W Ameryce palcze mają kłopoty ze znalezieniem pracy

Gdzie ja ostatnio widziałem kogoś z papierosem? W Polsce odpowiedź nie sprawiłaby problemu. W Warszawie każdego dnia natykałem się na co najmniej kilkunastu palaczy.

Publikacja: 04.12.2010 00:01

W Waszyngtonie i okolicach przypadkowe spotkanie osoby palącej w biały dzień nie jest jednak wcale pewne. A, już wiem! Przed Starbucksem widziałem Latynosa, który palił, przeszukując zawartość okolicznych śmietników.

Być może wkrótce podobny żywot będzie wiodło o wiele więcej palaczy. Szefowie amerykańskich firm, którzy 20 lat temu wyganiali nałogowców do palarni, potem systematycznie zaczęli je likwidować i ograniczać długość przerwy na dymek przed budynkiem. Teraz chcą zaś po prostu definitywnie skreślić z listy płac wszystkich miłośników papierosów.

Na początku listopada Massachusetts Hospital Association jako pierwsze prywatne przedsiębiorstwo w tym północno-wschodnim stanie ogłosiło, że od 1 stycznia nie będzie już dłużej zatrudniać palaczy. „Jako firma, która działa na rynku medycznym postanowiliśmy wykonać krok w kierunku promocji zdrowia pracowników i zredukowania jednej z przyczyn zgonów w Stanach Zjednoczonych” – wyjaśniają szefowie MHA. Jednocześnie na swojej stronie internetowej podkreślają, że „palenie tytoniu jest odpowiedzialne każdego roku za więcej zgonów niż HIV, narkotyki, alkohol, wypadki drogowe, samobójstwa i morderstwa razem wzięte”. Koszty palenia tytoniu – biorąc pod uwagę wydatki na leczenie i utratę korzyści wynikającą z przedwczesnej śmierci pracowników – w samym tylko stanie Massachusetts szacuje się na ok. 6 mld dolarów rocznie.

Oficjalne statystyki mówią zaś, że dorośli, którzy palą, żyją o 14 lat krócej niż niepalący. Nic więc dziwnego, że ubezpieczyciele za polisę dla nałogowych palaczy żądają dużo wyższych składek. A ponieważ za pakiet medyczny w wielu firmach w Stanach Zjednoczonych płacą pracodawcy, to, szukając sposobu na redukcję kosztów, nie chcą mieć wśród załogi osób uzależnionych od tytoniu. I chociaż szefowie nie mogą dyskryminować nikogo ze względu na rasę, płeć czy orientację seksualną, to zakaz zatrudniania palaczy jest całkowicie legalny. – Palenie papierosów to kwestia wyboru, a ja jako pracodawca mogę zgodnie z prawem zdecydować, kogo zatrudnię, a kogo nie – tłumaczył w amerykańskich stacjach telewizyjnych Lynn Nicholas, szef MHA. Ci, którzy już teraz pracują dla MHA, będą mogli odejść z pracy lub rzucić nałóg.

Częstszego wykluczania palaczy z grona potencjalnych kandydatów do pracy chciałby też John Banzhaf, dyrektor organizacji Action on Smoking and Health i profesor prawa na George Washington University. Przeciętny palacz, jego zdaniem, kosztuje swoją firmę ponad 12 tys. dolarów rocznie i każdego dnia robi sobie cztery 15-minutowe przerwy na papierosa. – Wygląda na to, że zakaz zatrudniania osób palących papierosy szybko rozprzestrzenia się wśród prywatnych przedsiębiorców – przekonywał Banzhaf reportera ABC News.

Klinika medyczna w Cleveland palaczy nie zatrudnia już od trzech lat i jej szefowie są przekonani, że cała załoga jest wolna od tytoniowego nałogu. Skąd wiadomo, że pod osłoną nocy w pozbawionej wykrywaczy dymu kryjówce pod miastem uzależniony delikwent nie będzie próbować oszukać tak wrażliwych na dymek przełożonych? Po prostu wszyscy przechodzą odpowiednie testy na obecność nikotyny. Podobne badania do procesu rekrutacji włączyło też Centrum Medyczne Saint Francis w Cape Girardeau w Missouri.

Wykluczenie osób palących papierosy z rynku pracy nie wszystkim się jednak podoba. Zdaniem przeciwników tego pomysłu nie wiadomo bowiem, kogo w przyszłości pracodawcy dopiszą do czarnej listy. – Zakaz zatrudniania to mająca dobre intencje próba polepszenia zdrowia pracowników i zmniejszenia kosztów, ale ten pomysł ma ograniczoną wartość i może rodzić wiele potencjalnych problemów dla przedsiębiorców – przekonuje „Rz” Andrew Tarsy, dyrektor wykonawczy Progressive Business Leaders Network w stanie Massachusetts i dawny aktywista walczący o prawa obywatelskie.

– To równia pochyła. Czy następni będą otyli? A jaki będzie wpływ tej polityki na młodych, biednych i pochodzących z mniejszości, którzy według różnych badań palą więcej niż reszta społeczeństwa? – zastanawia się Andrew Tarsy.

Na szczęście dla palaczy w niektórych stanach istnieją na razie przepisy uniemożliwiające pracodawcom wykluczenie ich z procesu rekrutacji. A jeśli ktoś w końcu wpadnie na pomysł, by pozamykać ich w ośrodkach internowania, to być może wybawi ich z nich pierwszy palacz Ameryki Barack Obama. Nawet prezydent USA musi jednak palić po kryjomu i bardzo, ale to bardzo uważać, aby telewizyjne kamery nie przyłapały go nigdzie z papierosem.

[i]Jacek Przybylski z Waszyngtonu[/i]

W Waszyngtonie i okolicach przypadkowe spotkanie osoby palącej w biały dzień nie jest jednak wcale pewne. A, już wiem! Przed Starbucksem widziałem Latynosa, który palił, przeszukując zawartość okolicznych śmietników.

Być może wkrótce podobny żywot będzie wiodło o wiele więcej palaczy. Szefowie amerykańskich firm, którzy 20 lat temu wyganiali nałogowców do palarni, potem systematycznie zaczęli je likwidować i ograniczać długość przerwy na dymek przed budynkiem. Teraz chcą zaś po prostu definitywnie skreślić z listy płac wszystkich miłośników papierosów.

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą