Belweder czy Oleandry

Skoro na Euro 2012 budujemy autostrady, hotele i stadiony, to dla pamięci o Józefie Piłsudskim trzeba także coś zrobić. Bez niego bowiem nie mielibyśmy Święta Niepodległości

Publikacja: 14.11.2008 23:30

Strzelcy przed pawilonem wystawowym na Oleandrach (fot. Archiwum Państwowe w Krakowie)

Strzelcy przed pawilonem wystawowym na Oleandrach (fot. Archiwum Państwowe w Krakowie)

Foto: Rzeczpospolita

Każdego roku Święto Niepodległości przypomina festiwal poświęcony Józefowi Piłsudskiemu. Politycy, dziennikarze i wydawcy prześcigają się w przypominaniu wizerunku wskrzesiciela niepodległości i cytowaniu jego wypowiedzi. Zza tej krzepiącej fasady wyziera jednak naga rzeczywistość. Ten wielki Polak nie ma w kraju własnego muzeum ani instytutu. Nikt nie kultywuje pamięci o państwie, którego był twórcą i reprezentantem, a przecież tego można by oczekiwać, szczególnie po uniesieniach i obietnicach składanych corocznie 11 listopada.

Wielki Marszałek zwierzył się kiedyś, iż nad jego kołyską zatrzymał się duch Napoleona odwiedzający szlak wyprawy na Moskwę. Wyobraźmy sobie, jakiego rodzaju refleksja stałaby się udziałem ducha Piłsudskiego, gdyby zechciał się zatrzymać nad Warszawa i Krakowem i znalazł bliskie sobie miejsca pogrążone w zapomnieniu. Muzeum w Belwederze, niegdyś zapowiadające się obiecująco, jest w stanie hibernacji. Na krakowskich Oleandrach wciąż nie uregulowano spraw własnościowych związanych z Domem im. Piłsudskiego. Ucieszyłaby Marszałka z pewnością niedawna decyzja o zogranizowaniu muzeum w jego rodzinnej willi w Sulejówku, ale zasmuciłoby to, że przyobiecane finansowanie pochodzące z funduszy europejskich na rozbudowę tego miejsca pamięci zostało niedawno obcięte.

Pamiątki mogące wypełnić Belweder, willę Marszałka w Sulejówku czy Oleandry rozrzucone są po całym świecie. W Moskwie znajdują się wciąż archiwalia przedwojennego Instytutu Piłsudskiego, w Londynie i Nowym Jorku archiwalia, dzieła sztuki i pamiątki przechowywane w instytutach jego imienia, a w Chicago, Paryżu i kilku innych miejscach szable i jego osobiste pamiątki. Część obiektów wróciła do kraju, szczególnie te stanowiące własność rodziny Marszałka. To one ozdobią willę w Sulejówku. Wiadomo jednak, że ma być ona raczej rodzinnym muzeum, ukazującym tylko pewne aspekty życia Piłsudskiego. Taką koncepcję wypada uszanować i ze wszech miar wspierać. Jednak Sulejówek nie będzie dużą placówką. Gdzie mogłaby ona powstać? Lokalizacja w Belwederze narzuca się sama. Oznaczałaby przywrócenie przedwojennego Muzeum Józefa Piłsudskiego. Ale nie jest to jedyne miejsce.

Równie wiele praw ma Kraków. To przecież tu organizowali się strzelcy, stąd w 1914 roku wyruszyli na bój o niepodległość, tu wreszcie spoczywają doczesne szczątki ich wodza. To tu ma on największy i najbardziej oryginalny pomnik w postaci Kopca na Sowińcu. Jest wreszcie Dom im. Piłsudskiego na Oleandrach, który byłby idealnym miejscem nie tylko na pomieszczenie zbiorów, także tych, które wróciłyby do kraju, ale i na siedzibę Instytutu Piłsudskiego z prawdziwego zdarzenia. Podobno prezydent Krakowa sprzyja takiemu rozwiązaniu. Należy żywić nadzieję, że o prawo posiadania instytucji związanej z życiem i dziełem Józefa Piłsudskiego rozwinie się między Warszawą a Krakowem szlachetna rywalizacja.

