Lwów 1918: pogrom i śledztwo

Wrogie wobec Żydów nastroje podczas listopadowych walk we Lwowie spowodowane były nie tylko postawą milicji żydowskiej w polsko-ukraińskim konflikcie, ale także nieprawdziwymi informacjami o jej udziale w zamordowaniu polskich jeńców.

Aktualizacja: 22.11.2008 08:05 Publikacja: 21.11.2008 23:53

Spalona synagoga przy ul. Bożniczej, przy której miały miejsce starcia polskich żołnierzy z żydowski

Spalona synagoga przy ul. Bożniczej, przy której miały miejsce starcia polskich żołnierzy z żydowskimi milicjantami. Zdjęcie z listopada 1918 r.

Foto: ŻIH

W naszej świadomości historycznej obrona Lwowa w listopadzie 1918 roku kojarzy się z niebywałym heroizmem dzieci, młodzieży i lwowskich batiarów, którzy nie szczędzili życia dla polskości swego miasta. Jednak po wyparciu oddziałów ukraińskich za rogatki Lwowa doszło do krwawych wypadków w dzielnicy żydowskiej. Czy był to klasyczny antysemicki pogrom? Zaplanowany odwet? Czy tylko kolejny przejaw okrucieństwa wojny i rezultat łańcucha przypadkowych zdarzeń?

W trzecim dniu walk o miasto Polski Komitet Narodowy we Lwowie przyjął do wiadomości deklarację o utworzeniu milicji żydowskiej „w celu utrzymania porządku i bezpieczeństwa w dzielnicy przez ludność żydowską zamieszkanej”. Dokument mówił o „absolutnej neutralności” milicji żydowskiej w konflikcie polsko-ukraińskim. Jednak neutralność ta przez Polaków została źle przyjęta. We wspomnieniach polskich obrońców Lwowa, bez względu na prezentowane opcje polityczne i światopogląd, dominowała nieskrywana niechęć do Żydów za jawne sprzyjanie Ukraińcom. Z utarczek pomiędzy polskimi żołnierzami wyprawiającymi się po żywność a patrolami milicji żydowskiej na obrzeżach dzielnicy żydowskiej wyciągano wniosek, że Żydzi gremialne opowiedzieli się po stronie Ukraińców. Nawet przypadki brutalności żołnierzy ukraińskich przypisywano właśnie milicji żydowskiej.

[srodtytul]Po obu stronach barykady[/srodtytul]

Wrogie nastroje wobec Żydów narastały z każdym dniem listopadowej obrony, a proendecka Komenda Naczelna Wojsk Polskich we Lwowie nie starała się im zdecydowanie przeciwdziałać. Trudno jednak przypisywać jej kreowanie nastrojów antyżydowskich. 13 listopada 1918 r. Komenda Naczelna wydała rozkaz, w którym stwierdzano: „Żydów zgłaszających się dobrowolnie do wojska polskiego należy bezwarunkowo przyjmować i traktować jako zupełnie równoprawnych Polaków”. Komendantem placu podczas trzech tygodni obrony Lwowa był Żyd, płk Józef Misch. Jednym z bohaterów walk o miasto był oficer żydowskiego pochodzenia por. Bernard Mond (późniejszy generał WP), który zasłynął jako odważny komendant odcinka „Cytadela”. Równie dzielnie po stronie polskiej stawał przeciwko Ukraińcom oddział żydowski, a śmiercią bohatera za polskość Lwowa poległo co najmniej kilku Żydów. Oficerowie narodowości żydowskiej zgłaszali się ochotniczo do Wojska Polskiego we Lwowie i byli przyjmowani z otwartymi rękoma także po krwawych wydarzeniach w dzielnicy żydowskiej.

Obecność Żydów w polskich szeregach nie osłabiła jednak rosnącej wrogości wobec milicji żydowskiej. Kpt. Baczyński, oficer polskiego dowództwa, tak wspominał przybycie parlamentariuszy milicji żydowskiej do szkoły Sienkiewicza: „Wiedzieliśmy od ochotników i kobiet, którym udało się przedostać na naszą stronę, że Żydzi biorą udział w walce po stronie Ukraińców, i to całymi oddziałami, że patrole żydowskie są najbezwzględniejsze wobec Polaków. Dlatego oburzenie na Żydów było tak wielkie między żołnierzami, że ledwie udało mi się uchronić ich od zlinczowania”.

