[b]RZ: Niedawno na ekrany polskich kin wszedł film pt. „Baader-Meinhof Komplex”. Obraz jest historią Frakcji Czerwonej Armii, w której pani matka Ulrike Meinhof odgrywa nader istotną rolę. Odmówiła pani jednak współpracy przy jego produkcji. Dlaczego?[/b]
Producent filmu Bernd Eichinger i jego reżyser Uli Edel skontaktowali się ze mną na początku 2007 roku. W trakcie rozmowy bardzo szybko zrozumiałam, że „Baader-Meinhof Komplex” ma być jedynie kiczowatą produkcją o terrorze i rewolucji. Pod względem intelektualnym i politycznym – absolutne dno. Dużo pirotechniki i strzelaniny, jeśli chodzi zaś o historyczną prawdę – totalna katastrofa. Zbulwersowało mnie również to, w jak wielkim stopniu Eichinger i Edel czerpią z mojej książki „Zabawa w komunizm”. Wiele zawartych w niej scen chcieli wykorzystać w sposób nieformalny. Częściowo zresztą dopięli swego. Jest bowiem w filmie kilka cytatów zaczerpniętych z książki. Twórcy jednak nie podali ich źródła, jak w takiej sytuacji zwykło się postępować. Od początku było dla mnie jasne, że cała konstrukcja filmu opierać się będzie na figurze Ulrike Meinhof – matce. W pierwotnej wersji obraz miał być dramatem rozgrywającym się między matką i dziećmi. Zdołałam temu zapobiec. W ożywionej, z czasem wręcz agresywnej korespondencji, którą prowadziłam z twórcami filmu, wymogłam na nich, aby znacznie ograniczyli informacje dotyczące prywatnego życia Ulrike Meinhof oraz mojej rodziny.
Od początku zdecydowanie krytykowałam ten film. Najpierw mój głos był odosobniony, z czasem jednak stał się coraz bardziej słyszalny. Liczne media w Niemczech ale także w Wielkiej Brytanii, Francji i USA wskazywały na braki w warstwie intelektualnej i historycznej. Tak więc mam swój wkład w to, że ominęły go takie nagrody jak Złoty Glob czy Oscar.
[b]Choć wiele sekwencji filmu rozgrywa się w Berlinie, w żadnym ujęciu, nawet w tle, nie ma berlińskiego muru. W jakim celu, według pani, przeprowadzono taki zabieg?[/b]
To jeden z najbardziej istotnych mankamentów filmu. Rzeczywiste uwarunkowania polityczne lat 70. zostały przemilczane, a zamiast tego widz otrzymuje zupełnie dowolny montaż pseudohistoryczny. Wszystko po to, aby na siłę legitymizować działania terrorystów i ruchu ‘68. Trzeba powiedzieć wyraźnie: ruch ‘68, a szczególnie terror RAF nie byłyby możliwe bez przyjacielskiej asysty Berlina Wschodniego i Moskwy. Uwielbienie dla ludobójców: Mao Tse-tunga, Lenina, Stalina, Ho Chi Minha, Pol Pota, oraz ślepe powielanie ich propagandowych schematów wygenerowanych na użytek zachodnioniemieckich umysłów kładzie się cieniem na całym pokoleniu. Musiano więc to w obrazie wyciszyć. Zamiast tego mamy fałszywie przedstawiony przypadek Benno Ohnesorga.