Dochodzą głosy, że oba Instytuty Piłsudskiego – w Londynie i Nowym Jorku – rozważają formy szerszej obecności w kraju. Już w poprzedniej dekadzie szeroko otworzyły się one na współpracę z krajem, co zaowocowało wymianą naukową i przeniesieniem do Polski działalności wydawniczej oraz wystawienniczej.

Dziś jednak potrzeba nowego otwarcia. Jasne jest, że właściwe miejsce do przechowywania zbiorów obu instytutów znajduje się nad Wisłą. Lecz tu z kolei brak politycznej woli, nie ma też środków finansowych. Najbardziej jednak brakuje silnego impulsu w tym kierunku oraz wypracowania konsensusu z emigracją.

Czy do kraju powinny powrócić dosłownie wszystkie zbiory Instytutów Piłsudskiego? Z pewnością nie. To, co emigracja pozyskała po 1945 r., mogłoby pozostać w Nowym Jorku i w Londynie, to, co wywieziono z kraju w 1939 r., powinno powrócić. Drugim rozwiązaniem jest przeniesienie całości zbiorów na nośniki elektroniczne i przekazanie do kraju najcenniejszych kolekcji dla odpowiedniego zabezpieczenia. Natomiast instytucjom emigracyjnym należy zaproponować przemodelowanie misji. Powinny w większym stopniu pełnić role ambasadorów kultury polskiej, w mniejszym zaś wąsko pojmowanych placówek poświęconych jedynie historii.

Powinniśmy jednak pozostawić klarowne nawiązywanie przez instytuty do tradycji. Szczególnie w Ameryce nazwisko Piłsudskiego wywołuje pozytywny rezonans jako polskiego Waszyngtona, ojca niepodległości odległego kraju będącego solidnym sojusznikiem Ameryki. Pamiętają tam, że Piłsudski był zwolennikiem przyjaznego ułożenia stosunków z mniejszościami. Razem z drugim naczelnikiem, Tadeuszem Kościuszką, stanowi mocny i skuteczniejszy od wyborowej i żubrówki duet dla promocji Rzeczypospolitej i jej specjalnych stosunków z Ameryką.

Istnieje też potrzeba połączenia kilku polskich instytucji w Ameryce działających dotąd samodzielnie. Wszystkie one stoją przed nowymi wyzwaniami, których, jak myślę, nie będą w stanie udźwignąć w pojedynkę. Instytut Piłsudskiego w Nowym Jorku posiada wspaniałe zbiory, Fundacja Kościuszkowska ma doświadczenie w promocji kultury polskiej, a Polski Instytut Naukowy rozbudowaną sieć kontaktów z naukowcami polskiego pochodzenia. Niech więc wspólnie pracują na rzecz polskiego dziedzictwa i polskiej racji stanu. Może zechcą im pomóc firmy poszukujące rynków zbytu w Stanach Zjednoczonych albo filantropi pragnący uwiecznić swoje nazwisko.

Jeśli na kolejne Święto Niepodległości duch Marszałka pojawi się nad Warszawą, Krakowem czy Sulejówkiem, będziemy się mogli jeszcze poskarżyć na kryzys ekonomiczny czy niesprzyjające okoliczności. Ale na następne święto trzeba mieć odrobioną lekcję. Skoro dla Euro 2012 budujemy autostrady, hotele i stadiony, to dla Piłsudskiego, dzięki któremu notabene powołano drużynę piłkarską Legii, trzeba także coś zrobić. Bez niego bowiem nie mielibyśmy Święta Niepodległości.

[i]Autor był w latach 1992 – 2000 dyrektorem Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku, obecnie jest dyrektorem Muzeum Wojska Polskiego i profesorem UJ[/i]

Każdego roku Święto Niepodległości przypomina festiwal poświęcony Józefowi Piłsudskiemu. Politycy, dziennikarze i wydawcy prześcigają się w przypominaniu wizerunku wskrzesiciela niepodległości i cytowaniu jego wypowiedzi. Zza tej krzepiącej fasady wyziera jednak naga rzeczywistość. Ten wielki Polak nie ma w kraju własnego muzeum ani instytutu. Nikt nie kultywuje pamięci o państwie, którego był twórcą i reprezentantem, a przecież tego można by oczekiwać, szczególnie po uniesieniach i obietnicach składanych corocznie 11 listopada.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy