W Waszyngtonie i okolicach przypadkowe spotkanie osoby palącej w biały dzień nie jest jednak wcale pewne. A, już wiem! Przed Starbucksem widziałem Latynosa, który palił, przeszukując zawartość okolicznych śmietników.
Być może wkrótce podobny żywot będzie wiodło o wiele więcej palaczy. Szefowie amerykańskich firm, którzy 20 lat temu wyganiali nałogowców do palarni, potem systematycznie zaczęli je likwidować i ograniczać długość przerwy na dymek przed budynkiem. Teraz chcą zaś po prostu definitywnie skreślić z listy płac wszystkich miłośników papierosów.
Na początku listopada Massachusetts Hospital Association jako pierwsze prywatne przedsiębiorstwo w tym północno-wschodnim stanie ogłosiło, że od 1 stycznia nie będzie już dłużej zatrudniać palaczy. „Jako firma, która działa na rynku medycznym postanowiliśmy wykonać krok w kierunku promocji zdrowia pracowników i zredukowania jednej z przyczyn zgonów w Stanach Zjednoczonych” – wyjaśniają szefowie MHA. Jednocześnie na swojej stronie internetowej podkreślają, że „palenie tytoniu jest odpowiedzialne każdego roku za więcej zgonów niż HIV, narkotyki, alkohol, wypadki drogowe, samobójstwa i morderstwa razem wzięte”. Koszty palenia tytoniu – biorąc pod uwagę wydatki na leczenie i utratę korzyści wynikającą z przedwczesnej śmierci pracowników – w samym tylko stanie Massachusetts szacuje się na ok. 6 mld dolarów rocznie.
Oficjalne statystyki mówią zaś, że dorośli, którzy palą, żyją o 14 lat krócej niż niepalący. Nic więc dziwnego, że ubezpieczyciele za polisę dla nałogowych palaczy żądają dużo wyższych składek. A ponieważ za pakiet medyczny w wielu firmach w Stanach Zjednoczonych płacą pracodawcy, to, szukając sposobu na redukcję kosztów, nie chcą mieć wśród załogi osób uzależnionych od tytoniu. I chociaż szefowie nie mogą dyskryminować nikogo ze względu na rasę, płeć czy orientację seksualną, to zakaz zatrudniania palaczy jest całkowicie legalny. – Palenie papierosów to kwestia wyboru, a ja jako pracodawca mogę zgodnie z prawem zdecydować, kogo zatrudnię, a kogo nie – tłumaczył w amerykańskich stacjach telewizyjnych Lynn Nicholas, szef MHA. Ci, którzy już teraz pracują dla MHA, będą mogli odejść z pracy lub rzucić nałóg.
Częstszego wykluczania palaczy z grona potencjalnych kandydatów do pracy chciałby też John Banzhaf, dyrektor organizacji Action on Smoking and Health i profesor prawa na George Washington University. Przeciętny palacz, jego zdaniem, kosztuje swoją firmę ponad 12 tys. dolarów rocznie i każdego dnia robi sobie cztery 15-minutowe przerwy na papierosa. – Wygląda na to, że zakaz zatrudniania osób palących papierosy szybko rozprzestrzenia się wśród prywatnych przedsiębiorców – przekonywał Banzhaf reportera ABC News.
Klinika medyczna w Cleveland palaczy nie zatrudnia już od trzech lat i jej szefowie są przekonani, że cała załoga jest wolna od tytoniowego nałogu. Skąd wiadomo, że pod osłoną nocy w pozbawionej wykrywaczy dymu kryjówce pod miastem uzależniony delikwent nie będzie próbować oszukać tak wrażliwych na dymek przełożonych? Po prostu wszyscy przechodzą odpowiednie testy na obecność nikotyny. Podobne badania do procesu rekrutacji włączyło też Centrum Medyczne Saint Francis w Cape Girardeau w Missouri.