Karol Wojtyła miał i nadal ma pecha do sztuk wizualnych. Nie udały się poświęcone mu filmowe obrazy, nieznośnie sentymentalne i trącące dydaktyką. Dedykowane Ojcu Świętemu rzeźby pomnikowe – a powstało ich w Polsce ponad 150 – są mieszanką kiczu, nieudolności, naiwności i sprytu. Zysk z nich mieli autorzy, nie zaś społeczeństwo, bo co za korzyść z obcowania z brzydotą?
Przyznam, że nawet do sławetnego dzieła Piotra Uklańskiego (fotografia przedstawiająca papieski profil uformowany z setek ludzkich postaci) mam ambiwalentny stosunek. Po prostu artysta miał fart. Wizerunek wyeksponowany na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej z chwilą śmierci Wojtyły przeobraził się w ołtarz. Autor, który przedtem miał u nas raczej kiepskie notowania, urósł do rangi twórcy narodowego.
Od ponad ćwierćwiecza Jan Paweł II jest tematem numer jeden dla tandeciarzy i hucpiarzy wszelkiej maści. Pamiętam jego naturalistyczną podobiznę na złotym tle pokrytym wielobarwnymi chlapnięciami a la Pollock, ułożoną z muszelek, wkomponowaną w ramkę rzeźbioną w różowe aniołki.
Wiem, na kicz religijny można się natknąć jak świat długi i szeroki. Jednakże są miejsca, gdzie jarmark cudów zaskakuje, choćby Dom Artysty Plastyka, galeria prowadzona przez profesjonalistów.
Tymczasem „Zostań z nami” jest zbiorem kuriozów. Pod temat podpięli się przedstawiciele różnych trendów i technik.