Grabarczyk walczy z Kwiatkowskim o wpływy w Łodzi

Cezary Grabarczyk i Krzysztof Kwiatkowski: biją się o miasto, ale nie mogą tego pokazać wyborcom

Aktualizacja: 23.07.2011 12:42 Publikacja: 23.07.2011 01:01

Krzysztof Kwiatkowski i Cezary Grabarczyk podczas konwencji PO? przed poprzednimi wyborami parlament

Krzysztof Kwiatkowski i Cezary Grabarczyk podczas konwencji PO? przed poprzednimi wyborami parlamentarnymi

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Na oficjalnym obiedzie wydanym na cześć węgierskiego wicepremiera Tibora Navracsicsa prezydent Łodzi Hanna Zdanowska z PO i minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski z PO siedzą uśmiechnięci obok siebie i wspólnie zachwalają swoje miasto węgierskiemu politykowi. Wyglądają jak dobrzy współpracownicy. Ale tak naprawdę toczy się między nimi brutalna wojna. A dokładnie między Kwiatkowskim a Cezarym Grabarczykiem, którego prezydent Zdanowska jest sojuszniczką.

W tej wojnie na porządku dziennym jest wypychanie się nawzajem z list, wyrzucanie swoich ludzi z pracy w instytucjach, marginalizowanie ich w partii. Głośno ani jeden, ani drugi polityk tego nie przyzna. Donald Tusk zakazał im tego surowo. Kiedy obaj chcieli kandydować na szefa struktur łódzkich i zapowiadało się publiczne zwarcie, zostali wezwani do premiera, który jasno im oświadczył: żadnych konfliktów na zewnątrz. Otwarty atak na przeciwnika wiązałby się więc ze zbyt dużym ryzykiem. Premier ciągle niepodzielnie panuje w partii i nie wolno mu się narazić.

– Konflikt? Nie ma żadnego konfliktu. Czytam o tym tylko w prasie – mówi mi, patrząc głęboko w oczy, Cezary Grabarczyk w swoim ministerialnym gabinecie w centrum Warszawy. Podczas prawie godzinnej rozmowy ani przez moment nie daje się zwieść i konsekwentnie przekonuje mnie, że nie zajmuje się sprawami łódzkimi, interesują go tylko drogi i koleje. Spółdzielnia, o której piszą media, to też wymysł. – Nic takiego nie istnieje – mówi i wygląda, że czyni to z głębokim przekonaniem.

Minister sprawiedliwości też oczywiście twierdzi, że zajmują go wyłącznie sprawy resortu. Konflikt z Grabarczykiem? – Współpracujemy ze sobą, pracując razem na sukces Platformy – odpowiada Krzysztof Kwiatkowski.

Ależ się Krzysiek postarał!

Trudno napisać wprost, że ministrowie mówią nieprawdę, ale napiszmy tak: obaj twierdzą rzecz dokładnie odwrotną niż niemal wszyscy moi łódzcy rozmówcy, którzy w detalach relacjonują, kto stracił pracę, gdzie ludzie Kwiatkowskiego zostali wycięci i kogo udało się ministrowi sprawiedliwości utrzymać na jakimś stanowisku albo wepchnąć na listę wyborczą. Mapa funkcji w łódzkiej administracji, spółkach miejskich i państwowych to mapa wpływów Grabarczyka i Kwiatkowskiego.

– Konflikt jest, i to głęboki – przyznaje Iwona Śledzińska-Katarasińska, posłanka PO, była szefowa zarządu regionu łódzkiego partii. Miastem – kiedyś opanowanym przez „czerwonych", potem przez „czarnych" – obecnie niepodzielnie włada Platforma. Wojna polityczna toczy się wewnątrz partii. PiS jest w głębokiej defensywie, SLD próbuje walczyć, ale liczy się PO i jej dwóch potężnych ministrów. Media sprzyjają Platformie, jak w całej Polsce. Prezydent Zdanowska zatrudniła u siebie sporą grupę dziennikarzy „Gazety Wyborczej" – w biurze prasowym i promocji oraz kilku innych miejscach.

Spółki obsadzone są przez ludzi partii. Pytanie tylko, czy są z nadania Grabarczyka czy Kwiatkowskiego. Dziś zdecydowaną przewagę ma Grabarczyk, co do tego nikt w Łodzi nie ma wątpliwości. To jego ludzie obsadzili kluczowe stanowiska w partyjnych organizacjach w regionie i samym mieście. Dwa kluczowe to prezydent miasta i marszałek województwa. Tam zapadają najważniejsze decyzje, tam są pieniądze, tam jest mnóstwo stołków do obsadzenia. Ludzie Kwiatkowskiego, którzy po upadku Jerzego Kropiwnickiego zajmowali wiele stanowisk, teraz wylatują ze swoich foteli jeden po drugim. Bo pierwszym komisarzem był człowiek Kwiatkowskiego. Teraz prezydentem jest człowiek Grabarczyka.

