Wybory do Sejmu Litwy Środkowej nie mogły się odbyć w gorszym terminie. Niedziela 8 stycznia 1922 roku była wyjątkowo mroźna. Kraj – ubogi i spustoszony wojną. Społeczeństwo składało się w większości z analfabetów, słabo zorientowanych w polityce. Ale nawet ludziom dobrze wykształconym trudno było nadążyć za wydarzeniami.
W ciągu minionych siedmiu lat sytuacja zmieniała się bowiem jak w kalejdoskopie. Carskich gubernatorów przepędziła armia niemiecka. Po jej ewakuacji rządy nad Wileńszczyzną próbowali przejąć litewscy nacjonaliści, lecz silniejsza okazała się polska samoobrona. Na krótko, bo ze wschodu nadciągnęli bolszewicy. Przegnani przez Piłsudskiego, wrócili latem 1920 roku, by w obliczu klęski sprezentować Wilno Litwinom. Ci z kolei musieli ustąpić pola żołnierzom „zbuntowanego" generała Lucjana Żeligowskiego.
Nic dwa razy się nie zdarza
Zwycięzca spod Radzymina, wykonując nieformalny rozkaz Piłsudskiego, stanął pod Ostrą Bramą 9 października 1920 roku, entuzjastycznie witany przez miejscowych Polaków. Zamiast przyłączenia miasta do Rzeczypospolitej proklamował jednak utworzenie nowego państwa – Litwy Środkowej. Nazwa, z dzisiejszego punktu widzenia dziwaczna, dla współczesnych była całkowicie zrozumiała. Litwą Północną określano obszar kontrolowany przez nacjonalistów z Kowna, Litwą Południową zaś – obecną Białoruś. W przeszłości te ziemie wspólnie tworzyły Wielkie Księstwo Litewskie.
Zagraniczni obserwatorzy porównywali Żeligowskiego do poety Gabriela d'Annunzia, który dwa lata wcześniej w podobnym stylu zdobył dla Włoch Rijekę. Była to fałszywa paralela, gdyż generał nie miał głowy ani do pióra, ani do polityki. Tym zajmował się jego adiutant, kapitan Aleksander Prystor, rodowity wilnianin, prywatnie jeden z najbliższych przyjaciół Piłsudskiego. Intencje organizatorów „buntu" stały się jeszcze bardziej czytelne, gdy ogłoszono, że szefem Tymczasowej Komisji Rządzącej został Witold Abramowicz. Wraz z bratem Ludwikiem, wieloletnim redaktorem „Przeglądu Wileńskiego", należał on do stronnictwa „krajowców" opowiadających się za stworzeniem federacji Polski, Litwy i Białorusi.
Plan odbicia Wilna narodził się najpóźniej podczas przygotowań do bitwy niemeńskiej, która miała rozstrzygnąć losy wojny z bolszewikami. Marszałek odrzucił wówczas pomysł ataku prawym skrzydłem, który zepchnąłby Armię Czerwoną w stronę Żmudzi. Zdecydował się na manewr oskrzydlający wojska Tuchaczewskiego od północy. Ponieważ i on musiał doprowadzić do starcia z Litwinami, Piłsudski wezwał żołnierzy, by nie traktowali ich „jako wroga śmiertelnego", lecz jako „braci zbłąkanych".
Utworzenie Litwy Środkowej miało złamać opór Kowna wobec federacyjnych projektów Marszałka, podobnie jak trzy wieki wcześniej król Zygmunt August złamał opór litewskich magnatów sprzeciwiających się zacieśnieniu unii z Polską. Zirytowany monarcha przekazał wówczas Koronie prawie połowę terytorium Wielkiego Księstwa. W obliczu zagrożenia ze strony Moskwy, z którym samopas nie byli w stanie się uporać, Radziwiłłowie i ich stronnicy jak niepyszni wrócili do Lublina i podpisali co trzeba. Piłsudski licytował równie wysoko, lecz przegrał, bo w 1920 roku Litwini swego głównego wroga widzieli nie w Rosjanach, lecz w zmartwychwstałej Rzeczypospolitej.
Z próżnego w puste
Litwa Środkowa składała się z trzech powiatów, ale miała własne wojsko, flagę, i wydawała znaczki, którymi zachwycał się Czesław Miłosz. Reforma rolna leżała odłogiem, ale wprowadzono ośmiogodzinny dzień pracy i Kasy Chorych. Oczkiem w głowie władz był odrodzony Uniwersytet Stefana Batorego. Finanse tego quasi-państwa znajdowały się jednak w opłakanym stanie. Tylko dzięki zaciąganym w Warszawie pożyczkom wypłacano urzędnicze i nauczycielskie pensje, odbudowano mosty i remontowano drogi.
Tymczasem armia Żeligowskiego zmagała się nie tyle z wrogiem, ile z plagą dezercji. Generał był zbyt słaby, by ostatecznie rozgromić Litwinów, jednak wystarczająco silny, by odeprzeć ich zakusy na Wilno. 29 listopada zawarto rozejm.
Wojna propagandowa toczyła się jednak w najlepsze. Oskar Miłosz, przedstawiciel litewski w Paryżu, alarmował, że żołnierze LŚ dopuszczają się masowych rabunków i pogromów na Żydach. Z Kowna płynęły ostrzeżenia, że Polacy zamierzają zaatakować także Łotwę. Obie informacje były wyssane z palca. Więcej sensu miał zarzut wiarołomstwa. Żeligowski przystąpił bowiem do akcji dzień po zawarciu rozejmu w Suwałkach. Wbrew twierdzeniom Litwinów tamta umowa nie przesądzała jednak przynależności państwowej Wilna.
Zwaśnione nacje próbowała godzić Liga Narodów, ówczesny odpowiednik ONZ. W praktyce największe znaczenie miała postawa dwóch europejskich mocarstw: Francji i Wielkiej Brytanii. Anglicy, którzy uważali kraje nadbałtyckie za swoją przyszłą strefę wpływów, poparli Litwinów. Ci rewanżowali się intratnymi kontraktami dla brytyjskich firm. W Paryżu pamiętano natomiast, że Taryba – pierwszy organ władzy litewskiej – deklarowała „wieczny sojusz" z Niemcami. Polacy bez trudu przekonali Francuzów, że ta sympatia wcale nie wygasła, a w dodatku Kowno „szuka połączenia z bolszewią".