Katastrofy wiszą nad metropoliami

Naukowcy ustalili listę wielkich miast najbardziej zagrożonych katastrofami naturalnymi. Tokio – mimo że w coraz większym niebezpieczeństwie – jest dobrze przygotowane na takie zdarzenia

Publikacja: 26.03.2011 00:01

Slumsy Dhaki są zagrożone powodzią

Slumsy Dhaki są zagrożone powodzią

Foto: AFP

Trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, powodzie, huragany, osunięcia się ziemi – w cieniu tych zagrożeń żyją dziś mieszkańcy siedmiu z dziesięciu największych metropolii na świecie. Do 2030 roku liczba ludzi żyjących w miastach podwoi się, osiągając 2,64 miliarda, jak ocenia Fundusz Ludnościowy Narodów Zjednoczonych. Trend ten najsilniej jest widoczny w krajach najbiedniejszych.

– Przy tak masowej migracji ludzi ubogich do wielkich miast nieuniknione jest zasiedlanie przez nich rejonów podatnych na katastrofy, w których nikt inny nie chce żyć – mówi N. M. S. I. Arambepola, dyrektor zarządzania ryzykiem w miastach z Asian Disaster Preparedness Centre w Bangkoku. – Infrastruktura, planowanie przestrzenne i skala nieformalnego osadnictwa to parametry decydujące o wpływie klęsk żywiołowych na mieszkańców miast.

Drżące Tokio

Jeśli chodzi o stopień zagrożenia katastrofami naturalnymi, Tokio jest w zdecydowanej czołówce. W rankingu przygotowanym w 2004 roku przez Munich Re Group, największe na świecie towarzystwo reasekuracyjne, stolica Japonii znalazła się na pierwszym miejscu wśród 50 największych, najbogatszych, a zarazem najniebezpieczniejszych metropolii świata. Ryzyko, jakie nad nią wisi, oceniono na ponadczterokrotnie wyższe niż to zagrażające drugiemu w kolejności San Francisco.

Problem polega na tym, że Wyspy Japońskie leżą w wyjątkowo niewdzięcznym miejscu, na styku aż czterech gigantycznych płyt pacyficznej, eurazjatyckiej, północnoamerykańskiej oraz mniejszej filipińskiej. Ta ostatnia stwarza najwięcej problemów. Wpycha się klinem, od spodu, pod płytę euroazjatycką, a dzieje się to – co odkryto niedawno – zaledwie 4 – 26 km pod powierzchnią Tokio (zazwyczaj uskoki znajdują się głębiej pod ziemią). Z kolei pod te dwie płyty od spodu wchodzi trzecia – pacyficzna, formując w ten sposób oceaniczny Rów Japoński. Ocieranie się płyt wywołuje wstrząsy skorupy ziemskiej. W Tokio ziemia drży średnio raz na tydzień. Ostatnie wielkie trzęsienie ziemi (o sile 8,3 stopnia w skali Richtera) miało tu miejsce w 1923 roku. Zniszczyło dwie trzecie Tokio i całą Jokohamę, zabijając ponad 140 tys. ludzi. Wywołało gigantyczny pożar i 11-metrową falę tsunami.

Wstrząsy z 11 marca okazały się piątym co do siły trzęsieniem ziemi od 1900 roku i siódmym w historii pomiarów w skali globu. Teraz okazuje się, że naruszyły kruchą strukturę uskoku tektonicznego u wschodnich wybrzeży Wysp Japońskich, przesuwając naprężenia na styku płyt litosfery w bezpośrednie sąsiedztwo Tokio.

– Ostatnie trzęsienie ziemi sprawiło, że jedna płyta tektoniczna wsunęła się o 9 metrów głębiej pod drugą, tworząc w dnie morskim rów o długości 380 km i szerokości 190 km

– mówi dr Eric Fielding z Jet Propulsion Laboratory, instytucji należącej do NASA.

– Podczas gdy naprężenia w okolicach Sendai zmniejszyły się, presja przeniosła się na dalsze odcinki uskoku – dodaje Brian Atwater z U. S. Geological Survey.

To oznacza, że stolica Japonii może w każdej chwili doświadczyć silnych wstrząsów wtórnych. Sejsmolodzy uspokajają jednak, że trzęsienie ziemi o mocy 9 stopni w skali Richtera jest tam mało prawdopodobne. Ale szeroko pojęta aglomeracja Tokio liczy aż 39 mln mieszkańców, dla których nawet słabsze wstrząsy mogą być katastrofalne w skutkach.

– Jeśli weźmiemy to pod uwagę, już 7,5 w skali Richtera byłoby tu poważnym problemem, a to bardzo realne zagrożenie – mówi dr Roger Musson British Geological Survey.

