Wsty­dzę się te­go okrut­nie, bo prze­cież wie­dzia­łem, że to au­tor nie­tu­zin­ko­wy – kil­ka lat te­mu je­go opo­wieść o eks­plo­ra­cji Azji („Ob­ce dia­bły na Je­dwab­nym Szla­ku") spra­wi­ła mi wie­le ra­do­ści. „Wiel­ka gra" oka­za­ła się da­niem jesz­cze smacz­niej­szym.

Jest to na­pi­sa­na z wiel­kim znaw­stwem i w zna­ko­mi­tym sty­lu hi­sto­ria roz­gryw­ki, któ­rej wła­ści­wie w Pol­sce nie zna­my: nie­mal 200-let­nie­go po­je­dyn­ku mię­dzy Wiel­ką Bry­ta­nią a car­ską Ro­sją o wpły­wy w Azji Środ­ko­wej.

Staw­ką by­ły oczy­wi­ście nie so­ju­sze z roz­licz­ny­mi cha­na­ta­mi i księstewkami, ale per­ła w bry­tyj­skiej ko­ro­nie – In­die, ku któ­rym wład­cy Ro­sji zer­ka­li czę­sto i z wiel­kim ape­ty­tem.

Te­atr dzia­łań był ogrom­ny: od Tur­kie­sta­nu i Sa­mar­kan­dy po Pen­dżab i Kasz­mir; od Kau­ka­zu po za­chod­nie ru­bie­że Chin. Kto za mło­du czy­tał „Tom­ka na tro­pach Yeti" Al­fre­da Szklar­skie­go, te­mu w uszach brzmią pew­nie jesz­cze ma­gicz­ne na­zwy: Szri­na­gar, Fer­ga­na, Pa­mir, Gil­git czy Ka­dżut. W książ­ce Hop­kir­ka ca­ły ten świat na­bie­ra peł­ne­go kształ­tu i szo­ku­je za­ra­zem stop­niem kom­pli­ka­cji in­tryg, spi­sków, kontr­spi­sków, szpie­gow­skich mi­sji i dy­plo­ma­tycz­nych za­bie­gów. Trup ście­li się gę­sto, bo gra to­czy­ła się nie tyl­ko w ga­bi­ne­tach po­li­ty­ków i moż­no­wład­ców, ale tak­że na po­lach bi­tew, w za­sadz­kach i w miej­scach stra­ceń. „Wiel­ka gra" to zna­ko­mi­ta lek­cja hi­sto­rii i po­li­ty­ki, w do­dat­ku wy­peł­nio­na ty­lo­ma sen­sa­cyj­ny­mi zwro­ta­mi ak­cji, że czy­ta się ją le­piej od ko­lo­nial­nych po­wie­ści Ki­plin­ga.

Są tu i smacz­ne wąt­ki pol­skie. Oprócz oczy­wi­stej obec­no­ści na kar­tach książ­ki Boh­da­na Grąb­czew­skie­go, naj­słyn­niej­sze­go z Po­la­ków ba­da­ją­cych Azję, Hop­kirk przy­po­mi­na też Ja­na Wit­kie­wi­cza (dziad­ka Wit­ka­ce­go), któ­ry ja­ko car­ski agent w Afga­ni­sta­nie prze­chy­trzył po wie­le­kroć szpie­gów bry­tyj­skich. God­ny uwa­gi jest tak­że pe­wien kom­plet­nie nie­zna­ny epi­zod z ro­ku 1801, kie­dy to sza­lo­ny car Pa­weł I na­ka­zał 22 ty­siąc­om Ko­za­ków wy­ru­szyć przez Chwię i Bu­cha­rę na pod­bój... In­dii. Sa­mo­bój­cza mi­sja zo­sta­ła od­wo­ła­na dwa mie­sią­ce póź­niej, po śmier­ci mo­nar­chy, gdy od­dzia­ły do­tar­ły już do ste­pów Ka­zach­sta­nu. Wciąż nur­tu­ją mnie dwa py­ta­nia: czy wśród to­wa­rzy­szą­cych Ko­za­kom car­skich ar­ty­le­rzy­stów by­li tak­że Po­la­cy? A je­śli tak, to jak da­le­ko by do­szli?