Do przyjaciół utraconych na facebooku

Ni­gdy ci te­go nie mó­wi­łem, ale te­raz, kie­dy na­sze dro­gi się roz­cho­dzą, chcę, że­byś wie­dzia­ła, że nie by­łem z to­bą dla zdjęć że­be­rek ro­bio­nych z te­le­fo­nu, za­nim je po­żar­łaś, a sos zo­sta­wił pla­my na two­jej su­kien­ce.

Publikacja: 17.02.2012 19:00

A to­bie – to do mę­skiej czę­ści przy­ja­ciół – mu­szę wy­znać, że ni­gdy mnie nie in­te­re­so­wa­ło, dla­cze­go two­ja part­ner­ka spę­dza wie­czo­rem wię­cej cza­su w ła­zien­ce niż ra­no. Nic mnie nie ob­cho­dzi, że masz psa, któ­ry sta­je na dwóch ła­pach, ani to, że są­siad trzaska drzwia­mi, a już na pew­no nie łą­czy­łem się z To­bą pro­fi­la­mi, że­by po­dzi­wiać, ile punk­tów na­stu­ka­łaś w ja­kiejś dur­nej grze in­ter­ne­to­wej.

Je­że­li na­praw­dę chcesz już wie­dzieć, to po­wiem ci, co złe­go wy­da­rzy­ło się w na­szym związ­ku. Gdy po­wie­dzia­łaś, że e­-ma­il po­zwo­li nam się ko­mu­ni­ko­wać, kie­dy wszy­scy śpią al­bo w cza­sie nud­nych kon­fe­ren­cji, szcze­rze wie­rzy­łem, że to na­praw­dę po­czą­tek no­wej, wspa­nia­łej re­la­cji. Po­tem prze­szli­śmy na eseme­sy i wresz­cie na Fa­ce­bo­oka, co mia­ło nas bar­dziej zbli­żyć.

W koń­cu ro­bi to już 845 mi­lio­nów lu­dzi na Zie­mi, więc i my idź­my z no­wo­cze­sno­ścią. Otwie­raj­my no­we ho­ry­zon­ty. I po­cząt­ki do­praw­dy by­ły pięk­ne. Krąg przy­ja­ciół po­sze­rzał się z każ­dym dniem. A to zna­jo­my z pod­sta­wów­ki, a to ko­le­ga z si­łow­ni w Tek­sa­sie i zna­jo­ma, któ­ra, jak się oka­za­ło, już mi wszyst­ko wy­ba­czy­ła. Zbli­ży­łem się z ludź­mi, do któ­rych ni­gdy bym pew­nie nie pod­szedł na przy­ję­ciu, a oni pew­nie ni­gdy nie zwró­ci­li­by na mnie uwa­gi. Oka­za­ło się, że ma­my wspól­ne za­in­te­re­so­wa­nia, ulu­bio­nych au­to­rów i wresz­cie je­ste­śmy ra­zem. Kli­ka­my, pi­sze­my i czy­ta­my.

Gdy­by nie two­je roz­le­głe fa­ce­bo­oko­we kon­tak­ty w In­ter­ne­cie, ni­gdy nie do­wie­dział­bym się, że nasz wspól­ny zna­jo­my miał za­wał, i nie prze­lał­bym kil­ku­dzie­się­ciu zło­tych na po­moc je­go ro­dzi­nie – co zna­czą­co po­pra­wi­ło mo­je mnie­ma­nie o so­bie. I za to dzię­ku­ję. Nie­ste­ty, na­sze cen­ne f­-re­la­cje szyb­ko za­czę­ły to­nąć w bła­host­kach. Ni­by dzie­li­my wspól­ną ta­bli­cę, ale jak­by­śmy czy­ta­li z in­ne­go ekra­nu.

Kie­dy przy­pad­kiem spo­t­ka­li­śmy się ostat­nio na ba­lu pra­so­wym, mó­wi­łaś zna­jo­mym, że je­ste­śmy w bli­skim kon­tak­cie.

Mo­że za bli­ski kon­takt uwa­żasz to, że by­łem wśród 347 two­ich zna­jo­mych, któ­rzy do­wie­dzie­li się, że wciąż mie­ścisz się w ze­szło­rocz­nej su­kien­ce? Ale w re­alu rzu­ci­łaś mi tyl­ko, że je­steś za­wa­lo­na ro­bo­tą i nie masz cza­su na te­le­fon. To nie prze­szka­dza ci go­dzi­na­mi prze­rzu­cać zdję­cia z jed­ne­go pro­fi­lu na dru­gi.