Na niepewnym gruncie

Z tych powodów Tokio znalazło się w drugiej dziesiątce miast najbardziej narażonych na wstrząsy sejsmiczne powyżej 6 stopni w skali Richtera – tym razem w rankingu przygotowanym przez GeoHazards International, charytatywną grupę badawczą starającą się minimalizować skutki katastrof naturalnych. Na nieco dalszych pozycjach uplasowały się dwie inne japońskie metropolie: trzecia aglomeracja tego kraju – Nagoja oraz Kobe, miasto zniszczone przez pamiętne trzęsienie ziemi w 1995 roku, podczas którego zginęło 6,5 tys. ludzi. Była to najbardziej kosztowna klęska żywiołowa w dziejach, jaka wydarzyła się w jednym tylko państwie.

Na pierwszym miejscu w rankingu GeoHazards znalazło się Katmandu, stolica Nepalu leżąca na styku płyt indyjskiej i euroazjatyckiej (to ich tarcie o siebie spowodowało wypiętrzenie się Himalajów). Wstrząsy sejsmiczne stale towarzyszą jej mieszkańcom. W 1934 roku miało miejsce trzęsienie, które pochłonęło 20 tys. ofiar. Teraz – kiedy w Katmandu mieszka około 1,5 miliona ludzi – straty wywołane wstrząsami byłyby dużo wyższe. Wedle szacunków liczba ofiar mogłaby sięgnąć 70 tysięcy.

Wśród najbardziej zagrożonych wstrząsami miast świata znajduje się liczący 11 mln mieszkańców Stambuł, usytuowany przy uskoku północno-anatolijskim, na styku dwóch płyt tektonicznych: afrykańskiej i euroazjatyckiej. Uskok ten był przyczyną wielu potężnych wstrząsów. W 1509 roku wywołały one potężne tsunami, które wdarło się do miasta, zabijając 10 tys. ludzi. W 1999 roku wstrząsy z epicentrum w oddalonym o 100 km Izmicie pochłonęły 18 tys. ofiar. Teraz – jak szacuje GeoHazards – silne trzęsienie w tym rejonie może kosztować życie aż 55 tys. ludzi.

Wśród miast najbardziej zagrożonych trzęsieniami ziemi GeoHazards wymienia również indyjskie New Delhi, zamieszkane przez około 17 mln ludzi i leżące na styku płyt eurazjatyckiej i indyjskiej. W rankingu znalazł się również Islamabad, stolica Pakistanu (1 mln mieszkańców), oraz San Salvador (2,2 mln), stolica Salwadoru. Duże straty z powodu trzęsienia ziemi grożą też Quito, liczącej 1,5 mln mieszkańców stolicy Ekwadoru leżącej na stokach aktywnego wulkanu Pichincha.

Góry ziejące ogniem

I właśnie wulkany stanowią drugą istotną groźbę dla dużych metropolii. Budzone są do życia przez wzajemne tarcie płyt litosfery, proces topiący skały i wypychający je ku powierzchni. W cieniu jednego z 80 japońskich aktywnych wulkanów – góry Fudżi – leży Tokio. Ostatnia jego erupcja miała miejsce w 1707 roku, a prawdopodobieństwo kolejnych wybuchów specjaliści oceniają jako wysokie.

Równie, jeśli nie bardziej, niebezpieczny jest wulkan Mount Rainier leżący w pobliżu Seattle. To jeden z 20 dużych i bardzo aktywnych wulkanów w Górach Kaskadowych na terenie USA, wśród których jest też słynna Mount St. Helens. Jej ostatnia spektakularna erupcja, jedna z pierwszych przewidzianych przez wulkanologów, miała miejsce w 1980 roku. W efekcie wulkan stracił 400 metrów wysokości, ponieważ zapadł się cały północny bok góry. Było to największe zarejestrowane osuwisko w historii.

Ryzykownie położone jest też miasto Meksyk, ukryte w cieniu oddalonego zaledwie o 70 km wulkanu Popocatepetl, od 1947 roku często budzącego się do życia. Wiąże się to ze zwiększoną aktywnością sejsmiczną w tym regionie. W 1985 roku trzęsienie ziemi o sile 8,1 stopnia w skali Richtera zniszczyło dużą część stolicy Meksyku. Życie straciło wówczas 7 tys. osób. Gdyby podobne zdarzenie miało miejsce dzisiaj, kiedy aglomeracja Meksyku liczy nie 18 mln, ale 25 mln mieszkańców, to ofiar byłoby na pewno ponad 10 tys. – szacuje GeoHazards.

Wszystkie te wulkany – zarówno w USA, Meksyku, Japonii, jak i Ekwadorze – łączy wspólna przyczyna: tzw. pacyficzny pierścień ognia. Jest to pas rowów oceanicznych i wulkanicznych łańcuchów górskich otaczających Ocean Spokojny, a konkretnie leżącą pod nim pacyficzną płytę tektoniczną, która napiera i ociera się o sąsiadujące z nią płyty. Pierścień ognia skupia aż 90 proc. czynnych wulkanów i prowokuje ponad 80 proc. silniejszych wstrząsów na naszej planecie.

