Babka Tower na obrzeżach warszawskiego śródmieścia przez swój wygląd i sąsiedztwo wielkiego centrum handlowego nie kojarzy się raczej z żarliwą modlitwą i pracą misjonarzy. Tymczasem właśnie tu toczy się życie kilkudziesięciu ortodoksyjnych chasydów z ruchu Chabad-Lubawicz, którzy cztery lata temu założyli swój polski ośrodek.
Chabad to akronim hebrajskich wyrazów oznaczających mądrość, zrozumienie i wiedzę. Drugi człon nazwy, tak jak w przypadku wielu innych grup chasydzkich, odsyła do miasteczka na dawnych kresach Polski, gdzie pod koniec XVIII wieku wokół rabina Szneura Zalmana skupiła się jedna z grup mistyków, które dały początek fenomenowi chasydzkiemu. Ta bardzo swoista forma odrodzenia judaizmu przetrwała do dziś bez większych zmian w myśleniu i rytuałach, mimo dramatycznych wydarzeń dwóch kolejnych stuleci, w wyniku których łatwiej dziś spotkać chasyda na Brooklynie niż gdziekolwiek we wschodniej Europie.
Chabad to obecnie najprężniejszy nurt chasydyzmu, liczący około ćwierć miliona uczestników. Od innych szkół odróżnia go między innymi misyjność. Począwszy od lat 40. zeszłego wieku głównym obszarem pobożnych działań chasyda z nurtu Chabad stało się odszukiwanie po całym świecie zobojętniałych religijnie Żydów i namawianie ich do powrotu do wiary. 4 tysiące misjonarskich rodzin prowadzi w 70 krajach ponad 3 tys. placówek Chabad. Każda z nich pełni rolę domu modlitwy, ośrodka edukacyjnego i centrum rozmaitych działań wspólnotowych.
Ruch chasydzki z początku odnosił się do państwa izraelskiego nieufnie lub wręcz wrogo. Ale pewne rzeczy z czasem się zmieniają. W połowie kwietnia chasydzi zaprosili do siebie prezydenta Izraela Szimona Peresa, który był w Warszawie z racji rocznicy powstania w getcie; w synagodze dokonał symbolicznego gestu dopisania ostatniej litery ostatniego słowa przechowywanej tam Tory.