Na odcinku „Góra Stracenia” żołnierze por. Romana Abrahama ujęli w kontrataku na pozycje ukraińskie sześciu uzbrojonych milicjantów żydowskich. Po zakończeniu walk o miasto sąd polowy we Lwowie poszukiwał żydowskich milicjantów: Bernarda Apfelbauma, Joela Hutterea, Wiktora Tanza, Henryka Horowitza i Michała Steila, którzy zbiegli z lwowskich aresztów, a byli objęci śledztwami pod zarzutem strzelania do polskich żołnierzy w dniach obrony Lwowa. Niektórzy milicjanci żydowscy byli po zakończeniu walk w mieście rozpoznawani przez polskich sąsiadów i wydawani sądom wojskowym. Nie można wykluczyć i tego, że młodzi Żydzi padali ofiarą mordów ze strony polskich sąsiadów w akcie zemsty za współdziałanie z wojskiem ukraińskim. Taki los spotkał Chaima Donnera, którego rozpoznano jako milicjanta żydowskiego i w drodze na posterunek wojskowy zastrzelono.

[srodtytul]Mord na polskich jeńcach[/srodtytul]

W śledztwie prowadzonym przez audytorów Referatu Sprawiedliwości Naczelnego Dowództwa WP na Galicję Wschodnią w sprawie zamordowania jeńców polskich między 14 a 17 listopada 1918 r. na Podzamczu liczni polscy świadkowie mówili o tym, że kozacka sotnia atamana Dołuda została na Zamarstynowie powitana przez ludność żydowską z radością i entuzjazmem. Świadek Stefania Mańczurówna zeznała, że w południe 16 lub 17 listopada 1918 r. spostrzegła oddział wojskowy bez emblematów ułatwiających jego identyfikację, który wszedł na ulicę Świętego Marcina na Zamarstynowie od strony pozycji ukraińskich.

Dowódca polskiej placówki Ludwik Drozd omyłkowo zidentyfikował oddział jako długo spodziewaną pomoc i wyszedł mu naprzeciw. Byli to kozacy Dołuda. Mańczurówna widziała z okna kamienicy, jak ciężko pobili Drozda kolbami karabinów, po czym zawiesili mu na piersi kartkę, na której napisano, że przeznaczony został do rozstrzelania.

Świadek Władysław Tykielak został zatrzymany przez kozaków na ulicy niemalże w tym samym czasie. Kozacy spędzali kolbami i nahajkami mężczyzn z okolicznych kamienic. Poszukiwali obrońców Zamarstynowa, polskich „legionierów”. Wokół schwytanych Polaków zebrał się spory tłum ukraińskich i żydowskich gapiów, mieszkańców dzielnicy. Szczególnie młodzi Żydzi naigrywali się z Polaków. Kozacy indagowali ich na temat każdego z zatrzymanych Polaków, by wyłuskać spośród nich żołnierzy. Tychowski podał również, że był świadkiem wskazania na ulicy polskiego „legionisty” żołnierzom ukraińskim przez patrol milicji żydowskiej. Młody mężczyzna w cywilnym ubraniu został ciężko pobity przez żołnierzy ukraińskich, po czym odprowadzono go w kierunku dworca na Podzamczu. Najpewniej podzielił los Ludwika Drozda, który z grupą polskich jeńców został zamordowany jeszcze tego samego dnia na terenie dworca.

Mord na kilkunastu polskich jeńcach decydująco wpłynął na eskalację nastrojów antyżydowskich. Jako sprawców zbrodni postrzegano bowiem obok Ukraińców także milicję żydowską, choć ukraińskie relacje jej obecności w miejscu mordu nie potwierdzają.