Grabarczyk i jego ludzie idą jak burza. Od czasu zwycięstwa Hanny Zdanowskiej w wyborach prezydenckich kilkadziesiąt osób w ciągu ostatnich kilku miesięcy zostało wymienionych. Wylatują nie ludzie SLD czy PiS. Wylatują ludzie Kwiatkowskiego.

Ale minister sprawiedliwości nie ustępuje. Walczy o swoich. Zabiega u innych ministrów – u Aleksandra Grada,  Waldemara Pawlaka – o miejsca w rozmaitych instytucjach, które mają biura w Łodzi, ale podlegają tym ministrom, a nie władzom miejskim.

Nieufność po obu stronach jest tak duża, że w radzie miasta, mimo że Platforma ma bezwzględną większość (22 na 43 głosy), to prezydent Zdanowska zawiązała koalicję z radnymi PiS, by czuć się bardziej bezpieczna. – Ufała bardziej PiS niż niektórym radnym Platformy – podkreśla jeden z łódzkich działaczy samorządowych.

O poziomie napięcia i walki między nimi może świadczyć choćby krążąca po Łodzi anegdota. Kiedy wybuchł wielki kryzys na kolei i tysiące ludzi utknęło w zimie na dworcach i w pociągach, jeden z lokalnych polityków miał powiedzieć: „Ależ ten Krzysiek musiał się postarać, żeby taką zadymę wywołać!". Żart pokazuje, jak bardzo ministrowie chcą sobie nawzajem dokuczyć. I nie ma większego znaczenia, czy opowiadają go ludzie z tej czy z tamtej strony.

Obaj panowie działali, w różnym czasie, w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, a w Łodzi dawni działacze NZS do dziś działają w stowarzyszeniu Niezależni, z którym związani są obaj politycy. I tam o obu słyszę same dobre rzeczy.

Wiesław Urbański, aktywny w pierwszym NZS: „Dawny NZS jest wciąż wpływowy. Szacujemy, że mamy wpływ na ok. 10 tys. głosów". I przekonuje: to naturalna rywalizacja między Grabarczykiem a Kwiatkowskim. – Nie można mówić o wojnie. Czarek jest spokojnym konserwatystą, zrównoważonym, bardzo pracowitym. To on jest brutalnie atakowany. Krzysiek za to jest świetnym organizatorem, pełnym energii działaczem". Urbański jest jedyną osobą poza samymi zainteresowanymi, która próbuje mnie przekonać, że poważnego konfliktu nie ma.

Nie w moim mieście

Jerzy Kropiwnicki, były prezydent Łodzi, w swoim blogu: „O »szorstkiej« przyjaźni Cezarego Grabarczyka z Krzysztofem Kwiatkowskim wiedzą wszyscy. I o tym, że mentorem politycznym pani prezydent jest p. min. Grabarczyk...".

Iwona Śledzińska-Katarasińska: – Ten konflikt się zaczął, kiedy w 2004 roku Krzysztof Kwiatkowski chciał wstąpić do Platformy. Był wtedy wiceprezydentem Zgierza, a posłem ze Zgierza był Cezary Grabarczyk. Poseł Grabarczyk nie chciał bardzo, by przyjęto do partii Kwiatkowskiego. Sprawa została rozstrzygnięta przez Zarząd Regionalny, którym wówczas ja kierowałam.

Kwiatkowski został przyjęty, ale nie w Zgierzu, lecz do organizacji łódzkiej. Dwa lata później młodszy Kwiatkowski został wytypowany jako kandydat Platformy przeciwko Kropiwnickiemu na prezydenta miasta. Kandydować chciał też wówczas Grabarczyk, ale Donald Tusk z Iwoną Śledzińską-Katarasińską uznali, że będzie to Kwiatkowski. To zaogniło sytuację.

Kwiatkowski przegrał, choć uzyskał dobry wynik. Przez dłuższy czas wydawało się, że ma szansę być najbardziej znaczącą postacią w Łodzi. Kiedy SLD zaczęło zbierać podpisy pod wnioskiem o ogłoszenie referendum przeciwko Jerzemu Kropiwnickiemu, Kwiatkowski dość szybko poparł ten pomysł. – Chociaż jeszcze dziesięć lat temu organizował zadymy przeciwko postkomunistom, dzisiaj jest bardzo elastyczny i umie się porozumieć. Potrafi rozmawiać także z lewicą – mówi Dariusz Joński, młody lider miejscowego Sojuszu. Cezary Grabarczyk początkowo nie palił się do obalania Kropiwnickiego. Zresztą Kropiwnicki przyznaje, że jest mu bliżej do Grabarczyka niż do Kwiatkowskiego.

