Dotychczas ta najpiękniejsza – moim zdaniem – fasada barokowa w całym kraju była zasłonięta czterema lipami. Namiętnie kocham drzewa i sadzę je gdzie tylko się da, ale jeżdżąc po naszym kraju marzę o masowej wycince. Bo duża część naszego tak uszczuplonego przez wojny dziedzictwa budowanego pozostaje w nich ukryta.
W większości wypadków wynika to z braku zrozumienia założenia architektonicznego danego budynku, jego funkcji i przestrzeni, w której się mieści.
Pałac Prymasowski przy ulicy Senatorskiej w Warszawie jest celowo zbudowany w kształcie półkolistym, aby dać perspektywę centralnemu ryzalitowi. Ale ten genialny pomysł architekta można docenić tylko, oglądając dziewiętnastowieczną akwarelę Zygmunta Vogla. Został całkowicie zniweczony przez istniejącą teraz kompozycję leśną, która zajęła celowo stworzoną przestrzeń.
Warszawska Cytadela, jeden z najciekawszych i najbardziej okazałych pomników dziewiętnastowiecznej architektury militarnej na świecie, powinna groźnie panować nad otoczeniem, a jest całkowicie schowana, bowiem na jej stokach rośnie gęsty las, i to zimozielony. (Czy nie należałoby skorzystać z panującej mody na martyrologię i go wyciąć? – można by turystom sprzedawać miniaturowe drewniane szubienice na pamiątkę.)
Trudno się dziwić, że panuje kompletna ignorancja dotycząca funkcji i otoczenia zabytkowych budynków. Instytucje, w których ręce wpadły one po wojnie, najczęściej nie mają nic wspólnego z oryginalnym ich przeznaczeniem. A ta, która powinna dawać przykład – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – sama nie potrafi odpowiednio zagospodarować swej reprezentacyjnej siedziby. Cour d’honneur pałacu Potockich na Krakowskim Przedmieściu powinien być otwartą przestrzenią, a nie podwórkiem zagraconym pretensjonalnymi krzewami ogrodowymi i nowoczesnymi rzeźbami. A fasada ogrodowa pałacu zasługuje na coś lepszego od parawanu ustawionego z iglaków.
Zawsze mówiono, że „my, Polacy, lubim sielanki”, ale to chyba nie z tego się bierze ten trend do „rus in urbe” (wsi w mieście), bo nie zazieleniamy miast w konsekwentny sposób. Stosujemy wręcz perwersyjną selekcję. Wprowadzamy zieleń dokładnie tam, gdzie nie trzeba, a nie tam, gdzie przydałaby się. Zasłaniamy piękno, a obnażamy brzydotę.