Za­rzu­cać mnie in­ter­ne­to­wy­mi kro­to­chwi­la­mi, zdję­ciem lo­dów na wa­ka­cjach w Egip­cie czy iry­tu­ją­cy­mi hi­sto­ria­mi o psich ku­pach.

Mu­sisz wie­dzieć, że to nie In­ter­net nas roz­dzie­lił. Pro­ble­mem by­ło to, co tam wy­pi­sy­wa­li­śmy. Głę­bo­ko wie­rzę, że moż­na pod­trzy­my­wać cał­kiem faj­ne re­la­cje bez cią­głe­go wy­dzwa­nia­nia do sie­bie, nie mó­wiąc o oka­zjo­nal­nej wó­decz­ce. Cza­sem wy­star­czy zwy­kły e-ma­il, ty­le że zło­żo­ny z peł­nych zdań. Wy­star­cza przy­po­mnie­nie cze­goś, co nas kie­dyś po­łą­czy­ło, za­miast in­for­ma­cji o sen­sa­cjach żo­łąd­ko­wych po wczo­raj­szym bur­ri­to.

Sło­wo pi­sa­ne po­tra­fi łą­czyć, ale sło­wo bez wy­ra­zu i ce­lu po­tra­fi dzie­lić na­wet przy­ja­ciół ta­kich jak my. Kie­dy prze­sta­je­my wy­mie­niać się my­śla­mi, a je­dy­nie prze­rzu­ca­my elek­tro­nicz­ne zbit­ki słów, kli­sze, sza­blo­ny, wte­dy ze słów wy­ra­sta­ją mu­ry. To, co przy­da­rzy­ło się nam na Fa­ce­bo­oku, to nie zwią­zek, to ka­ry­ka­tu­ra wza­jem­nych re­la­cji. Tak jak swe­go cza­su głu­pa­we te­le­wi­zyj­ne show by­ły pa­ro­dią ludz­kich emo­cji – ra­do­ści z wy­gra­nej, po­raż­ki po wy­pad­nię­ciu z do­mu wiel­kie­go bra­ta czy uda­wa­ne­go za­fra­so­wa­nia w „Mi­lio­ne­rach", tak te­raz fa­ce­bo­oko­we re­la­cje sta­ły się pa­ro­dią kon­tak­tów mię­dzy­ludz­kich. Je­ste­śmy jak sta­re mał­żeń­stwo, w któ­rym mąż i żo­na, nie mo­gąc się do­ga­dać, za­czy­na­ją mó­wić sa­mi do sie­bie. Ty­le że do­padł nas w do­dat­ku efekt ska­li. Kil­ka­dzie­siąt al­bo kil­ka­set osób na­raz mó­wi do mnie jak do żo­ny.

Nie spo­sób by­ło tak da­lej. Dla­te­go zna­la­złaś/eś się wśród dzie­sią­tek zna­jo­mych, któ­rych pro­fi­le usu­wam dziś ze swo­jej li­sty.

To mo­że żad­na dla cie­bie po­cie­cha, ale ja ze swo­jej stro­ny też obie­cu­ję się po­pra­wić. Pi­sać tyl­ko te rze­czy, któ­re chciał­bym czy­tać u in­nych. Kon­stru­ować peł­ne zda­nia i ni­gdy, ale to ni­gdy nie pu­bli­ko­wać na two­jej ta­bli­cy zdję­cia ga­la­ret­ki z nó­żek. Je­że­li każ­de z nas pój­dzie da­lej swo­ją dro­gą i nie bę­dzie po­wta­rzać błę­dów z po­przed­nie­go związ­ku, to wie­rzę, że świat por­ta­li spo­łecz­no­ścio­wych mo­że stać się na­praw­dę pięk­ny.

A to­bie – to do mę­skiej czę­ści przy­ja­ciół – mu­szę wy­znać, że ni­gdy mnie nie in­te­re­so­wa­ło, dla­cze­go two­ja part­ner­ka spę­dza wie­czo­rem wię­cej cza­su w ła­zien­ce niż ra­no. Nic mnie nie ob­cho­dzi, że masz psa, któ­ry sta­je na dwóch ła­pach, ani to, że są­siad trzaska drzwia­mi, a już na pew­no nie łą­czy­łem się z To­bą pro­fi­la­mi, że­by po­dzi­wiać, ile punk­tów na­stu­ka­łaś w ja­kiejś dur­nej grze in­ter­ne­to­wej.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”