Kiedy referendum się udało i Kropiwnicki odszedł, komisarzem z ramienia rządu został Tomasz Sadzyński, który wcześniej był szefem sztabu wyborczego Kwiatkowskiego w wyborach prezydenckich. To były dni triumfu obecnego ministra sprawiedliwości.

Ale, jak się okazało, jego przewaga nie trwała długo. Grabarczyk – na co dziś by sobie nie pozwolił – otwarcie kontestował komisarza z nadania Donalda Tuska. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej" powiedział wówczas o Sadzyńskim: „To komisarz i jego współpracownicy odpowiadają dziś za Łódź. Platforma Obywatelska nie dawała i nie żyrowała tego mandatu".

Gdy doszło do wyborów prezydenckich, Grabarczyk już nie pozwolił, by kandydatem Platformy był ktoś popierany przez Kwiatkowskiego. Podczas zjazdu wojewódzkiego partii rok temu, który w całości wygrała frakcja Grabarczyka, poparto Hannę Zdanowską – kandydatkę Grabarczyka, a na szefa regionu wybrano innego polityka blisko związanego z ministrem infrastruktury – Andrzeja Biernata. Na żadne, nawet poślednie stanowiska nie wybrano Kwiatkowskiego i jego ludzi. Kandydatka ministra sprawiedliwości na prezydenta – wojewoda łódzki Jolanta Chełmińska – szybko odpadła.

Objęcie przez Zdanowską urzędu prezydenta miasta to był moment przełomowy dla Cezarego Grabarczyka i jego ekipy. Od tej chwili zaczął wyraźnie dominować w mieście i regionie. Dlaczego tak dobrze mu idzie? Jest w partii znacznie dłużej, zna się z Tuskiem jeszcze z czasów KLD. Krzysztof Kwiatkowski jest młodszy i nigdy nie był postrzegany jako serce Platformy. Znacznie słabiej niż Grabarczyk zna się na partyjnych mechanizmach i znacznie mniej przyłożył się do budowania własnego zaplecza.

Stołki wywalczone w Warszawie

Osoby sympatyzujące z Kwiatkowskim opowiadają, jak dzień po dniu ludzie, którzy wcześniej współpracowali z Tomaszem Sadzyńskim, a więc są uważani za ludzi Kwiatkowskiego, są usuwani ze wszystkich miejsc w urzędach i miejskich spółkach.

Cezary Grabarczyk: – Nic o tym nie wiem, pani prezydent Zdanowska prowadzi samodzielną politykę.

Proszeni o komentowanie takich odpowiedzi łodzianie wybuchają śmiechem. – Wszyscy wiedzą, że pani Zdanowska jest politycznie związana z Grabarczykiem i na bieżąco we wszystkim się konsultują.

– To prawda, ludzie związani z Cezarym Grabarczykiem obsadzają wszelkie możliwe stanowiska. I w mieście, i w spółkach, i urzędzie marszałkowskim, i gdzie tylko można – mówi Iwona Śledzińska-Katarasińska.

– Kwiatkowski chce pokazać, że dba o swoich ludzi – przekonuje Joński z SLD. – Tomasz Sadzyński jest szefem Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Podlega ona ministrowi gospodarki, czyli Waldemarowi Pawlakowi.

Inny człowiek związany z Kwiatkowskim Łukasz Magin, były wiceprezydent, musiał odejść z urzędu i został szefem spółki Hotele-Centrum. Ta spółka podlega ministrowi skarbu. Cytat z lokalnego „Dziennika Łódzkiego" z dnia powołania Magina: „Nowy prezes należy w PO do frakcji ministra Krzysztofa Kwiatkowskiego. Centrum Hotele to niegdysiejsze Przedsiębiorstwo Turystyczne Łódź, podlegające wojewodzie. Stąd uchodzi za przechowalnię polityków. W swym CV pracę w tej spółce mają m.in. Dariusz Joński (SLD), Tomasz Piotrkowski (szef gabinetu prezydent Hanny Zdanowskiej) i Bartosz Domaszewicz (PO), który pracuje tam teraz".

