Rozbiory bez kompleksów

Może to paradoksalnie nie my straciliśmy najwięcej, tylko nasi zaborcy z XVIII wieku? Spójrzmy, jaką cenę zapłacili potem za swój mniemany sukces

Aktualizacja: 02.05.2008 09:22 Publikacja: 02.05.2008 00:45

Rozbiory bez kompleksów

Foto: Rzeczpospolita

Red

Zmiany, jakie zaszły po 1989 roku – odzyskanie niepodległości, wstąpienie do NATO, do Unii – w dużej mierze uwolniły politykę polską od historii. Dyskusje polityczne mogą obywać się dziś bez sięgania po argumenty z przeszłości. W 1989 roku, podobnie jak w 1981 r., czy w 1956, brano poważnie pod uwagę wy darzenia z lat 1788, 1791, 1794, 1831 itd., i rozważano ich znaczenie oraz konsekwencje. Sam dobrze pamiętam młodych ludzi w 1981 roku uważających, że dobrze by było, gdyby wojska sowieckie wkroczyły do Polski, bo wtedy powstałaby możliwość moralnego dorównania ojcom i dziadom, którzy przekazywali honor narodu kolejnym pokoleniom. Skoro oni stanęli na barykadach w 1944 roku, to jest to obowiązkiem ich następców.

Taki tok myślenia wydaje się nam teraz wręcz śmieszny. Postawy i deklaracje polityczne już nie muszą nawiązywać ani kojarzyć się z tradycjami niepodległościowymi i powstańczymi lub lojalistycznymi czy pozytywistycznymi. Prawda, że jeszcze wyciąga się dziadka w Wehrmachcie, próbując szkodzić przeciwnikowi politycznemu, ale to chyba już mało daje.Niepodległość jest faktem. Wyszliśmy z etapu naszej historii, trwającego od 1772 do 1989, który można by określić jako etap Polski Walczącej. Był to dziwny epizod w naszych dziejach, spowodowany przez konieczność przetrwania jako naród w iście darwinowskiej walce o przeżycie, narzuconej Europie Środkowej, gdy rozbiory Polski, wojna prusko-austriacka i pierwsza wojna światowa rozwaliły delikatne struktury współżycia grup wyznaniowych i etnicznych istniejące na tych ziemiach od wieków. Ostatnimi konwulsjami tej wynaturzonej walki o byt były mordy UPA, akcja „Wisła”, powojenne mordowanie Żydów w Polsce. Ostatnimi u nas, bo na Bałkanach walka jeszcze trwa.

Przez cały ten okres honor narodu nie pozwalał kwestionować sensu nawet najgłupszych czynów, uświęconych krwią rodaków czy tykać drażliwych tematów, takich jak np. antysemityzm czy Bereza Kartuska, przynajmniej przy cudzoziemcach. Chociażby w duchu solidarności z tymi, którzy polegli w sprawie narodowej, należało odnosić się negatywnie do wszelkiego rodzaju tendencji do kompromisu czy układania się z rzeczywistością. W tej biało-czarnej wizji szarość kojarzyła się bardzo źle.

Na szczęście to już przeszłość. Pogodziliśmy się z utratą Wilna i Lwowa oraz z końcem wizji Polski związanej z ich posiadaniem. Sondaże wykazują, że bardziej cenimy Kopernika i Marię Skłodowską-Curie niż Sobieskiego czy Kościuszkę. Już chyba tylko marginalne grupki (aczkolwiek ich reprezentanci znajdują się nieraz na bardzo wysokich stanowiskach) dalej myślą w kategoriach walki o niepodległość i wszystko sprowadzają do powstań oraz do II wojny światowej.

Ale to bynajmniej nie znaczy, że lekceważymy lekcje historii. Trzeba tylko dobrze je odczytać. Osobiście uważam Niemców za potwornie niemądry, a więc nieobliczalny i potencjalnie niebezpieczny naród, ale wydaje mi się oczywiste, że jeżeli grożą nam obecnie, to przede wszystkim na gruncie ekonomicznym i politycznym wewnątrz Unii, a nie najazdem czołgów. Tak samo ani na chwilę nie wątpię, że Rosja nadal żywi ambicje imperialistyczne, ale i te zwalczymy tylko na polu ekonomicznym i dyplomatycznym.

