Zbigniew Dunin-Wilczyński, doktor historii, kolekcjoner, specjalista od orderów i odznaczeń, dobrze pamięta dzień, w którym ujrzał te rzeczy po raz pierwszy. Aluminiowa manierka, a na niej wyryte nazwiska. Czytelne dwa: Dąbrowski J. mjr J. Plocer. Na spodzie innej manierki wydrapany napis: „Niewola” i data – 2 XI 1939. W środku kolejnej zwinięty fragment sztandaru. Ich właściciele próbowali pozostawić światu wiadomość o swoim losie. A udało się to, przez przypadek, dopiero po 62 latach od chwili, kiedy zabito ich strzałem w tył głowy.
Okoliczności, w jakich Dunin-Wilczyński trafił w 2002 r. na ślad rzeczy z Katynia, były niezwykłe. Przez znajomego otrzymał wiadomość, że ktoś ma dla niego niecodzienną ofertę. Na warszawskim targu staroci na Kole, gdzie na rozłożonych kocach leżą stare ramy, filiżanki nie do pary i żelazka z duszą, odszukał tajemniczego przybysza z Moskwy. Rosjanin otworzył torbę. – Były w niej krzyże Virtuti Militari opatrzone numerem, medale i odznaki pułkowe, ręcznie napisana na skrawku papieru lista wywozowa z Kozielska, notatki z lekcji języka angielskiego na fragmentach gazet rosyjskich.
– Wszystko wskazywało na to, że pochodzą z któregoś z miejsc kaźni Polaków – opowiada Zbigniew Dunin-Wilczyński. Skontaktował się z prof. Bronisławem Młodziejowskim, generałem, który w 1991 r. pracował przy wykopaliskach w Charkowie, a w 1994 i 1995 r. był szefem prac sondażowych w Miednoje. Ponownie obejrzeli przedmioty. Stwierdzili, że rzeczy przechowywane w torbie Rosjanina pochodzą z Katynia.
– To, co zobaczyłem, zelektryzowało mnie. Za wiedzą i zgodą mojej żony natychmiast zakupiłem w kantorze 2 tys. dolarów i wykupiłem przedmioty – opowiada Młodziejowski. – Wiedziałem, że trzeba działać.
Sprawa była „delikatna“ i specjalnego znaczenia. A Rosjanin najwyraźniej wystraszony, ale i zdesperowany. Obawiał się kontaktów, nie zdradzał, jak się nazywa, nie podawał adresu ani telefonu. Do tego twierdził, że jest w posiadaniu wielu takich przedmiotów. W sprawę włączyła się Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i jej sekretarz Andrzej Przewoźnik. Rada wykupiła od prof. Młodziejowskiego katyńskie pamiątki, a także zorganizowała środki na zakup kolejnych partii. Nie udało się jedynie nabyć siedmiu odznaczeń w srebrze, których cena była zawrotna. Znalazły się w rękach prywatnego kolekcjonera.