Nie wszystkim się udało. Oto opowieść pewnego biznesmena, który trafił do jednej z miejskich spółek. Po długim zastanowieniu prosi o wycofanie swojego nazwiska z tekstu: „Przyszedłem tam (tu pada nazwa spółki) do biznesu. Zacząłem ją szybko stawiać na nogi, bo zająłem się tą sferą działalności, na której dobrze się znałem. Ale, jak się okazało, byłem postrzegany jako człowiek z nie tej puli, co trzeba. Po wyborach prezydenta, kiedy nastała ekipa Grabarczyka, szybko straciłem stanowisko bez podania przyczyn". Opowieść była długa i barwna, ale bohater ostatecznie nie zgodził się na podanie szczegółów i własnych danych. To też dobrze pokazuje, jakie nastroje panują w Łodzi.

Kółko sportowe

Na właściwego konia postawił za to Włodzimierz Tomaszewski, który był najbliższym współpracownikiem prezydenta Jerzego Kropiwnickiego. Startował sam na prezydenta, ale nie wszedł do drugiej tury i poparł Hannę Zdanowską. Dziś jest dyrektorem Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. – To był prosty deal – mówią w Łodzi. Fucha za poparcie.

Innym ważnym miejscem, które zdobył dla swoich ludzi minister infrastruktury, jest urząd marszałkowski. Dla opinii publicznej to mniej eksponowane stanowisko, ale to tam zapadają ważne decyzje i tam są duże środki do zagospodarowania. Tam decyduje się, gdzie będzie powstawać wiele lokalnych inwestycji.

Poprzednim marszałkiem z ramienia Platformy był Włodzimierz Fisiak. Po wyborach samorządowych zmienił go związany blisko z Cezarym Grabarczykiem Witold Stępień, a Fisiak nie trafił nawet na listy do wyborów parlamentarnych. Dziś mówi otwarcie w jednym z wywiadów w lokalnej „Gazecie Wyborczej": „Chyba zdobyłem za dużo głosów i zacząłem zagrażać układowi w Platformie Obywatelskiej".

Podobnie jak na listy poselskie nie trafi prawdopodobnie senator Marek Trzciński,  polityk niezwykle popularny w rodzinnej Zduńskiej Woli. Uchodzi za człowieka bliższego Kwiatkowskiemu – a może po prostu nie stał się człowiekiem Grabarczyka. – Nie mam pojęcia ,dlaczego nie trafiłem na listy. Odbijam się od ściany, a mam podstawy, by sądzić, że dostałbym więcej głosów niż szef regionu Andrzej Biernat, lider listy – mówi.

Grabarczyk: – Marek Trzciński nie chciał być już senatorem, a na listach poselskich się nie zmieścił. Dlaczego: „To decyzja zarządu regionalnego partii. Zarząd sam podejmuje decyzje.  Ja pracuję w ministerstwie, skupiam się na realizowaniu planów resortu, na budowaniu dróg - mówi minister.

W Łodzi wszyscy wiedzą, że Andrzej Biernat, szef regionu, jest związany z Cezarym Grabarczykiem. To bardzo silna, zwarta, skuteczna grupa – mówi Iwona Śledzińska-Katarasińska. – Potwierdzam, że obsadzają swoimi ludźmi wszelkie struktury.

Marek Trzciński: – Mając wpływ na listę członków, Grabarczyk razem ze swoją grupą doprowadził do tego, że miał większość w każdym z powiatów. Wybory odbyły się z pozoru demokratycznie, bo było normalne głosowanie, ale w praktyce wyglądało to tak, jak głosowania w spółdzielniach mieszkaniowych. Głosują wszyscy, ale to, jak kto zagłosuje, ustala się wcześniej w podgrupach .

Trzcińskiemu od dawna nie układało się z Grabarczykiem:  - Kiedy okazało się, ze prezydent Zduńskiej Woli Zenon Rzeźniczak może być zamieszany w sprawy korupcyjne i ma postawione 21 zarzutów, chciałem zorganizować referendum odwołujące go.  Pan Grabarczyk, który był szefem regionu łódzkiego Platformy był z tego bardzo niezadowolony. Mimo tego zorganizowaliśmy referendum. Wzięło w nim udział ponad 30 proc. mieszańców, z czego ponad 90 proc. było za odwołaniem prezydenta. Dziś Rzeźniczak ma wyrok skazujący – opowiada Trzciński.

W Zduńskiej Woli kilka razy różne osoby składały wniosek o możliwość założenia nowego koła. Ale do tej pory wnioski te nie spotkały się z akceptacją. Trzciński jest szefem koła, które w 40-tysięcznym mieście liczy ok. 60 osób. I nagle siedem miesięcy przed wyborami w powiecie powstało koło, które liczyło 80 – 90 osób, głównie złożone z młodych sportowców.

