Zmiany, jakie zaszły po 1989 roku – odzyskanie niepodległości, wstąpienie do NATO, do Unii – w dużej mierze uwolniły politykę polską od historii. Dyskusje polityczne mogą obywać się dziś bez sięgania po argumenty z przeszłości. W 1989 roku, podobnie jak w 1981 r., czy w 1956, brano poważnie pod uwagę wy darzenia z lat 1788, 1791, 1794, 1831 itd., i rozważano ich znaczenie oraz konsekwencje. Sam dobrze pamiętam młodych ludzi w 1981 roku uważających, że dobrze by było, gdyby wojska sowieckie wkroczyły do Polski, bo wtedy powstałaby możliwość moralnego dorównania ojcom i dziadom, którzy przekazywali honor narodu kolejnym pokoleniom. Skoro oni stanęli na barykadach w 1944 roku, to jest to obowiązkiem ich następców.
Taki tok myślenia wydaje się nam teraz wręcz śmieszny. Postawy i deklaracje polityczne już nie muszą nawiązywać ani kojarzyć się z tradycjami niepodległościowymi i powstańczymi lub lojalistycznymi czy pozytywistycznymi. Prawda, że jeszcze wyciąga się dziadka w Wehrmachcie, próbując szkodzić przeciwnikowi politycznemu, ale to chyba już mało daje.Niepodległość jest faktem. Wyszliśmy z etapu naszej historii, trwającego od 1772 do 1989, który można by określić jako etap Polski Walczącej. Był to dziwny epizod w naszych dziejach, spowodowany przez konieczność przetrwania jako naród w iście darwinowskiej walce o przeżycie, narzuconej Europie Środkowej, gdy rozbiory Polski, wojna prusko-austriacka i pierwsza wojna światowa rozwaliły delikatne struktury współżycia grup wyznaniowych i etnicznych istniejące na tych ziemiach od wieków. Ostatnimi konwulsjami tej wynaturzonej walki o byt były mordy UPA, akcja „Wisła”, powojenne mordowanie Żydów w Polsce. Ostatnimi u nas, bo na Bałkanach walka jeszcze trwa.
Przez cały ten okres honor narodu nie pozwalał kwestionować sensu nawet najgłupszych czynów, uświęconych krwią rodaków czy tykać drażliwych tematów, takich jak np. antysemityzm czy Bereza Kartuska, przynajmniej przy cudzoziemcach. Chociażby w duchu solidarności z tymi, którzy polegli w sprawie narodowej, należało odnosić się negatywnie do wszelkiego rodzaju tendencji do kompromisu czy układania się z rzeczywistością. W tej biało-czarnej wizji szarość kojarzyła się bardzo źle.
Na szczęście to już przeszłość. Pogodziliśmy się z utratą Wilna i Lwowa oraz z końcem wizji Polski związanej z ich posiadaniem. Sondaże wykazują, że bardziej cenimy Kopernika i Marię Skłodowską-Curie niż Sobieskiego czy Kościuszkę. Już chyba tylko marginalne grupki (aczkolwiek ich reprezentanci znajdują się nieraz na bardzo wysokich stanowiskach) dalej myślą w kategoriach walki o niepodległość i wszystko sprowadzają do powstań oraz do II wojny światowej.
Ale to bynajmniej nie znaczy, że lekceważymy lekcje historii. Trzeba tylko dobrze je odczytać. Osobiście uważam Niemców za potwornie niemądry, a więc nieobliczalny i potencjalnie niebezpieczny naród, ale wydaje mi się oczywiste, że jeżeli grożą nam obecnie, to przede wszystkim na gruncie ekonomicznym i politycznym wewnątrz Unii, a nie najazdem czołgów. Tak samo ani na chwilę nie wątpię, że Rosja nadal żywi ambicje imperialistyczne, ale i te zwalczymy tylko na polu ekonomicznym i dyplomatycznym.