Dzięki odepchnięciu Armii Czerwonej od Warszawy w sierpniu 1920 roku Polska uciekła spod szubienicy. Bolszewikom nie udało się Polski podbić i narzucić jej systemu komunistycznego. Zwycięstwo to było jednak tylko odroczeniem wyroku. Używając nomenklatury komunistycznej: pieriedyszką.
Kończący wojnę polsko-bolszewicką traktat ryski był katastrofą. Zarówno ze strategicznego, jak i z moralnego, a przede wszystkim ideowego punktu widzenia. Składając w Rydze podpisy pod tym dokumentem, członkowie polskiej delegacji podpisali wyrok na Rzeczpospolitą.
Rok 1920 był momentem zwrotnym w dziejach Polaków. To właśnie wtedy, mimo militarnego zwycięstwa, ostatecznie umarła idea Polski wielkiej, która rozciąga się na szerokich połaciach Europy Wschodniej, swymi granicami sięgającej niemal po mury Kremla i po stepy Zaporoża, której obywatele mówili dziesiątkami języków i wznosili modły w kościołach, cerkwiach, synagogach, zborach i meczetach.
„Tutaj już ostatecznie kończył się Sienkiewicz Dzikich Pól i świętej Żmudzi – pisał o traktacie Stanisław Cat-Mackiewicz. – Kończył się Mickiewicz, Rzewuski, Pol, kończył się Żółkiewski, Chodkiewicz, Sobieski – wszystko co było wielkie. Kończyła się cała dawna Polska, nieodłączna od pojęć o Polsce, tak jak nieodłączny jest przepyszny Stambuł od pojęć o Turcji, ten sam Stambuł przez Kemala zaniedbany, opuszczony”.
W 1920 roku zaczęła się Polska nacjonalistyczna, ograniczona w istocie do potencjału tylko jednego z tworzących ją niegdyś narodów. Czymże jest bowiem te 25 – 35 milionów Polaków, gdy z jednej strony ma się Niemcy, a z drugiej Rosję.
To właśnie w Rydze Polska ostatecznie wyparła się idei jagiellońskiej – porozumienia narodów znajdujących się między Niemcami a Rosją. Jedynej koncepcji, która może zapewnić Polsce, że będzie liczącym się graczem, a nie średnim państwem, z wynikającymi z historii ambicjami, ale bez potencjału, by je zrealizować.