Dwudziestolatki w dopasowanych garniturach niosą skórzane teczki i przygładzają wąskie krawaty. Między nimi lawiruje rowerzysta. Sądząc z wyglądu i stylowego pojazdu bez przerzutek – początkujący pracownik korporacji, którego stać, by brak dobrego samochodu nadrabiać fantazją. Z uszu wystają mu białe słuchawki iPoda – jako przedstawiciel młodej generacji nie traci czasu w korkach, dba o środowisko i własny rozwój – jest na bieżąco z muzycznymi nowinkami. Toruje sobie drogę dzwonkiem i zwinnie przedostaje się do drzwi wejściowych.
Bokiem, przytulona do budynków, przemyka obca postać. Wszystko ją zdradza. Ten płaszcz jest za ciepły na wiosnę. Tempo – ślamazarne i nerwowe – nie pasuje do rozrastającego się miasta, w którym trzeba umieć płynąć na fali. Ramiona skulone, jakby je coś ciągnęło do ziemi. Wzrok skierowany na chodnik, a nie śmiało wprzód. Koszyk na zakupy w brzydkim brązowym kolorze, szarpany jak nieposłuszny pies. I ta twarz – zaciśnięta w grymasie nieporadności i goryczy, jednocześnie wystraszona i złowroga. Zmęczona, pomarszczona – stara.
Właśnie tacy nie chcemy być: wyrzuceni poza nawias jak emerytowani użytkownicy rzeczywistości, pozbawieni loginu i hasła dostępu do tego, co nazywamy aktywnym życiem. Im jesteśmy młodsi, tym silniej przekonani, że ten scenariusz nigdy nie będzie naszym udziałem. Przecież nie jesteśmy sami. Światowe koncerny, gwiazdy mediów, laboratoria, projektanci, farmaceuci, seksuolodzy i instruktorzy jogi – niemal cała ludzkość pracuje co sił, by zahamować procesy starzenia, a może nawet je zlikwidować. To jeszcze wizja science fiction, ale człowiek współczesny nie traci nadziei – skoro pojawiły się viagra, Internet i sklonowana Dolly, a nawet śmierć na zamówienie w szwajcarskiej klinice, możliwe jest właściwie wszystko. Na przykład życie w młodości aż do chwili, gdy się sobie zaaplikuje bezbolesny zastrzyk i... Nie, nie umrze – raczej przestanie żyć. Z takich wyobrażeń rodzi się arogancja wobec starości. I prawo jej wykasowywania jak spamu zaśmiecającego naszą witalność. Wirus starzenia jest usuwany metodycznie na wielu frontach jednocześnie.
[srodtytul]Botoks ma krótkie nogi[/srodtytul]
Promieniste, jędrne twarze kobiet z reklam uśmiechają się na znak triumfu nad pokonanymi zmarszczkami. Prężą się kształtne pośladki, lśnią ufarbowane włosy. Kiedyś widywane tylko w hollywoodzkich kadrach napompowane usta i policzki, podciągnięte podbródki i powieki, teraz pojawiły się w polskim realu. Nowe normy urody stają się faktem. Ważne, by nie tracić kształtów utożsamianych z młodością nawet za cenę odczłowieczenia i fałszu. Można nie być sobą, byle nie być starym.
Ale zachowanie młodości, czy też jej udawanie, jest bardziej skomplikowane – wymaga trwałego wysiłku, błyskawicznego wychwytywania nowości, a także ich wykorzystywania w praktyce. Nie wystarczy wiedzieć, co robią młodzi, trzeba to robić z nimi. Historycznie rzecz biorąc, do niedawna warunki dyktowali starsi, którzy przez lata gromadzili wiedzę i zasoby. Teraz jest odwrotnie – najważniejsze postaci życia publicznego albo są bardzo młode, albo z młodymi trzymają, czerpiąc od nich autorytet i prawo do masowej popularności. Madonna, żeby nie dać się zadeptać tłumowi dyszących za jej plecami młodzików, weszła w koalicję. Ostatnią płytę nagrała z modnymi muzykami młodszymi od niej o 20 lat. Robi operacje plastyczne, spotyka się z mężczyznami niewiele starszymi od jej dzieci, a na koncertach śpiewa, stojąc na głowie. Nie jest już liderką wyprzedzającą popowy peleton o całe okrążenie – teraz biegnie równo z młodymi, a to już spory sukces. Tym bardziej że reprodukcja elit w popkulturze dokonuje się coraz gwałtowniej i żadna gwiazda nie może być pewna swego losu. Kto chce przetrwać, musi być obecny – aktualizować swój profil, wysyłać sygnały docierające do kont internetowych i telefonów komórkowych. Podtrzymywać przekonanie, że jest – tu i w tej chwili, bo tylko teraz się liczy.