O mord na polskich jeńcach nigdy nie oskarżono atamana Dołuda, który zresztą podczas wojny polsko-bolszewickiej był, wraz ze swymi kozakami, wiernym sojusznikiem Wojska Polskiego. Gwoli prawdy historycznej trzeba dodać, że porucznik Starck, w odwecie za rozstrzelanie Polaków na Zamarstynowie, 18 listopada nakazał rozstrzelać grupę wziętych do niewoli żołnierzy ukraińskich.

[srodtytul]Zbrojny opór milicji żydowskiej[/srodtytul]

W dniu polskiego triumfu nad uchodzącymi z miasta Ukraińcami milicjanci żydowscy, nieświadomi potęgowania się antyżydowskich nastrojów, po przybyciu odsieczy do Lwowa stawili zbrojny opór polskim oddziałom przejmującym kontrolę nad miastem. Żołnierze ukraińscy, uchodząc w nocy z 21 na 22 listopada z miasta, nie powiadomili o swoim wycofaniu się milicjantów w dzielnicy żydowskiej. Przez kilka godzin młodzi syjoniści bronili się w gmachu hr. Skarbka, a strzały do polskich patroli padały gęsto przez kilka godzin z okien żydowskich kamienic i dachu bożnicy. Świadkowie wypadków w dzielnicy żydowskiej zeznawali potem, że Żydzi polewali z okien kamienic polskich żołnierzy ukropem na ul. Źródlanej. Nigdy nie ustalono, czy był to rozpaczliwy akt samoobrony mordowanych i rabowanych Żydów, czy też sposób walki z oddziałami Wojska Polskiego.Po przełamaniu pozycji obronnych milicji żydowskiej doszło do mordów i rabunków w żydowskiej dzielnicy. Jak zwykle w takich sytuacjach do głosu doszły elementy kryminalne. Był też ewidentny brak zdecydowania ze strony dowódców wojskowych. Bez wątpienia oficerowie stracili częściowo kontrolę nad podwładnymi albo też nie uczynili wszystkiego, aby ich powstrzymać. Przynajmniej nie wszyscy. Wróciła bolesna pamięć tego, że milicjanci żydowscy w zorganizowany sposób walczyli z oddziałami polskimi już wcześniej. Komunikat Naczelnego Dowództwa Ukraińskiej Halickiej Armii z 16 listopada 1918 r. podaje: „W rejonie ul. Kleparowskiej siły wroga atakowały przez całe popołudnie, głównie na ul. Gazowej i Pod Dębem, napotykając zawzięty opór żydowskiej milicji. Przy pomocy naszych oddziałów zepchnięto wroga na dawne pozycje”.

Ukraiński historyk Oleksa Kuźma przytoczył w swojej monografii poświęconej walkom o Lwów relację ukraińskiego sotennego o tym, że wojsko ukraińskie wyposażyło milicję żydowską w broń i umundurowanie. Milicja żydowska była zatem uzbrojoną formacją wspierającą oddziały ukraińskie.

[srodtytul]Śledztwo sędziego Rymowicza[/srodtytul]

Względny spokój i porządek w dzielnicy żydowskiej przywróciły dopiero nad ranem 24 listopada 1918 r. silne patrole oficerskie i elitarne oddziały wojskowe. Niemal nazajutrz po krwawych wydarzeniach przystąpiono do szacowania ofiar i strat materialnych. Śmierć poniosło co najmniej 76 osób wyznania mojżeszowego, choć Żydowski Komitet Ratunkowy początkowo zgłaszał nawet tysiąc ofiar.

Rozporządzeniem Rady Ministrów z 9 grudnia 1918 r. powołano Nadzwyczajną Rządową Komisję Śledczą do zbadania wydarzeń lwowskich. Na jej przewodniczącego został wyznaczony Zygmunt Rymowicz, sędzia Sądu Najwyższego. W ostatnich dniach grudnia 1918 r. Rymowicz przedostał się do Lwowa i przystąpił do wielkiego śledztwa. W krótkim czasie przesłuchano ponad 1000 świadków z dzielnicy żydowskiej.

Uwagę śledczych zwrócił fakt niezidentyfikowania spalonych zwłok trzech osób znalezionych nad ranem 24 listopada przy synagodze na ul. Bożniczej. Po żmudnych czynnościach ustalono, że spalony trup znaleziony na progu synagogi to zwłoki Solomona Gotlieba. Jednak w rzeczywistości Gotlieb uszedł śmierci z płonącej synagogi, której bronił jako milicjant żydowski, stawił się przed obliczem Rymowicza i dokonał identyfikacji zwłok młodych Żydów. Byli to dwaj jego koledzy – czeladnicy rzeźniccy Israel Fejgenbaum i Dawid Ruebenfeld.

Ponadto w obronie synagogi na ul. Bożniczej zginął w wyniku postrzału 19-letni milicjant żydowski Mendel Hochberg. Nie wiadomo też, w jakich okolicznościach zginęli obrońcy synagogi przy ul. Bożniczej – Mendel Hochberg, Israel Fejgenbaum i Dawid Ruebenfeld. Wedle źródeł żydowskich dwaj ostatni byli ledwie chłopcami i zostali zastrzeleni, próbując uratować z płonącej synagogi zwoje Tory. Natomiast według polskich źródeł zginęli z bronią w ręku, strzelając do polskich żołnierzy z dachu świątyni. Jak zakwalifikować milicjantów żydowskich, którzy zginęli w dniach 22 – 23 listopada 1918 roku? Jako poległych w walce z oddziałami Wojska Polskiego czy też jako ofiary pogromu?

[wyimek]Jak zakwalifikować milicjantów żydowskich, którzy zginęli 22 i 23 listopada 1918 roku? Jako poległych w walce z oddziałami Wojska Polskiego czy też jako ofiary pogromu?[/wyimek]

Sędzia Zygmunt Rymowicz weryfikował każdy przypadek zgłoszonego przez Żydów zgonu, utrzymując m.in. stały kontakt z izraelickim Urzędem Metrykalnym i lwowską Dyrekcją Policji. Wbrew opiniom kręgów wojskowych związanych z Komendą Naczelną Obrony Lwowa okazało się nieprawdą, że Żydzi lwowscy korzystali z każdej okazji, aby przedstawić naturalny lub niezawiniony przez Polaków zgon swojego współwyznawcy jako ofiarę listopadowego mordu. Do siedziby NRKŚ zgłosiła się w końcu lutego 1919 r. Rachela Liber wraz z mężem Israelem Liberem. Zeznali, że w ich mieszkaniu przy ul. Gródeckiej 31 zginęła trafiona zabłąkanym pociskiem karabinowym przyjaciółka Lea Roth, kiedy nieostrożnie zbliżyła się do okna.

Ale bywały też sprawy problematyczne. Moritz Bud doniósł sędziemu Rymowiczowi o zamordowaniu podczas wypadków listopadowych jego żony Toni Bud. Dyrekcja Policji we Lwowie zakwestionowała zakwalifikowanie Toni Bud jako ofiary pogromu, gdyż z niezrozumiałych powodów Moritz Bud nie zgłosił władzom faktu zabójstwa swojej żony przez kilka tygodni. Sędzia Rymowicz i jego pomocnicy drobiazgowo przesłuchali świadków śmierci Toni Bud, po czym wpisali ją na listę ofiar listopadowego pogromu. W śledztwie sędziego Rymowicza znajdujemy także fałszywe doniesienia o rabunkach dokonywanych na szkodę Żydów połączone z roszczeniami odszkodowawczymi pod adresem władz polskich.

[srodtytul]Bandyci w mundurach[/srodtytul]

Powszechność używania mundurów wojskowych w piątym roku militaryzacji życia codziennego czyniła w oczach mieszkańców dzielnicy żydowskiej każdego umundurowanego bandytę polskim żołnierzem. Sala Poch, właścicielka kamienicy ul. Jachowicza 8, została napadnięta 23 listopada 1918 r. przez uzbrojonych ludzi w mundurach Wojska Polskiego. Zdołała jedynie zapamiętać, że jeden ze sprawców był inwalidą bez prawej nogi poruszającym się dość sprawnie o kuli. W czasie napadu kaleka miał na głowie wojskową czapkę, ale nie był przepisowo umundurowany, Kilka miesięcy później, w czerwcu 1919 r., policja lwowska ustaliła, że napastnikiem był Ukrainiec, znany kryminalista lwowski Wawrzyniec Nahorski. W marcu 1919 r. Nahorski został wraz z bandą rzezimieszków złożoną z Polaków, Żydów i Ukraińców aresztowany za kolejny napad rabunkowy i skazany wyrokiem z dnia 24 marca 1919 r. na karę czterech lat więzienia.