Cały ten czas Polski Walczącej był dziwny przede wszystkim dlatego, że był dla nas nienaturalny i zaprzeczał wszystkiemu, cośmy jako naród przedtem stworzyli. Najwspanialszy twór naszej kultury politycznej to Rzeczpospolita Obojga Narodów – wysoce oryginalna struktura, w której przeróżne grupy etniczne, wyznaniowe i kulturowe mogły współżyć na tym samym terytorium w sposób w miarę harmonijny. Nie była doskonała. Ucisk niższych warstw społecznych (który nie był zresztą koniecznym jej elementem) wydaje nam się nie do przyjęcia, ale trudno go porównywać przecież z tym, co wyprawiano z ludźmi przez dwa wieki po zniknięciu Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Cała historia jej ziem od końca XVIII w. to właściwie różne próby rozwikłania i uporządkowania tego, co zostawił po sobie jej upadek. Najpiękniejsza karta naszych dziejów to niewątpliwie klimat tolerancji, religijnej i etnicznej, który panował w tej Rzeczypospolitej, kiedy reszta Europy nagminnie katowała ludzi za wiarę i za kolor skóry. Nie możemy oczywiście wrócić do Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Jaka więc wyłoni się nowa Polska? Czy wyjdą na jaw dawne cechy tolerancji – nawet w stosunku do zwolenników ogólnie dostępnej aborcji czy gejów? Na czym ma polegać polski patriotyzm, kiedy musimy przyjaźnie współżyć i współpracować w ramach Unii Europejskiej nie tylko z dawnymi wrogami, jak Niemcy, ale także z narodami, z którymi byliśmy niegdyś złączeni w innej, polskiej polis, a z którymi potem znaleźliśmy się w konflikcie – z Litwinami, Białorusinami, Ukraińcami? W dużej mierze będzie to zależało od tego, jak będziemy widzieli siebie samych. To zaś z kolei zależy w dużej mierze od sposobu patrzenia na naszą przeszłość. A więc należy jednak powrócić do historii.

O wiele łatwiejsze jest to teraz, bo jeżeli polityka została uwolniona od historii, to tym samym historia została uwolniona od polityki. Jeszcze nie tak dawno ktoś, kto miał prelekcję na temat Stanisława Augusta, mógł się spodziewać wściekłych krzykaczy, którzy wymyślali na króla, mając mu nawet za złe, że kochał się w przyszłej cesarzowej Rosji. Obecnie można się zastanawiać nad sensem powstania kościuszkowskiego czy listopadowego bez obawy o oskarżenie o zdradę narodową. Można pisać krytycznie o Piłsudskim, nie idąc na rękę komunistom. Nie znaczy to wcale, że musimy wszystko odwrócić , a już na pewno nie gdybać co by było gdyby...Zawsze powinno nas interesować tylko to, co się stało, a nie co mogło czy powinno było się stać. Prawdziwy historyk musi się umieć wczuć w daną sytuację i nastroje, przesądy, rozumowanie, które wtenczas obowiązywały, na tyle, aby mógł zrozumieć szlachcica, który chłostał chłopa za drobne przestępstwo czy mieszczanina, który uważał Żydów za parchy. Oczywiście nie powinien się utożsamiać z takimi ludźmi, ale musi wejść w ich skórę i zrozumieć ich, bo inaczej historia, jaką przedstawia, nie ma sensu. Nawet kiedy, badając powstanie listopadowe, wściekam się na głupotę podchorążych, którzy je wywołali, rozumiem, że tak prawdopodobnie musiało się stać, biorąc pod uwagę klimat społeczny, sytuację polityczną, napięcia itd. Tak samo, ubolewając nad stratami ludzkimi i materialnymi spowodowanymi przez powstanie warszawskie, uznaję, że z powodu nastrojów, jakie wtedy panowały, było właściwie nieuniknione.

Nie powinno się sądzić ludzi innej epoki według naszych zasad, przesądów i wrażliwości. I nie ma też żadnego powodu, by podważać wagę spraw, w jakie byli zaangażowani i za jakie polegli nasi ojcowie. Z rodzeństwa moich rodziców dwóch poległo na ulicach Warszawy. Jestem dumny z ich ofiary, nawet jeżeli uważam powstanie za niefortunną tragedię. Cały okres II wojny światowej, która, jeśli liczyć jej konsekwencje w wypadku Polski, trwała do 1989 roku, jest jeszcze nie tylko dla wielu z nas zbyt bolesny, byśmy mogli lekko o nim rozprawiać. Jest także wciąż uwikłany w politykę. Na przykład badanie roli pewnych osób w czasach komunistycznych jest niemożliwe w panującej atmosferze rozrachunków politycznych, jaka otacza lustrację.

Dobrym przykładem tego, jak historia pada ofiarą rozgrywek politycznych, jest poziom dyskusji nad książką Jana Tomasza Grossa „Strach”, już nie mówiąc o poziomie samej książki. Autor nie tai, iż nie przedstawia na chłodno historii powojennych mordów Żydów (która nie może się doczekać rzetelnego historyka), lecz ma na celu sprowokowanie konfrontacji, która doprowadzi do rzekomego rozliczenia się z trudną przeszłością.. To nie są złe cele. Tylko że od razu przekreślają możliwość przeprowadzenia rzetelnej historycznej debaty, bo wiadomo, że wywołane emocje z góry ją zniekształcą. Pożądane rekolekcje narodowe nie są tym samym, co historyczna analiza. Zresztą nie mają szansy doprowadzić do jakiegokolwiek głębszego zrozumienia problemu, bo debatę otwiera wysoce obraźliwe oskarżenie.

Ta konfrontacja wywołuje różne krańcowe reakcje, które wydają się potwierdzać tezę autora o katoendeckich antysemitach. A w tym wypadku nawet uprzejma dyskusja byłaby jałowa, ponieważ oskarżenie narodu polskiego o antysemityzm jest takim samym absurdem jak twierdzenie, że wszyscy Żydzi są nieuczciwi. Stanowisko Grossa jest samo w sobie dość emocjonalnie i psychologicznie złożone, a jego wypowiedzi nie zawsze są konsekwentne. Nagle twierdzi, że występuje jako Polak, by pokazać, że jest bezstronny, ale prawdziwy historyk wznosi się ponad swoją przynależność narodową, kiedy bierze udział w takiej dyskusji. Reakcje innych są tak samo podyktowane częściowo emocjami, a częściowo względami niemającymi nic wspólnego z tematem – mędrcy biorący udział w dyskusjach publicznych robią wrażenie, że dbają bardziej o to, jak wypadną w oczach kolegów, niż o to, co do nich wnoszą. W takich warunkach nie może być mowy o żadnej analizie historycznej. Klio może tylko płakać.

Odstawmy więc chwilowo na bok epizod polskiej wojny 1939 – 1989 i skoncentrujmy się na okresie 966 –1939. Jest co badać i nad czym się zastanawiać, i możemy teraz to robić w miarę bezstronnie. Ale musimy to również robić bez kompleksów. Bowiem jeżeli historia przez ostatnie stulecia zniekształcała politykę, a polityka historię, to obydwie były pod silnym wpływem kompleksów wywołanych faktem, że jako państwo w XVIII wieku Polska zbankrutowała, i to chyba z winy naszych przodków.

Te kompleksy jeszcze żyją w nas i ciągle uważamy, że jesteśmy jakoś gorsi od innych – co zresztą czasami powoduje u nas skrajnie odwrotną reakcję wychwalania wszystkiego, co polskie, i odgrażania się przeciwko wpływom zagranicznym. Jedyne, co może rozwiać te kompleksy, to spokojne spojrzenie wstecz i refleksja nad całą kwestią rozkładu epoki saskiej i rozbiorów. Czy to, co nam zarzucano, i co sami sobie zarzucamy, mianowicie, że przez głupotę, prywatę i brak odpowiedzialności doprowadziliśmy państwo do stanu zupełnej niemocy, jest do końca słuszne? To prawda, że ludzie są przeważnie bezdennie głupi, egoistycznie nastawieni i nieodpowiedzialni. Ale nawet wśród tych, którzy byli przeciwnikami reform i zarzucali Familii i stronnictwu patriotycznemu, że niszczą złotą wolność, byli ludzie inteligentni, przekonani, że mocne państwo prowadzi do zniewolenia jednostki. Kierował nimi wzgląd na dobro publiczne. Uważam, że warto ponownie się przyjrzeć temu okresowi naszego upadku, zbadać go z perspektywy koniunktury, w której teraz się znajdujemy i rozważyć taką na przykład kwestię – może to paradoksalnie nie my straciliśmy najwięcej, tylko nasi sąsiedzi, którzy zbłądzili w XVIII wieku? Spójrzmy, jaką cenę rozbiorcy zapłacili w XX wieku za swój mniemany sukces. A czy bezpieczne struktury Unii i NATO pozwalają na to, by Polska znów „nierządem stanęła”? Czy raczej sprawią, by znów zakwitła jako społeczeństwo wolne, tolerancyjne i pewne siebie?

Autor jest historykiem, studiował historię oraz filologię rosyjską i francuską w Oksfordzie. Mieszka w Londynie. Opublikował m.in. zarys historii Polski i jej kultury („Własna droga”), biografie Stanisława Augusta i Ignacego Paderewskiego, książkę o polskich pilotach w Wielkiej Brytanii („Zapomniane dywizjony”). Ostatnio ukazała się po angielsku jego monografia wojny polsko-sowieckiej 1920 r.

Zmiany, jakie zaszły po 1989 roku – odzyskanie niepodległości, wstąpienie do NATO, do Unii – w dużej mierze uwolniły politykę polską od historii. Dyskusje polityczne mogą obywać się dziś bez sięgania po argumenty z przeszłości. W 1989 roku, podobnie jak w 1981 r., czy w 1956, brano poważnie pod uwagę wy darzenia z lat 1788, 1791, 1794, 1831 itd., i rozważano ich znaczenie oraz konsekwencje. Sam dobrze pamiętam młodych ludzi w 1981 roku uważających, że dobrze by było, gdyby wojska sowieckie wkroczyły do Polski, bo wtedy powstałaby możliwość moralnego dorównania ojcom i dziadom, którzy przekazywali honor narodu kolejnym pokoleniom. Skoro oni stanęli na barykadach w 1944 roku, to jest to obowiązkiem ich następców.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą