Zdjęcie pochodzi z legendarnego albumu Romana Jasińskiego, do którego przez kilkadziesiąt lat wklejał pamiątki, takie jak weksel podpisany przez Broniewskiego, a żyrowany przez Tuwima, manifest futurystów czy list żony Feliksa Dzierżyńskiego. Teraz PIW wydał książkę Roberta Jarockiego „Z albumu Romana Jasińskiego".
To wywiad-rzeka z Romanem Jasińskim (1900 – 1987), pianistą i popularyzatorem muzyki. Jasiński odkrywczo, trafnie i, co ważne, elegancko charakteryzuje ludzi i miejsca. To portret bohemy artystycznej międzywojennej Polski, a w szczególności Artura Rubinsteina, Jarosława Iwaszkiewicza oraz Witkacego. Ten ostatni wypełnił druk z laboratorium medycznego pn. „Rozbiór moczu". W rubryki wpisał następujące dane: oddziaływanie – „demoniczne", przejrzystość – „djament", woń – „cudowna". Dokument ocalał w albumie.
Książka przypomina o tym, jak ważną rolę pełnią spotkania, które odmieniają życie. Jasiński poznał Witkacego w pociągu w 1921 roku. Zaprzyjaźnili się mimo różnicy wieku. Witkacy miał swój album z kolekcją osobliwości, który dla Jasińskiego stał się wzorem. Wspólnie bawili się w szaleńczy sposób, co dokumentuje fotografia wspomniana na wstępie. Jasiński był dobrze przygotowany, aby w pełni wykorzystać szanse wynikające z tego typu spotkania. Wtedy edukację towarzyską wynosiło się z rodzinnego domu. Młody chłopak, syn maklera giełdowego, zaimponował Witkacemu znajomością grafik z luksusowej edycji Szekspira. Z kolei dziedziczka fortuny, piękna Anna Lilpop spotkała Romana Jasińskiego, ponieważ znała i kochała muzykę. A dzięki Jasińskiemu poznała początkującego literata Jarosława Iwaszkiewicza, dla którego zostawiła księcia Radziwiłła.
Książka Jarockiego uświadamia, jak spsiało polskie życie towarzyskie po 1945 roku (można odnieść wrażenie, że spsiało szczególnie po roku 1989). Oglądamy dziesiątki archiwalnych fotografii: co za świetne postaci! Jakie kreacje! Po tamtych ludziach pozostał istotny dorobek lub choćby legenda. Kto dziś bawi się z taką wyobraźnią i rozmachem? Wolna Polska po 1989 roku istnieje już dłużej niż Polska międzywojenna, a ciągle żyjemy w jakiejś duchowej tymczasowości pośród tymczasowych bohaterów.
Drobna uwaga na koniec. Austriaczka Wally Kończyńska nie zmarła w 1945 roku! Urodziła się w 1903, zmarła w 1992. To dla niej Pawlikowski rzucił żonę, poetkę Marię z Kossaków. Z Wally Kończyńską można było ciekawie porozmawiać, kiedy spacerowała w ogrodzie zakopiańskiej willi Pod Jedlami.