Rezultaty pracy lwowskich organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości redukowały udział żołnierzy Wojska Polskiego w zbrodniach i przestępstwach dokonanych na lwowskich Żydach w dniach 22 – 23 listopada 1918 r. Wyjaśniono m.in. sprawę obrabowania 22 listopada 1918 r. kupca Jakuba Katza, właściciela posesji przy placu Krakowskim 7. Umundurowani żołnierze podjechali autem pod jego sklep, ogołocili go z towarów, które załadowano na ciężarówkę, po czym przed odjazdem podpalili kamienicę. Podczas policyjnego śledztwa okazało się, że Katz, składając zeznania w Dyrekcji Policji, przemilczał to, że rozpoznał w grupie napastników niejakiego Dydyka. Śledztwo przyniosło efekt w postaci zidentyfikowania rzekomych żołnierzy jako bandy Igora Dydyka, ukraińskiego bandyty, który zbiegł przed lwowską Temidą za linię frontu wiosną 1919 r. W materiałach komisji sędziego Rymowicza znajdują się dowody na omyłkowe lub złośliwe obarczanie polskich żołnierzy odpowiedzialnością za przestępstwa popełnione na szkodę Żydów lwowskich.

Komenda Naczelna Obrony Lwowa jako najwyższy wówczas organ władzy wojskowej porażona wydarzeniami lwowskimi starała się zrzucić całą odpowiedzialność za krwawe wydarzenia w dzielnicy żydowskiej na kryminalistów, różnej zresztą narodowości. Obwiniano batiarów lwowskich, żołnierzy ukraińskich, maruderów c. k. armii, a w jednostkowych przypadkach nawet samych Żydów, co było już pomówieniem wielce obrzydliwym. Ale policja lwowska i sędzia Rymowicz stwierdzili liczny udział w krwawych zajściach w dzielnicy żydowskiej także polskich żołnierzy. Potwierdzały to również relacje urzędowe, choć niektóre były chyba sformułowane pochopnie. Z raportu ppłk. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego wynikało, że w rozruchach antyżydowskich brały udział oddziały broniące odcinka na ul. Bema. Raportował on, że „… wieczorem 21 listopada 1918 r. zaczęły »Bemy« rozbijać sklepy żydowskie, twierdząc, że gen. Roja pozwolił im przez 24 godziny robić we Lwowie, co zechcą”. W rzeczywistości generał Bolesław Roja nie wydawał oddziałom wojskowym takiego zezwolenia.

Ustalono między innymi, że kupca Wilhelma Finnera obrabowali z pieniędzy obrońcy Lwowa, w tym 16-letni gimnazjalista. W innej sprawie jeden z podoficerów przyznał się do współsprawstwa w dokonaniu tego rabunku. Wśród aresztowanych podejrzanych o uczestnictwo w pogromie byli także żołnierze przybyłej do Lwowa odsieczy, którzy mieli własne porachunki z bojówkami żydowskimi zbrojnie wspomagającymi oddziały ukraińskie w czasie listopadowych walk o Przemyśl.

Audytoriat lwowski ścigał sprawców przestępstw dokonanych na Żydach przez umundurowanych bandytów. W wielu przypadkach okazywali się polskimi żołnierzami. Przykładowo, listem gończym ścigano Piotra Czerniaka z Detachementu, rtm. R. Abrahama oraz szer. Pawła Pełecha alias Antoniego Dawidowskiego z 1. pułku Strzelców Lwowskich podejrzanych o popełnienie szeregu rabunków i morderstw w listopadzie 1918 r. Wymienieni żołnierze zbiegli w nocy z 17 na 18 marca 1919 r. z oddziału psychiatrycznego Zakładu św. Marii Magdaleny we Lwowie, gdzie jako „zamknięci pod śledztwem” byli na obserwacji sądowo-psychiatrycznej. Sam wystawca listu gończego – sąd polowy we Lwowie – z niejakim wstydem dodał po podaniu szczegółowych danych personalnych obu poszukiwanych żołnierzy, że „…byli oni zresztą znanymi bandytami”.

[srodtytul]Bez winy i kary [/srodtytul]

Wiedza uzyskana dziś dzięki dokumentom odnalezionym w archiwach lwowskich upoważnia do sformułowania nieodkrywczej tezy, że gdy tylko zawierucha wojenna choćby przejściowo eliminuje działalność służb policyjnych, to ludzie marginesu społecznego korzystają z okazji, aby się wzbogacić kosztem bogatszych od siebie. I każdy pretekst będzie wygodnym uzasadnieniem do popełnienia niegodziwości, zbrodni i przemocy. Listopadowy pogrom lwowskich Żydów z pewnością nie był na zimno zaplanowanym mordem przez polskie ośrodki władzy politycznej i wojskowej. Nie był także przeprowadzony gremialnie przez polską ludność cywilną i wojsko.

Śledztwo w sprawie pogromu stanowiło porażkę polskiego wymiaru sprawiedliwości. Lwowski sąd polowy skazał na śmierć za mord w dzielnicy żydowskiej ledwie trzech sprawców, którzy zostali rozstrzelani. Bezwzględną większość spraw karnych umorzono wobec braku dowodów winy. Wprawdzie warunki wojenne nie sprzyjały zbieraniu tych dowodów, ale też sprawców mordów na Żydach i rabunków w dzielnicy żydowskiej nie szukano zbyt gorliwie, być może także z powodu pogłosek o udziale Żydów w mordzie na Polakach na Podzamczu.

[i]Dr Leszek Kania jest historykiem prawa, adiunktem w Instytucie Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Autor książki „Od Orląt lwowskich do Ostrej Bramy. Szkice z dziejów wojskowego wymiaru sprawiedliwości i posłuszeństwa rozkazowi w dawnym Wojsku Polskim”. Przygotowuje do druku książkę. „W cieniu Orląt lwowskich. Polskie sądy wojskowe, kontrwywiad i służby policyjne w bitwie o Lwów 1918 – 1919”[/i].

W naszej świadomości historycznej obrona Lwowa w listopadzie 1918 roku kojarzy się z niebywałym heroizmem dzieci, młodzieży i lwowskich batiarów, którzy nie szczędzili życia dla polskości swego miasta. Jednak po wyparciu oddziałów ukraińskich za rogatki Lwowa doszło do krwawych wypadków w dzielnicy żydowskiej. Czy był to klasyczny antysemicki pogrom? Zaplanowany odwet? Czy tylko kolejny przejaw okrucieństwa wojny i rezultat łańcucha przypadkowych zdarzeń?

W trzecim dniu walk o miasto Polski Komitet Narodowy we Lwowie przyjął do wiadomości deklarację o utworzeniu milicji żydowskiej „w celu utrzymania porządku i bezpieczeństwa w dzielnicy przez ludność żydowską zamieszkanej”. Dokument mówił o „absolutnej neutralności” milicji żydowskiej w konflikcie polsko-ukraińskim. Jednak neutralność ta przez Polaków została źle przyjęta. We wspomnieniach polskich obrońców Lwowa, bez względu na prezentowane opcje polityczne i światopogląd, dominowała nieskrywana niechęć do Żydów za jawne sprzyjanie Ukraińcom. Z utarczek pomiędzy polskimi żołnierzami wyprawiającymi się po żywność a patrolami milicji żydowskiej na obrzeżach dzielnicy żydowskiej wyciągano wniosek, że Żydzi gremialne opowiedzieli się po stronie Ukraińców. Nawet przypadki brutalności żołnierzy ukraińskich przypisywano właśnie milicji żydowskiej.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?