Polska nie okazała się żadnym wyjątkiem. Przez łamy większości gazet przelewa się fala zachwytów nad „Bękartami wojny” Quentina Tarantino. Jeden z krytyków wybił nawet w swoim tekście wyraźne pouczenie: „Gdyby ktoś się oburzył, że nie wypada tak infantylnie ujmować wojennych relacji żydowsko-niemieckich – pokazałby tylko, że nie rozumie konwencji filmu”. Oczywiście chodzi o pastisz i swoistą licencję, jaką Tarantino uzyskał od krytyki na popkulturyzację okrucieństwa.
[srodtytul] Landa jak Brunner [/srodtytul]
Przez ponad dwie godziny filmu nie nudziłem się, śmiałem się, ale jednocześnie czułem wątpliwości. I aby nazwać te sprzeczne uczucia, piszę właśnie ten tekst. Dlaczego na filmie trudno się nie śmiać? Quentin Tarantino to prawdziwy kinowy uwodziciel, który dociera do bardzo różnych widzów. Gdyby jego film miał być tylko pasmem scen egzekucji w wykonaniu żydowskich komandosów, byłby to tylko jeszcze jeden krwawy film klasy C. Siłą „Bękartów wojny” są inteligentne i dowcipne dialogi oraz niebanalne postacie typowe dla tego reżysera. Atutem filmu jest postać pułkownika Hansa Landy, tropiciela ukrywających się we Francji Żydów. Jest on oczywiście Austriakiem, co może być dla wielu Niemców kolejnym dowodem na tezę, że nazizm był tak naprawdę austriacką okupacją Niemiec. Filmowy Landa jest straszny i zabawny jednocześnie. Potrafi w wyrafinowany sposób konwersować z damą, aby chwilę potem zabić ją ciosem dłoni. „To on zawładnął filmem” – jak napisał w swojej recenzji Dennis Lim w „IHT”. Nie tylko zawładnął filmem, ale i zdobył za swoją rolę nagrodę w Cannes.
To, co zachwyca krytyków w roli Landy, to dla Polaków nic nowego. Aż dziw, że w żadnej z polskich recenzji nie znalazłem porównania do genialnej roli Emila Karewicza jako Brunnera w „Stawce większej niż życie”. Nie podejrzewam, żeby Tarantino znał polski serial, ale te dwie role są skonstruowane dokładnie tak samo. I to właśnie rolą Landy reżyser zdobywa wymagającego widza.
„Bękarty” w tych częściach, w których daje się zauważyć umiejętność obserwacji psychiki Niemców, są równie dobre jak niektóre odcinki „Stawki większej niż życie”. Ale konwencja pokazywania Niemców jako postaci z krwi i kości ma swoje słabości, gdy zostaje wykorzystana do ilustrowania prawdziwych tragedii. Pierwszą sceną, w której poznajemy śmieszną/straszną postać płk. Landy, jest epizod, w którym przyjeżdża on do francuskiego chłopa ukrywającego żydowską rodzinę. Nienaganną grzecznością Landa onieśmiela chłopa, aby po pewnym czasie uzyskać od niego przyznanie, że ukrywa ludzi. Chwilę potem esesmani rozstrzeliwują przez szpary w podłodze ukrywającą się rodzinę. Co wynika z tej sceny? Czy tylko komizm kontrastu między dworską etykietą gestapowca a tragedią, która wydarzy się za chwilę? Czy nie jest to banalizacja wydarzenia z przeszłości?