– Co pan może powiedzieć o pompowaniu kół? – pytam ministra Grabarczyka. – Nikt nigdy nie przedstawił żadnego dowodu na to, że takie praktyki miały miejsce – mówi ze spokojem.

Czekać na wpadkę wroga

W Łodzi ludzie związani z Platformą albo znający wewnętrzne relacje partii mówią, że dziś Kwiatkowski jest bez szans. Przeciwnicy Grabarczyka opowiadają z satysfakcją, że ostatnio na niektórych publicznych imprezach zdarzało się, że publiczność witała go nie oklaskami, ale gwizdami albo buczeniem.

Ale są tacy przeciwnicy, którzy go doceniają. – Z autostradami, wbrew krytyce mediów, radzi sobie nieźle. Dostał najtrudniejszy resort i największy problem. Pracuje bardzo metodycznie i jest niezwykle pracowity i konsekwentny. Tak przy budowie autostrad, jak przy budowie struktur partyjnych. On chce zajść bardzo daleko.

Niemniej ta walka powoduje, że z Platformy odpadają ludzie. Spotkałem polityków, którzy są niezwykle sfrustrowani.  W maju około 50 łódzkich działaczy PO opuściło partię i przeszło do PJN.

Działacz A: – Niezależnie od oceny jako ministra Czarek robi dużo w mieście i ma tu bardzo silną pozycję. Może wygrać wybory

Działacz B: – Krzysiek szykuje się do skoku. A może wystarczy, by leżał i czekał, aż jabłka same z drzewa spadną. Grabarczyk jest złym ministrem, Zdanowska słabym prezydentem. To wszystko działa na jego korzyść.

Bez względu na to, kto z moich rozmówców ma rację, jedno jest pewne: w Łodzi czeka nas fascynująca walka wyborcza. Między dwoma kandydatami, którzy ostro się zwalczając, nie mogą tego pokazać wyborcom.

I jeszcze jedno. W takim mieście jak Łódź, a pewnie nie tylko tam, małe są szanse, by zdobyć jakąś pracę na wysokim stanowisku w miejskich urzędach czy spółkach i utrzymać się na nim, nie mając zabezpieczonych politycznych pleców. A cała historia o łódzkim konflikcie dobrze pokazuje mechanizmy polskiej partyjnej polityki. Bo to niestety nie jest tylko opowieść o Łodzi. To opowieść o polskiej polityce.

Na oficjalnym obiedzie wydanym na cześć węgierskiego wicepremiera Tibora Navracsicsa prezydent Łodzi Hanna Zdanowska z PO i minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski z PO siedzą uśmiechnięci obok siebie i wspólnie zachwalają swoje miasto węgierskiemu politykowi. Wyglądają jak dobrzy współpracownicy. Ale tak naprawdę toczy się między nimi brutalna wojna. A dokładnie między Kwiatkowskim a Cezarym Grabarczykiem, którego prezydent Zdanowska jest sojuszniczką.

W tej wojnie na porządku dziennym jest wypychanie się nawzajem z list, wyrzucanie swoich ludzi z pracy w instytucjach, marginalizowanie ich w partii. Głośno ani jeden, ani drugi polityk tego nie przyzna. Donald Tusk zakazał im tego surowo. Kiedy obaj chcieli kandydować na szefa struktur łódzkich i zapowiadało się publiczne zwarcie, zostali wezwani do premiera, który jasno im oświadczył: żadnych konfliktów na zewnątrz. Otwarty atak na przeciwnika wiązałby się więc ze zbyt dużym ryzykiem. Premier ciągle niepodzielnie panuje w partii i nie wolno mu się narazić.

– Konflikt? Nie ma żadnego konfliktu. Czytam o tym tylko w prasie – mówi mi, patrząc głęboko w oczy, Cezary Grabarczyk w swoim ministerialnym gabinecie w centrum Warszawy. Podczas prawie godzinnej rozmowy ani przez moment nie daje się zwieść i konsekwentnie przekonuje mnie, że nie zajmuje się sprawami łódzkimi, interesują go tylko drogi i koleje. Spółdzielnia, o której piszą media, to też wymysł. – Nic takiego nie istnieje – mówi i wygląda, że czyni to z głębokim przekonaniem.

Minister sprawiedliwości też oczywiście twierdzi, że zajmują go wyłącznie sprawy resortu. Konflikt z Grabarczykiem? – Współpracujemy ze sobą, pracując razem na sukces Platformy – odpowiada Krzysztof Kwiatkowski.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał