Wojna o pracę

Milionów koron odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu domagają się Polacy od norweskiego oddziału firmy Adecco. Proces rusza 15 czerwca

Aktualizacja: 25.06.2009 19:36 Publikacja: 10.06.2009 02:36

Adecco ma 6 tysięcy biur w 70 krajach. Dzięki niej pracę znalazło 700 tys. osób

Adecco ma 6 tysięcy biur w 70 krajach. Dzięki niej pracę znalazło 700 tys. osób

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Hawałej GH Grzegorz Hawałej

– Przyjechaliśmy tu zdrowi i nie zamierzamy wracać do Polski chorzy – mówią „Rz” bracia Skałubaniak. Pracodawców oskarżają o mobbing, dyskryminację i pobicie.

28-letni Bartosz opowiada, że czuje się jak 60-latek. W nocy zrywa się, ma dreszcze, wydaje mu się, że będzie miał zawał. Podobno boi się chodzić do supermarketów, bo natychmiast ogarnia go lęk. Staje pod ścianą i myśli, że zaraz się przewróci. Jego brat, 36-letni Wojciech, twierdzi, że odczuwa stały, podwyższony poziom adrenaliny i lęk. Śpi cztery godziny na dobę. Obaj – według diagnozy polskich i norweskich lekarzy – cierpią na PTSD, zespół stresu pourazowego. To rodzaj zaburzeń lękowych po traumatycznym przeżyciu, takim jak wojna czy gwałt. U braci Skałubaniak PTSD miała wywołać praca w Norwegii. Od siedmiu miesięcy są na zwolnieniu lekarskim, na którym napisano: mobbing w miejscu pracy.

Nie potrafią o niczym innym rozmawiać. To kolejny objaw PTSD. – Wbiliśmy sobie do głowy, że Adecco musi za to odpowiedzieć. Rano wstajemy i mówimy tylko o tym. Wiemy, że to nienormalne. Nasi koledzy też już nie mogą tego słuchać – przyznają.

[srodtytul]Szykany, intrygi i groźby[/srodtytul]

Do Norwegii przyjechali w 2007 roku skuszeni folderem Adecco Norge. Znana na świecie firma rekrutacyjna podała w nim 15 powodów, dla których warto jechać do tego kraju. „Zmień na lepsze swoje życie i życie swojej rodziny. Nie czekaj, zgłoś się do nas” – nęciła. Zachętą miał być m.in. system atrakcyjnie opłacanych nadgodzin. „Zgodnie z norweskim kodeksem pracy podstawowy wymiar czasu pracy wynosi 37,5 godziny tygodniowo. (...). Pracującemu w wymiarze nadliczbowym od poniedziałku do piątku do godziny 21.00 pracownikowi przysługuje 50-procentowy dodatek do stawki podstawowej” – przeczytali.

Po przyjeździe bracia Skałubaniak dowiedzieli się, że im dodatek nie przysługuje. Jak mówią, w Trondheim, gdzie na budowie wielkiego szpitala zajmowali się wznoszeniem ścianek działowych, dostali do podpisania aneks do umowy, w którym dobrowolnie zrzekli się prawa do „pięćdziesiątek”. Podpisali, bo inaczej musieliby pracować tylko 37,5 godziny w tygodniu albo wrócić do kraju. A oni chcieli zarobić. Wtedy poczuli się oszukani. Tym bardziej że wkrótce Adecco Norge poinformowało o „nowych godzinach pracy obowiązujących wszystkich. Od 7 do 18”. – Nie mogliśmy zrezygnować, bo musielibyśmy zapłacić za zerwanie kontraktu. W ten sposób przez rok przepracowaliśmy 800 godzin nadliczbowych. To cztery razy więcej niż zezwala norweskie prawo – mówią.

