Drzewa i zabytki

Ostatnio ogromnie ucieszyło mnie to, że nareszcie widać kościół Wizytek na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.

Publikacja: 13.08.2010 17:44

Red

Dotychczas ta najpiękniejsza – moim zdaniem – fasada barokowa w całym kraju była zasłonięta czterema lipami. Namiętnie kocham drzewa i sadzę je gdzie tylko się da, ale jeżdżąc po naszym kraju marzę o masowej wycince. Bo duża część naszego tak uszczuplonego przez wojny dziedzictwa budowanego pozostaje w nich ukryta.

W większości wypadków wynika to z braku zrozumienia założenia architektonicznego danego budynku, jego funkcji i przestrzeni, w której się mieści.

Pałac Prymasowski przy ulicy Senatorskiej w Warszawie jest celowo zbudowany w kształcie półkolistym, aby dać perspektywę centralnemu ryzalitowi. Ale ten genialny pomysł architekta można docenić tylko, oglądając dziewiętnastowieczną akwarelę Zygmunta Vogla. Został całkowicie zniweczony przez istniejącą teraz kompozycję leśną, która zajęła celowo stworzoną przestrzeń.

Warszawska Cytadela, jeden z najciekawszych i najbardziej okazałych pomników dziewiętnastowiecznej architektury militarnej na świecie, powinna groźnie panować nad otoczeniem, a jest całkowicie schowana, bowiem na jej stokach rośnie gęsty las, i to zimozielony. (Czy nie należałoby skorzystać z panującej mody na martyrologię i go wyciąć? – można by turystom sprzedawać miniaturowe drewniane szubienice na pamiątkę.)

Trudno się dziwić, że panuje kompletna ignorancja dotycząca funkcji i otoczenia zabytkowych budynków. Instytucje, w których ręce wpadły one po wojnie, najczęściej nie mają nic wspólnego z oryginalnym ich przeznaczeniem. A ta, która powinna dawać przykład – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – sama nie potrafi odpowiednio zagospodarować swej reprezentacyjnej siedziby. Cour d’honneur pałacu Potockich na Krakowskim Przedmieściu powinien być otwartą przestrzenią, a nie podwórkiem zagraconym pretensjonalnymi krzewami ogrodowymi i nowoczesnymi rzeźbami. A fasada ogrodowa pałacu zasługuje na coś lepszego od parawanu ustawionego z iglaków.

Zawsze mówiono, że „my, Polacy, lubim sielanki”, ale to chyba nie z tego się bierze ten trend do „rus in urbe” (wsi w mieście), bo nie zazieleniamy miast w konsekwentny sposób. Stosujemy wręcz perwersyjną selekcję. Wprowadzamy zieleń dokładnie tam, gdzie nie trzeba, a nie tam, gdzie przydałaby się. Zasłaniamy piękno, a obnażamy brzydotę.

Na placu Trzech Krzyży w Warszawie wdzięczne fasady Instytutu Głuchoniemych i dziewiętnastowiecznych kamienic są zasłonięte drzewami, a toporny Sheraton świeci swą golizną. To samo się widzi w innych częściach miasta. Znakomita architektura Zachęty i kościoła ewangelickiego jest schowana w małym lesie, a Hotel Victoria jest widoczny. Przed niedawno odbudowanym dawnym Ratuszem na placu Teatralnym nie wiadomo dlaczego postawiono drzewka w donicach, a nikt nie pomyślał, by zasłonić toporne tyły Teatru Wielkiego. Pieczołowicie odrestaurowane według obrazów Bellotta Krakowskie Przedmieście jest obecnie metodycznie zalesiane, a na nowych osiedlach często nie ma ani drzewka.

Z większych miast chyba jedynie Kraków nie grzeszy w tej materii. Może dlatego, że cała stara część miasta została urządzona w XIX wieku i żadne zniszczenia wojenne nie stworzyły możliwości dla jakichś nowych cudów. Natomiast w innych miastach wszędzie widać ten sam brak zrozumienia przestrzeni. Plac Broni przed pałacem w Zamościu, gdzie spędzam lato, jest urządzony jak park miejski, z dodatkiem misternie przyciętych drzewek w donicach otaczających konny posąg hetmana, który wznosi się majestatycznie nad tym nieporozumieniem przestrzennym.

Problem nie odnosi się tylko do miast. Na wsi piękne stare kościoły są zwykle otoczone drzewami, a sakralne budowle z lat 70. i 80. przypominające wywrócone statki czy wyrzutnie rakiet obnażają przed całym światem brak gustu naszego kleru. Przyjemne stare chaty czy gospodarstwa bywają starannie zarośnięte, natomiast klocki zbudowane z pustaków w czasach gierkowskich przyciągają wzrok nie tylko samą brzydotą, ale i starannie urządzonymi ogródkami z niskich krzewów iglastych, które nic nie mają wspólnego ze wsią. Gdzie są bzy i malwy, na litość boską??

[i]Adam Zamoyski jest historykiem, prezesem zarządu Fundacji Książąt Czartoryskich. Ostatnio wydał książkę „Warszawa 1920”[/i]

Dotychczas ta najpiękniejsza – moim zdaniem – fasada barokowa w całym kraju była zasłonięta czterema lipami. Namiętnie kocham drzewa i sadzę je gdzie tylko się da, ale jeżdżąc po naszym kraju marzę o masowej wycince. Bo duża część naszego tak uszczuplonego przez wojny dziedzictwa budowanego pozostaje w nich ukryta.

W większości wypadków wynika to z braku zrozumienia założenia architektonicznego danego budynku, jego funkcji i przestrzeni, w której się mieści.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą