Trudno zresztą, by było inaczej. W końcu Węcławski to nie tylko autor kilkunastu znaczących książek teologicznych. Był także rektorem poznańskiego seminarium duchownego i, być może rzecz najważniejsza, przez pięć lat (1997 – 2002) jako jedyny Polak członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej w Rzymie. Nie sposób zatem patrzeć na niego jak na prywatnego myśliciela. W całym tego słowa znaczeniu Węcławski działał nie w swoim imieniu, ale Kościoła, jako wychowawca i oficjalny nauczyciel wiary.

Powodem odejścia z Kościoła – jak wynika z jego własnych deklaracji – była utrata wiary w boskość Chrystusa. Można sądzić, że taki był też motyw jego wcześniejszej rezygnacji z kapłaństwa. To, że Węcławski wprost o tym napisał, budzi mój szacunek. Z drugiej strony sądzę, opierając się na znajomości jego tekstów, że tej wiary nie miał od dawna. A mimo to, mimo że wypowiadał poglądy dla katolika co najmniej zaskakujące, nie przypominam sobie żadnej polemiki, żadnego poważnego głosu sprzeciwu ze strony innego teologa czy biskupa. Czyż to milczenie nie jest najwymowniejszym dowodem kryzysu myśli katolickiej?

Latem 2005 roku na łamach "Tygodnika Powszechnego" wziąłem udział w debacie z Węcławskim, wówczas jeszcze księdzem. Spieraliśmy się na temat znaczenia myśli nieżyjącego już, najbardziej pewnie znanego teologa katolickiego XX w. Karla Rahnera. Węcławski bronił podstawowej zasady Rahnera, zgodnie z którą we współczesności dokonał się zwrot antropocentryczny. Polega on na tym, że takie pojęcia, jak: łaska, wiara, wolność, można zrozumieć jedynie jako element doświadczenia ludzkiego. Innymi słowy, człowiek, doświadczając siebie, jest już istotą religijną; znika zewnętrzny i transcendentny wobec niego Bóg. Odpowiedziałem, że przyjęcie tej tezy musi prowadzić do całkowitego pomieszania natury boskiej i ludzkiej oraz praktycznego odrzucenia chrześcijaństwa. Mniejsza o przebieg dyskusji. Ważne jest co innego.

Polemizując z Węcławskim, stwierdziłem, że "uczciwa deklaracja ateizmu, zerwania, uczciwe i jasne odrzucenie chrześcijańskiej wizji Boga jest lepsze i bardziej godne uznania niż uporczywe chowanie się za autorytet Kościoła". Jak widać, mój oponent sam doszedł do takiego wniosku. Szkoda tylko, i to rzecz wciąż dla mnie nie do pojęcia, że zasady Rahnera, na których oparł swoje rozumowanie Węcławski, wciąż cieszą się w Kościele powszechnym uznaniem.