Gdy postanowili zaprotestować, zaczęły się problemy. – Szykany, intrygi, grożenie, że wrócimy do Polski. Dostawaliśmy prace niemożliwe do wykonania, publicznie nas wyśmiewano – wymieniają. Gdy szli do stołówki, brygadzista mówił: – Uwaga, mobbing! I sala ryczała ze śmiechu.

Firma przeniosła ich do Stavanger. Oni twierdzą, że za karę. Adecco Norge – że przyszło im z pomocą. – Trafiliśmy do sadysty, który kazał nam pracować non stop – mówią. Gdy jeden z nich nie chciał pracować w sobotę do 20, został pobity. Policja umorzyła sprawę. – Pamiętam Wojtka, jak nim poniewierali. Chciał mieć godne warunki pracy, a był napiętnowany. Wszystko, co źle mu wyszło, było natychmiast nagłaśniane – wspomina Sławomir Groński, który pracował na tej samej budowie.

[srodtytul]Spór o nadgodziny[/srodtytul]

Adecco Norge tłumaczy, że w Norwegii są dwa rodzaje nadgodzin. Narzucone przez pracodawcę, za które zobowiązany jest on zapłacić dodatek 50 proc. lub 100 proc. do każdej godziny (więcej po godz. 21), oraz nadgodziny dobrowolne, które płacone są według zwykłej stawki i które wchodzą w skład tzw. banku godzin. Za te godziny pracownik może wziąć dodatkowe wolne dni.

– Wszystkim osobom zatrudnionym w Norwegii przez Adecco Norge zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami są wypłacane nadgodziny – zarówno dodatkowe 50 proc., jak i dodatkowe 100 proc. Wspólnie z naszym zleceniodawcą ustalają, które nadgodziny są płatne dodatkowo, a które wędrują do banku godzin – zapewnia „Rz” Iwona Kilanowska, menedżer HR z Adecco Norge.

Dlaczego braciom nie dano takiej możliwości? – Panowie Skałubaniak trafili akurat na projekt, w którym klient nie przewidywał narzuconych nadgodzin. Najprawdopodobniej innego projektu w danym momencie nie było. Jako pracodawcy zależy nam przede wszystkim na spełnieniu naszej powinności, czyli zapewnieniu pracownikowi pełnego etatu – mówi Kilanowska.

Przed wyjazdem do Norwegii Polacy być może nie byli świadomi, na jakie nadgodziny mogą liczyć. – Nadgodziny zależą od projektów i uważamy, że powinny być omawiane indywidualnie z zatrudnionym pracownikiem po jego przyjeździe do Norwegii – mówi Kilanowska. W folderze, który przysłało nam Adecco, o „pięćdziesiątkach” nie ma ani słowa.

Adecco to szwajcarska spółka. Jako największa firma rekrutacyjna na świecie pośredniczyła w zatrudnieniu 700 tysięcy pracowników. W 70 krajach ma 6 tysięcy biur (w Norwegii 50), zatrudnia 30 tysięcy osób.

– Do tej pory nie mieliśmy tak poważnej sprawy. Nigdy – podkreśla Iwona Kilanowska. Z jej relacji wynika, że bracia Skałubaniak ciągle byli niezadowoleni z pracy, kilka razy przynosili zwolnienie lekarskie. Adecco chcąc im pomóc, szukało dla nich nowego miejsca pracy. Wysłało ich do Stavanger.

– Ale i tam byli niezadowoleni, bo praca obejmowała standardowy norweski czas pracy, a oni chcieli nadgodzin – mówi. Według niej Wojciech złożył kiedyś doniesienie na policji, że został uderzony, ale nie przez pracodawcę, tylko kolegę z pracy. Bracia znów poszli na zwolnienie, a potem przynieśli wypowiedzenie i zażądali po 2,5 mln koron (po około 280 tys. euro) odszkodowania, a także wypłaty zaległych nadgodzin. – Zapłacimy wszystkie zaległe nadgodziny, o czym panowie zostali poinformowani. Chodzi o około 60 tys. koron (około 6 tys. euro) dla każdego z nich. Oni jednak odmawiają. O odszkodowaniu nie ma mowy. Uważamy, że im się nie należy – przekonuje Kilanowska.

[srodtytul]Nie było dowodów [/srodtytul]

Sprawa trafiła do sądu. Polacy zgłosili się też do norweskiej Inspekcji Pracy i związków zawodowych. Nigdzie nie uzyskali pomocy. Jak twierdzą, nawet nie chciano z nimi rozmawiać, dlatego muszą się bronić sami.

– Nie mogliśmy wstawić się za Polakami, bo nie mieliśmy dowodów na papierze. Jeśli panowie przedstawią pisemne raporty o tym, ile nadgodzin przepracowali, udzielimy im pomocy – mówi „Rz” Torleiv Nordbo ze związków zawodowych w Stavanger. Również Anna Aarshiem, pracownik organizacyjny i tłumacz w związkach, mówi, że bracia nie przedstawili wystarczających dowodów, by można było im dać adwokata. Pamięta spotkanie z ekspertem BHP, który specjalnie w tej sprawie przyjechał z Oslo.

– Stwierdził, że w całej sprawie nie chodzi o szykanowanie, tylko o niezadowolenie z warunków pracy. Uznał, że mobbingu nie było. Lekarzowi też trudno zdiagnozować mobbing – podkreśla. Przyznaje jednak, że choć związki zawodowe miały do czynienia z wieloma konfliktami na linii pracodawca–pracownik, żaden nie był tak skomplikowany, jak ten. – Bracia są w ciężkiej depresji, biorą silne środki uspokajające. Adecco Norge powinno samo wstrzymać pracę Polaków, kiedy dostrzegło, że ci przekroczyli limit nadgodzin – uważa.

[srodtytul]Władze nie ingerują[/srodtytul]

Z kolei Inspekcja Pracy tłumaczy, że władze nie mogą ingerować w konflikt między pracodawcą a pracownikami, który dotyczy spraw finansowych. – W przypadku braci, którzy podjęli pracę w Stavanger, jest to częściowo sprawa natury prywatnej i należy ją rozwiązać w sądzie – mówi „Rz” Bjork Roska z Inspekcji Pracy w Stavanger. – Bardzo wielu polskich pracowników – podkreśla – pracuje po 60 godzin tygodniowo, potem bierze wolne i wyjeżdża do Polski na tydzień. Dzięki temu liczba godzin się wyrównuje. Ci bracia nie wyjeżdżali do Polski, dlatego należy im się zwrot pieniędzy. Inna sprawa, że do Norwegii przyjeżdża wiele osób z Europy Wschodniej i ma wysokie oczekiwania. A potem bardzo się rozczarowuje – dodaje.

– Przyjechaliśmy tu zdrowi i nie zamierzamy wracać do Polski chorzy – mówią „Rz” bracia Skałubaniak. Pracodawców oskarżają o mobbing, dyskryminację i pobicie.

28-letni Bartosz opowiada, że czuje się jak 60-latek. W nocy zrywa się, ma dreszcze, wydaje mu się, że będzie miał zawał. Podobno boi się chodzić do supermarketów, bo natychmiast ogarnia go lęk. Staje pod ścianą i myśli, że zaraz się przewróci. Jego brat, 36-letni Wojciech, twierdzi, że odczuwa stały, podwyższony poziom adrenaliny i lęk. Śpi cztery godziny na dobę. Obaj – według diagnozy polskich i norweskich lekarzy – cierpią na PTSD, zespół stresu pourazowego. To rodzaj zaburzeń lękowych po traumatycznym przeżyciu, takim jak wojna czy gwałt. U braci Skałubaniak PTSD miała wywołać praca w Norwegii. Od siedmiu miesięcy są na zwolnieniu lekarskim, na którym napisano: mobbing w miejscu pracy.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy