Dzieci Galileusza

W zgiełku trudno policzyć, ilu tak naprawdę studentów rzymskiego uniwersytetu nie chciało wysłuchać Benedykta XVI. A miał im do powiedzenia między innymi: „Historia zweryfikowała jako fałsz wiele rzeczy, które głosili teologowie na przestrzeni wieków”

Aktualizacja: 19.01.2008 00:41 Publikacja: 19.01.2008 00:40

Dzieci Galileusza

Foto: AFP

Na dzień przed niedoszłym wykładem papieża uniwersytet La Sapienza jest w oku medialnego cyklonu. Przed wejściem parkuje sześć wozów transmisyjnych przeróżnych telewizji. Jeden przyjechał aż z Hiszpanii. Z trzech stanowisk stand-up dziennikarze po angielsku, włosku i francusku tłumaczą, co się stało. Amerykanin ma w ręku ulotkę studenckiego stowarzyszenia feministek i ze śmiechem tłumaczy na angielski wydrukowane tam hasło: „Błogosławiona niech będzie łechtaczka, a nie kaplica uniwersytecka!”. Potem wyjaśnia, że Benedykt XVI miał w niej też złożyć wizytę.

Na kolumnach strzelistych arkad prowadzących do uniwersyteckiego kompleksu wiszą plakaty tej samej treści: „Studenci nie uklękną, by całować papieski pierścień” i „Papież wrogiem uniwersytetu”.W perspektywie widać rzeźbę Minerwy i ogromny budynek rektoratu. Na schodach kontestująca grupka studentów i uwijający się wśród nich reporterzy.

Jak wynika z transparentu, chodzi im o zbyt wysokie czynsze i niezgodne z godnością człowieka krótkoterminowe umowy o pracę. Pytam, czy to ma jakikolwiek związek z wizytą papieża. Brodaty młodzieniec wyjaśnia: „Papież? To było wczoraj. To jest inna demonstracja”. I wręcza mi ulotkę z sierpem i młotem: „Studenci przeciw wyzyskowi”.

Tymczasem pod pomnikiem Minerwy robi się zamieszanie. Kamerzyści i fotoreporterzy otaczają wianuszkiem cztery studentki z głośnikami w ręku. Dwie przebrane są za zakonnice, a na głowie mają coś w kształcie papieskiej tiary. Na jednej napis: „Papieżyca lesbijska”, a na drugiej „Świecka lesba”. Przez głośniki odczytują odezwę, z której wynika, że Watykan i papież to epicentrum homofobii. Zachęcają, by w czwartek wziąć udział we „frocessione” (zbitka dwóch słów: „processione” – procesja, „frocio” – pedał) i upomnieć się o prawa gejów.

Wśród tłumu reporterów jest jeden chłopak wyglądający na studenta. Pytam, czy gdzieś istnieje jakaś centrala antypapieskiego protestu. Wyjaśnia, że bierzemy właśnie udział w imprezie towarzyszącej, i radzi udać się na pobliski wydział fizyki. Rzeczywiście z budynku przed wejściem zwisa wielki transparent: „Wiedza nie potrzebuje księży! Nauka bez dogmatów!”, a nad drzwiami inny: „Nuntio vobis gaudium magnum, NON habemus papam!”. Są też studenci z katolickiej organizacji Comunione e liberazione.

Skandują „Hańba! Hańba!”. Zaczepiam jednego, który skarży się: „Tam w środku są hunwejbini. Powiesiliśmy nasze ulotki o tym, że na uniwersytecie powinno być miejsce dla różnych poglądów, to je zdarli, a nas przepędzili. To samo w instytucie nauk politycznych”.

Dlaczego was tak mało? „Bo kilkuset pojechało na audiencję generalną do Watykanu, żeby zamanifestować solidarność z papieżem. My zostaliśmy, żeby pokazać, iż nie wszyscy w La Sapienza zwariowali”. Tymczasem na pierwszym piętrze w sali wykładowej z pnącymi się w górę rzędami ław i pulpitów odbywa się spotkanie z przedstawicielami 67 wykładowców, którzy w piśmie do rektora protestowali przeciw papieskiej wizycie. Starszy pan w okularach coś tłumaczy na tle transparentu „Gdyby to zależało od Kościoła, Słońce nadal krążyłoby wokół Ziemi”.

Dowiaduję się, że to prof. Marcello Cini od fizyki kwantowej. Powiada, że „nasz protest należy włożyć w kontekst tego pontyfikatu. Obecny papież prowadzi politykę konfrontacji. Nie uznaje rozdziału państwa od Kościoła, Republiki Włoskiej od kleru. Sekretarz stanu kard. Bertone codziennie dzwoni do deputowanych, przekonując ich, żeby nie przyjmowali ustaw sprzecznych z nauką Kościoła”.

Tłumaczy, że inauguracja roku akademickiego w La Sapienza jest wydarzeniem publicznym, które podkreśla naturę i funkcję uniwersytetu jako instytucji zajmującej się rozwojem wiedzy i formacji kulturalnej na najwyższym poziomie w państwie świeckim, demokratycznym, nowoczesnym, opartym na ideach rewolucji francuskiej, oświecenia i nowoczesności. „Zaproszenie na tę uroczystość papieża było sprzecznością samą w sobie, bo Kościół ufundowany jest na zupełnie innych zasadach, hierarchiczno-autorytarnych. Kościół uważa, że jest w posiadaniu prawdy absolutnej wprost od Boga”. Wyjaśnia, że nie ma nic przeciw spotkaniu z papieżem na uniwersytecie przy innej okazji, choćby za dziesięć dni. Przyrzeka, że niedługo wystosują oficjalne zaproszenie.

Potem jakiś student mówi, że na uniwersytecie nie ma miejsca dla papieża, który dogmatami wiary i nauki moralnej hamuje rozwój nauki, szczególnie genetyki, jest przeciwny sztucznemu zapłodnieniu, co unieszczęśliwia tysiące włoskich rodzin, nie mówiąc już o zakazie stosowania prezerwatywy, co prowadzi do rozwoju epidemii AIDS, czy o skandalicznym stosunku do praw gejów. Wyjaśnia, że mimo wszystko on i wszyscy członkowie protestujących kolektywów studenckich są otwarci na spotkanie z papieżem, ale na innych warunkach. W ramach okrągłego stołu, czyli prawdziwej dyskusji. „Nie może być tak, że papież zakomunikuje nam swoje jak wiernym z okienka na placu św. Piotra i pójdzie do domu. To nie jest żaden dialog, a raczej to jest dialog w rozumieniu Kościoła i papieża. Dlatego planowaliśmy zagłuszyć muzyką jego wystąpienie”. Na koniec wyrokuje, że w gruncie rzeczy Benedykt XVI stchórzył. Odwołał wizytę, bo bał się konfrontacji.

Po zakończeniu spotkania prof. Ciniego oblegają dziennikarze. Ktoś pyta, dlaczego w apelu do rektora naukowcy posłużyli się kłamstwem, wkładając w usta kard. Ratzingera pochwałę procesu wytoczonego przez inkwizycję Galileuszowi, skoro cytował jedynie kogoś innego i w dodatku się z nim nie zgadzał. „Ratzinger nie zgadzał się, ale się zgadzał między wierszami. Trzeba umieć uważnie czytać i interpretować”.

Pytam o związek apelu naukowców z protestem radykalnych studentów. Profesor mówi, że nie ma żadnego. Napisali go w listopadzie, żeby rozpocząć dyskusję na temat ważny dla stosunków państwa i Kościoła. W żadnym wypadku nie inspirowali studentów, którzy przecież z drugiej strony mają prawo wyrazić swój protest. Wyznaje, że w głębi serca przykro mu, iż papież odwołał wizytę. Nie chciał tego i nie sądził, że do tego dojdzie. Więc przypominam, że jeszcze przed chwilą tłumaczył, dlaczego papieża nie powinno być na inauguracji roku akademickiego. Fizyk kwantowy wyjaśnia, że w zamyśle sygnatariuszy apelu do rektora była jedynie prowokacja i zainspirowanie dyskusji wśród naukowców. W żadnym wypadku nawoływanie do studenckich protestów.

Kolega z telewizji informacyjnej SKY24 chce wiedzieć, jak się mają słowa z apelu o tym, że La Sapienza jest otwarta na wszelkie poglądy i ideologie, do tego, że oni papieża słuchać nie chcą. Czy to przypadkiem nie próba ocenzurowania odmiennych poglądów? Tu profesor eksploduje: „Przecież to oni chcą nas ocenzurować! Chcą odmówić nam prawa do protestu. Rektor wezwał policję! Niech pan poczyta gazety: już nas osądzili! Chcą, żeby nas wszystkich zwolnić z pracy! Watykan praktycznie nas wyklął. Tylko dlatego, że ośmielamy się mieć inne zdanie! A wie pan, ile byłoby podpisów pod naszym apelem, gdyby się naukowcy nie bali? Dziś dostaliśmy ponad 1000 e-maili ze wsparciem kolegów. Tylko co dwudziesty jest przeciw”.

Podchodzę do jednego ze studenckich antypapieskich aktywistów z plakietką „No VAT” w klapie. Wyjaśnia, że chodzi tak o Watykan, jak i o podatek. Pytam, czy wobec tego, że Benedykt XVI jednak nie przybędzie, planowane demonstracje odbędą się. Jak najbardziej. Bo przecież będą burmistrz Walter Veltroni i minister szkolnictwa wyższego Fabio Mussi. A ci dwaj z papieżem zawarli przymierze oparte na fundamentalizmie i obskuranctwie. Poza tym Veltroni wydał zarządzenie, które rzekomo w imię porządku publicznego ogranicza swobodę demonstracji i godzi w obcokrajowców. A Mussi z powodów ideologicznych skąpi pieniędzy na potrzebne badania! Co więcej, rektor zabronił wstępu na teren uczelni podczas inauguracji niestudentom. Przeciw temu ograniczeniu wolności też zamierzają protestować.

Naprzeciw z instytutu geologii wychodzi grupka rozdokazywanych studentów. Pytam, co myślą o całym zamieszaniu z papieżem. Dziewczyna mówi, że jest niewierząca i właściwie jej było od początku obojętne, czy papież przyjedzie, czy nie, ale uważa sprzeciw za skandal. Nie rozumie, z jakiego powodu protest 67 naukowców spośród kilku tysięcy wykładowców La Sapienza rozdmuchano do takich rozmiarów i dlaczego de facto odniósł skutek. Chłopak wyjaśnia, że podobnie jest z protestującymi studentami. „To są jacyś szaleni aktywiści. Przecież są w ogromnej mniejszości. Mam wrażenie, że oni nie chcą tu studiować, tylko działać i wyżywać się politycznie. A zainteresowanie ze strony was – dziennikarzy – bardzo im imponuje i podjudza. Przecież to są niepoważne wygłupy niepoważnych ludzi”. Pytam więc, czemu im tego nie powiedzieli. „Pan nic nie rozumie. Z nimi nie ma żadnej dyskusji. To są ludzie zacietrzewieni. Oni uznają tylko własne racje, które chcą siłą narzucić innym, więc szkoda na to czasu”. Inny student mówi, że jest wierzący i bardzo chciałby posłuchać papieża.

Wracam do domu i okazuje się, że watykański dziennik „L’Osservatore Romano” opublikował właśnie na stronach internetowych tekst przemówienia, które papież miał wygłosić w Aula Magna. Tytuł: „Nie przybywam, by narzucać wiarę, ale wesprzeć odwagę w poszukiwaniu prawdy”. W długim, gęstym intelektualnie siedmiostronicowym tekście można przeczytać m.in.: „Papież nie może w sposób autorytarny usiłować narzucić innym wiary, która może być tylko darem przyjętym z własnej woli”, a dalej: „Historia zweryfikowała jako fałsz wiele rzeczy, które głosili teologowie na przestrzeni wieków, a władze kościelne wprowadzały w życie”.

Na dzień przed niedoszłym wykładem papieża uniwersytet La Sapienza jest w oku medialnego cyklonu. Przed wejściem parkuje sześć wozów transmisyjnych przeróżnych telewizji. Jeden przyjechał aż z Hiszpanii. Z trzech stanowisk stand-up dziennikarze po angielsku, włosku i francusku tłumaczą, co się stało. Amerykanin ma w ręku ulotkę studenckiego stowarzyszenia feministek i ze śmiechem tłumaczy na angielski wydrukowane tam hasło: „Błogosławiona niech będzie łechtaczka, a nie kaplica uniwersytecka!”. Potem wyjaśnia, że Benedykt XVI miał w niej też złożyć wizytę.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy