Myśląc o współczesnym polskim teatrze, a zwłaszcza obecności polskich twórców na zagranicznych festiwalach, naprawdę można poczuć satysfakcję. Po beznadziejnej drugiej połowie lat 80., kiedy dialog między Polską a Europą zamarł, po początku lat 90., kiedy jeszcze trwały skutki przedzielenia żelazną kurtyną – ostatnia dekada jest okresem wielkiego powrotu naszych twórców na światowe sceny.
Szlaki przetarł Krystian Lupa, który ze swym antypsychologicznym, eksplorującym najtajniejsze zakątki ludzkiej świadomości i podświadomości transowym teatrem stał się jednym z kilku najważniejszych twórców scenicznych w skali globalnej. Dziś nie ma ważnego festiwalu, na którym nie pokazują przedstawień jego uczniowie – Krzysztof Warlikowski i Grzegorz Jarzyna.
Nawiązali dialog z zachodnią widownią, bo skoncentrowali się na sprawach ogólnoludzkich, a nie tylko polskich, na życiu wewnętrznym, a nie obowiązkach obywatelskich, na jednostkach i mniejszościach, a nie narodach, na odrzuconych, a nie bohaterach. A dzięki swojej, nomen omen, polskiej odmienności zaproponowali teatr niezwykle emocjonalny. Nawet gdy wystawiali tę samą co ich rówieśnicy Sarę Kane. Podczas najwcześniejszych wizyt na Festiwalu Awiniońskim, gdzie pojawili się jako pierwsi Polacy po Tadeuszu Kantorze, sami dziwili się, że ich teatr właśnie ze względu na wysoką temperaturę uczuć rozpoznawany jest jako polski.
Z czasem stało się jasne, że niełatwo jest mówić o człowieku, nie pamiętając o Polaku, a o jego uczuciach – zapominając o polskim kontekście. Dlatego dla Krzysztofa Warlikowskiego sprawami równie ważnymi co odmienność seksualna i tolerancja stała się polsko-żydowska przyszłość, nasi żydowscy sąsiedzi, których pokazał w „Dybuku”. W „Aniołach w Ameryce” obserwowaliśmy napięcia między liberalnym i konserwatywnym sposobem widzenia świata. Już w oderwaniu od poglądów zauważając, że prawda i hipokryzja są niezależne od wyznania, przekonań politycznych i seksualnych preferencji. To był krzyk o możliwość bycia sobą: konieczność bycia sobą!
Z kolei Grzegorz Jarzyna wydobywał tematy kulturowych, religijnych i narodowych różnic, reżyserując w wiedeńskim Burgtheater „Medeę” i „Lwa w zimie”. A także pokazując na nowojorskim Brooklynie „Makbeta”, który rozgrywał się w Iraku. We wszystkich tych spektaklach widać było, że globalizacja czy europejska integracja są powierzchowne, a gdy pogrzebać głębiej – różnice i stereotypy na wszystkich poziomach ludzkiego życia są wciąż żywe.