda.
To nic innego, jak próba ograniczenia naszego potencjału militarnego. Oczywiście doprowadzi to do zastosowania odpowiednich środków, w celu zapewnienia parytetu -zaznaczył rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, mówiąc o amerykańskiej bazie antyrakietowej w Redzikowie.
Warszawska policja zatrzymała na Śródmieściu czterech obywateli Turcji. Jeden z mężczyzn podejrzany jest o brutalny atak nożem, posiadanie narkotyków oraz prowadzenie samochodu pod ich wpływem.
Blisko 6 tys. młodych ludzi podejmie w pierwszym roku naukę w nowo tworzonych oddziałach o profilu mundurowym, które będą przygotowywać do pracy w policji i w Straży Granicznej.
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) poinformowała we wtorek o zatrzymaniu w Warszawie obywatela Białorusi podejrzewanego o usiłowanie dokonania podpalenia obiektu zlokalizowanego w Gdańsku. Mężczyźnie grozi kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności.
Ataki hybrydowe i wojna konwencjonalna na Ukrainie uzmysłowiły nam, że bezpieczeństwo należy wzmacniać, bo ono nie jest dane raz na zawsze - powiedział na antenie TOK FM gen. Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy strategicznego NATO. - Nigdy nie jest tak dobrze, żeby były powody do kompletnego zadowolenia. Olbrzymie pieniądze podatników, którymi dysponuje MON, nie mogą być zmarnowane, bo nie wybaczy nam tego historia ani społeczeństwo - dodał.
W obliczu sporów o upolitycznianie prokuratury niknie dyskusja o merytorycznej jakości pracy śledczych i wymaganiach, jakie powinni spełniać.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas