Czytając je, nie sposób nie nabawić się zawrotu głowy. Oto Polska wreszcie znalazła należne jej miejsce. Teraz to my będziemy wzorcem. Polskie państwo zostało docenione. Gdyby jeszcze rozprawić się z pozostałościami po pisowskim reżimie, takimi jak osławione CBA – czym skrupulatnie zajmuje się „GW” – żylibyśmy w najbardziej demokratycznym, wolnym i praworządnym kraju Europy.
A ja się dziwię. Właśnie w ostatnich dniach pojawiło się kilka informacji, które powinny tę atmosferę samozadowolenia trochę popsuć. Najpierw okazało się, że największa polska partia, ciesząca się poparciem połowy Polaków, ma – któż by się spodziewał? – jeszcze jednego, nieznanego ojca. Okazał się nim Gromosław Czempiński, były oficer komunistycznych służb, w latach 90. szef Urzędu Ochrony Państwa. Ni mniej, ni więcej powiedział on, że miał dość duży udział w powstaniu Platformy i że ówcześni politycy tej partii realizowali jego koncepcję. Kiedy pierwszy raz usłyszałem jego słowa, nie mogłem uwierzyć. Jak to? Były oficer wywiadu PRL, potem szef służb wywiadowczych III RP, tak po prostu opowiada o tym, że praktycznie założył Platformę Obywatelską? Że w tej sprawie spotykał się też z Donaldem Tuskiem, urzędującym premierem i głównym kandydatem na prezydenta Polski? Przecierałem oczy ze zdumienia, pociągałem się za jedno ucho, za drugie. Takie oświadczenie, myślałem, powinno wywołać burzę. Jeśli Czempiński nie kłamie, znaczyłoby to, że Platforma mogła powstać przy udziale służb specjalnych, a to w żadnych demokratycznych standardach się nie mieści.
Okazuje się jednak, że bardziej niż samym faktem wyznań generała powinienem się był zdumiewać moim zdumieniem, bo nikt się specjalnie jego słowami nie przejął.
Nie mniej zagadkowy był też moment, w którym Czempiński postanowił się podzielić swoimi wspomnieniami. Całkiem przypadkowo zbiegło się to z odejściem z Platformy Andrzeja Olechowskiego i początkiem politycznej kampanii Stronnictwa Demokratycznego, które pod przywództwem Pawła Piskorskiego zamierza wtargnąć do pierwszej ligi politycznej.
To nie koniec przypadków. Jakoś tak się złożyło, że dzień po wystawieniu przez Piskorskiego na sprzedaż budynków SD – dzięki otrzymanym w ten sposób pieniądzom jego partia będzie mogła poważnie zagrozić PO – prokuratura, absolutnie niezależna i apolityczna, odkryła, że przekazane przez Piskorskiego zaświadczenie sprzed 13 lat o wygranych w kasynie 500 tys. zł jest fałszywe.