Daleko poza tą strefą znajduje się słynny Wezuwiusz, który zaliczany jest do grona pięciu najniebezpieczniejszych wulkanów świata (wśród nich jest i Popocatepetl). Leżący w jego cieniu Neapol może wyciągnąć wnioski na temat wiszącej nad nim groźby z ruin starożytnych Pompei, miasta w 79 r. n. e. pogrzebanego pod kilkumetrową warstwą popiołów wulkanicznych. Obecnie w pobliżu wulkanu żyją blisko 3 miliony ludzi, z czego 600 tys. w strefie największego zagrożenia. Naukowcy szacują, że w wyniku erupcji Wezuwiusza zginęłoby 8 tysięcy ludzi.

Wielka woda

Ostatnie wydarzenia w Japonii pokazują, że najwięcej szkód potrafi wyrządzić woda. Jej czarnym rekordem było tsunami z 2004 roku, kiedy to na wybrzeżach

Oceanu Indyjskiego życie straciło 290 tys. ludzi. Za najtragiczniejsze w skutkach wystąpienie rzeki z brzegów uznaje się powódź, która w 1931 roku spustoszyła Chiny. Złożyły się na nią gwałtowne wylewy największych chińskich rzek Huang He i Jangcy. W ciągu 4 miesięcy życie straciło wówczas cztery miliony ludzi. Większość z nich utonęła, reszta zmarła w wyniku szerzących się epidemii tyfusu i cholery oraz wskutek głodu. Liczbę ofiar tsunami, które zalało Sendai dwa tygodnie temu, japońska policja ocenia na 9700 osób, przy czym za zaginionych uznano aż 16 500 osób.

Na zalania najbardziej są narażone miasta położone nad brzegiem morza, zwłaszcza te usytuowane w chętnie zasiedlanych – bo żyznych – deltach rzek. I właśnie 136 takich metropolii portowych o liczbie mieszkańców powyżej 1 mln wzięła pod lupę Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Eksperci obliczyli, że aż 38 proc. interesujących ich miast znajduje się w Azji, a 27 proc. leży w deltach rzek. Raport ocenia, że w miarę ocieplania się klimatu i wzrostu poziomu mórz zagrożenie powodziami będzie w latach 70. naszego wieku trzykrotnie większe niż obecnie i obejmie aż 150 mln ludzi.

Ranking OECD opublikowany w 2007 roku odzwierciedla podatność wielkich miast na zagrożenie wielką powodzią o skali, jaka zdarza się raz na 100 lat.

Listę otwiera Bombaj położony na wyspie przy ujściu rzeki Ulhas do Oceanu Indyjskiego. Na dalszych miejscach znalazł się chiński Kanton (w delcie Rzeki Perłowej), Szanghaj (największe miasto w Chinach, leży u ujścia Jangcy) oraz amerykańskie Miami na Florydzie, dla którego największym zagrożeniem są huragany oraz fale sztormowe, które mogą spowodować zalanie miasta przez przybrzeżne wody. Wśród najbardziej zagrożonych powodziami miast znalazły się też aglomeracja Nowego Jorku (narażona na sztormy), Nowy Orlean (huragany, fale sztormowe) i egipska Aleksandria (nisko położona w delcie Nilu). Na liście, a jakże, znalazły się także japońskie metropolie: Kobe i Tokio.

Lepiej w Japonii

Mimo że w niemal każ-dej kategorii stolica Japonii okazuje się jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie, nie znalazła się w czołówce innego waż-

nego rankingu pozycjonującego światowe metropolie najbardziej narażone na gniew żywiołów. Twórcy „2010 World Disasters Report" (Światowego Raportu Katastrof 2010), firmowanego przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, wzięli pod uwagę nie tylko ryzyko wystąpienia kataklizmu, ale też stopień przygotowania danego miasta na jego skutki, a obejmujący m.in. architekturę odporną na wstrząsy czy zapory zabezpieczające porty przed falą tsunami. Wedle tych wskaźników mieszkaniec superniebezpiecznego Tokio jest aż 17 razy mniej narażony na śmierć z powodu katastrofy naturalnej niż ktoś żyjący na Filipinach, obiektywnie obarczonych dużo mniejszym ryzykiem katastrofy naturalnej. Jednak to właśnie Manila, stolica Filipin, znalazła się na drugiej pozycji w rankingu „2010 World Disasters Report", tuż za nepalskim Katmandu i przed Dhaką, stolicą Bangladeszu. Nie przypadkiem pierwsza piątka tego zestawienia obejmuje wyłącznie przeludnione miasta azjatyckie.

Katmandu, Nepal

Żyzna i gęsto zaludniona Kotlina Katmandu doświadcza co roku niszczycielskich skutków powodzi i osunięć ziemi, zjawisk często spotykanych w kapryśnym regionie Himalajów. Największe zagrożenie dla półtoramilionowej stolicy Nepalu stanowią jednak trzęsienia ziemi. Dane wskazują na to, że Katmandu jest obecnie w dużym niebezpieczeństwie, bo znaczące wstrząsy zdarzają się tu średnio co 75 lat, a ostatnie takie zdarzenie miało miejsce w 1934 roku. Obecnie sejsmolodzy spodziewają się trzęsienia ziemi o sile około

8 stopni w skali Richtera, które mogłoby odebrać życie 50 – 70 tys. osób, a około 900 tys. pozbawić dachu nad głową. Niewielka liczba dróg i trudny dostęp do tego regionu mogą znacznie utrudnić pomoc humanitarną i spotęgować liczbę ofiar.

Manila, Filipiny

Położona na brzegu Morza Południowochińskiego 18-milionowa stolica Filipin jest narażona na większość znanych nam klęsk żywiołowych. Od czerwca do listopada padają tam ulewne deszcze, które wywołują powodzie w rejonach przybrzeżnych. Niewdzięczne położenie Filipin w obrębie pacyficznego pierścienia ognia sprawia, że kraj ten doświadcza częstych erupcji swoich 37 wulkanów, wśród których aż 18 jest obecnie aktywnych. Jeden z nich, wulkan Taal, leży zaledwie 60 km od Manili, a jego ostatnia erupcja miała miejsce w 1965 roku. Obszar ten jest bardzo aktywny sejsmicznie, w związku z tym metropolia narażona jest również na fale tsunami. Co gorsza, region Manili doświadcza co roku wpływu około 20 cyklonów. Na wywoływane przez nie powodzie i osunięcia ziemi najbardziej narażeni są mieszkańcy slumsów, których liczbę ONZ szacuje obecnie na 3 miliony.

Dhaka, Bangladesz

Miasto leży w delcie rzeki Buriganga, zaledwie 2 do 14 metrów nad poziomem morza. To sprawia, że nawet niewielkie spiętrzenie wód przybrzeżnych powoduje zatopienie dużej jego części. A ponieważ aż jedna trzecia mieszkańców tej blisko 14-milionowej metropolii żyje w slumsach na brzegach rzeki, to głównie oni są ofiarami częstych tutaj klęsk żywiołowych. Należą do nich ulewne deszcze monsunowe, a także cyklony. Najbardziej niszczycielski – cyklon Bhola, który uderzył w ten region w 1970 roku, pochłonął aż pół miliona zabitych. Według naukowców Stanford University Dhaka jest w pierwszej dwudziestce miast najbardziej narażonych na trzęsienia ziemi.

Bombaj, Indie

Bombaj znajduje się wśród dziesięciu miast najbardziej narażonych zarówno na powodzie, sztormy, jak i na trzęsienia ziemi. Ta blisko 20-milionowa metropolia jest piątym co do liczby mieszkańców miastem na świecie. Wśród nich – według WHO

– aż 6,7 mln zasiedla slumsy. Ponieważ Bombaj leży poniżej poziomu morza, jest w skali globu miastem najbardziej narażonym na powodzie przybrzeżne oraz znajduje się w ścisłej czołówce metropolii zagrożonych falami sztormowymi – podaje ONZ-owska Międzynarodowa Strategia na rzecz Redukcji Skutków Katastrof (ISDR). Co gorsza, leży na uskoku tektonicznym. Ponieważ mieszkańcy Bombaju płacą aż 40 proc. indyjskich podatków, jakakolwiek większa katastrofa w tym mieście skazałaby cały kraj na poważny kryzys finansowy.

Dżakarta, Indonezja

Aż 40 proc. powierzchni tego miasta leży poniżej poziomu morza. W związku z tym 10 mln mieszkańców tej 18-milionowej aglomeracji narażonych jest na powodzie, do których przyczynia się aż 13 rzek płynących przez ten obszar. Miasto leży w strefie subdukcji, na styku płyt tektonicznych, co sprawia, że narażone jest również na trzęsienia ziemi. Jest również bardzo gęsto zaludnione: na 1 km kw. mieszka tam średnio aż 14 tys. ludzi (dla porównania: gęstość zaludnienia w Warszawie wynosi 3300 osób na km kw.), z czego duża część to mieszkańcy slumsów. Ponieważ Dżakarta generuje aż 60 proc. PKB Indonezji, każda klęska żywiołowa w tym mieście może doprowadzić ten kraj do ekonomicznej zapaści.

Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
Tajemnice pod taflą wody