Kiedy dawno temu miałam tournée w Australii, przez znajomego trafiłam na zebranie Żydów polskich – emigrantów z różnych pokoleń. Bardzo to było przejmujące, ale i tak nie obyło się bez zawałów, do jakich dochodzi przy tych okazjach. Emocje dotyczyły spraw małych i wielkich, od historii po sprawy nieruchomości. W czasie przerwy mój znajomy przedstawił mnie jakiejś pani, która z kolei zaprosiła mnie na przyjęcie do swojego domu. Zgodziłam się chętnie, ale wtedy ktoś odciągnął mnie od niej i szepnął: jeśli pani pójdzie do niej, to już pani do mnie nie może pójść, a chętnie panią zaproszę. Po dłuższej rozmowie sprawa się wyjaśniła. Wszyscy tam zgromadzeni dzielili się na dwie grupy. Na tych, którym Polacy pomogli, i na tych, którzy uważają Polaków za prześladowców. Wszystko zależy od doświadczeń i od rodzinnych przekazów. Podział jest tak silny, że nie ma mowy o pojednaniu. Ktoś, kto gości u jednych, nie będzie zaproszony do drugich.