Niedoszłe państwo nad Wilią

90 lat te­mu miesz­kań­cy Litwy Środkowej zgło­si­li ak­ces do od­ro­dzo­nej Rzecz­ypo­spo­li­tej. Dla ów­cze­snych Po­la­ków był to akt hi­sto­rycz­nej spra­wie­dli­wo­ści. Dla Li­twi­nów – na­ro­do­wa ka­ta­stro­fa

Publikacja: 18.02.2012 00:01

Ulica Ostrobram-ska (w wieku XX nosiła również nazwę Ostrovorot- naja, Aušros Vart? i Maksyma Gorkie

Ulica Ostrobram-ska (w wieku XX nosiła również nazwę Ostrovorot- naja, Aušros Vart? i Maksyma Gorkiego) w obiektywie jednego z kronikarzy dawnego Wilna Jana Bułhaka

Foto: Forum

Wy­bo­ry do Sej­mu Li­twy Środ­ko­wej nie mo­gły się od­być w gor­szym ter­mi­nie. Nie­dzie­la 8 stycz­nia 1922 ro­ku by­ła wy­jąt­ko­wo mroź­na. Kraj – ubo­gi i spu­sto­szo­ny woj­ną. Spo­łe­czeń­stwo skła­da­ło się w więk­szo­ści z anal­fa­be­tów, sła­bo zo­rien­to­wa­nych w po­li­ty­ce. Ale na­wet lu­dziom do­brze wy­kształ­co­nym trud­no by­ło na­dą­żyć za wy­da­rze­nia­mi.

W cią­gu mi­nio­nych sied­miu lat sy­tu­acja zmie­nia­ła się bo­wiem jak w ka­lej­do­sko­pie. Car­skich gu­ber­na­to­rów prze­pę­dzi­ła ar­mia nie­miec­ka. Po jej ewa­ku­acji rzą­dy nad Wi­leńsz­czy­zną pró­bo­wa­li prze­jąć li­tew­scy na­cjo­na­li­ści, lecz sil­niej­sza oka­za­ła się pol­ska sa­mo­obro­na. Na krót­ko, bo ze wscho­du nad­cią­gnę­li bol­sze­wi­cy. Prze­gna­ni przez Pił­sud­skie­go, wró­ci­li la­tem 1920 ro­ku, by w ob­li­czu klę­ski spre­zen­to­wać Wil­no Li­twi­nom. Ci z ko­lei mu­sie­li ustą­pić po­la żoł­nie­rzom „zbun­to­wa­ne­go" ge­ne­ra­ła Lu­cja­na Że­li­gow­skie­go.

Nic dwa ra­zy się nie zda­rza

Zwy­cięz­ca spod Ra­dzy­mi­na, wy­ko­nu­jąc nie­for­mal­ny roz­kaz Pił­sud­skie­go, sta­nął pod Ostrą Bra­mą 9 paź­dzier­ni­ka 1920 ro­ku, en­tu­zja­stycz­nie wi­ta­ny przez miej­sco­wych Po­la­ków. Za­miast przy­łą­cze­nia mia­sta do Rzecz­ypo­spo­li­tej pro­kla­mo­wał jed­nak utwo­rze­nie no­we­go pań­stwa – Li­twy Środ­ko­wej. Na­zwa, z dzi­siej­sze­go punk­tu wi­dze­nia dzi­wacz­na, dla współ­cze­snych by­ła cał­ko­wi­cie zro­zu­mia­ła. Li­twą Pół­noc­ną okre­śla­no ob­szar kon­tro­lo­wa­ny przez na­cjo­na­li­stów z Kow­na, Li­twą Po­łu­dnio­wą zaś – obec­ną Bia­ło­ruś. W prze­szło­ści te zie­mie wspól­nie two­rzy­ły Wiel­kie Księ­stwo Li­tew­skie.

Za­gra­nicz­ni ob­ser­wa­to­rzy po­rów­ny­wa­li Że­li­gow­skie­go do po­ety Ga­brie­la d'An­nun­zia, któ­ry dwa la­ta wcze­śniej w po­dob­nym sty­lu zdo­był dla Włoch Ri­je­kę. By­ła to fał­szy­wa pa­ra­le­la, gdyż ge­ne­rał nie miał gło­wy ani do pió­ra, ani do po­li­ty­ki. Tym zaj­mo­wał się je­go ad­iu­tant, ka­pi­tan Alek­san­der Pry­stor, ro­do­wi­ty wil­nia­nin, pry­wat­nie je­den z naj­bliż­szych przy­ja­ciół Pił­sud­skie­go. In­ten­cje or­ga­ni­za­to­rów „bun­tu" sta­ły się jesz­cze bar­dziej czy­tel­ne, gdy ogło­szo­no, że sze­fem Tym­cza­so­wej Ko­mi­sji Rzą­dzą­cej zo­stał Wi­told Abra­mo­wicz. Wraz z bra­tem Lu­dwi­kiem, wie­lo­let­nim re­dak­to­rem „Prze­glą­du Wi­leń­skie­go", na­le­żał on do stron­nic­twa „kra­jow­ców" opo­wia­da­ją­cych się za stwo­rze­niem fe­de­ra­cji Pol­ski, Li­twy i Bia­ło­ru­si.

Plan od­bi­cia Wil­na na­ro­dził się naj­póź­niej pod­czas przy­go­to­wań do bi­twy nie­meń­skiej, któ­ra mia­ła roz­strzy­gnąć lo­sy woj­ny z bol­sze­wi­ka­mi. Mar­sza­łek od­rzu­cił wów­czas po­mysł ata­ku pra­wym skrzy­dłem, któ­ry ze­pchnął­by Ar­mię Czer­wo­ną w stro­nę Żmu­dzi. Zde­cy­do­wał się na ma­newr oskrzy­dla­ją­cy woj­ska Tu­cha­czew­skie­go od pół­no­cy. Po­nie­waż i on mu­siał do­pro­wa­dzić do star­cia z Li­twi­na­mi, Pił­sud­ski we­zwał żoł­nie­rzy, by nie trak­to­wa­li ich „ja­ko wro­ga śmier­tel­ne­go", lecz ja­ko „bra­ci zbłą­ka­nych".

Utwo­rze­nie Li­twy Środ­ko­wej mia­ło zła­mać opór Kow­na wo­bec fe­de­ra­cyj­nych pro­jek­tów Marszałka, po­dob­nie jak trzy wie­ki wcze­śniej król Zyg­munt Au­gust zła­mał opór li­tew­skich ma­gna­tów sprze­ci­wia­ją­cych się za­cie­śnie­niu unii z Pol­ską. Zi­ry­to­wa­ny mo­nar­cha prze­ka­zał wów­czas Ko­ro­nie pra­wie po­ło­wę te­ry­to­rium Wiel­kie­go Księ­stwa. W ob­li­czu za­gro­że­nia ze stro­ny Mo­skwy, z któ­rym sa­mo­pas nie by­li w sta­nie się upo­rać, Ra­dzi­wił­ło­wie i ich stron­ni­cy jak nie­pysz­ni wró­ci­li do Lu­bli­na i pod­pi­sa­li co trze­ba. Pił­sud­ski li­cy­to­wał rów­nie wy­so­ko, lecz prze­grał, bo w 1920 ro­ku Li­twi­ni swe­go głów­ne­go wro­ga wi­dzie­li nie w Ro­sja­nach, lecz w zmar­twych­wsta­łej Rzeczy­po­spo­li­tej.

Z próż­ne­go w pu­ste

Li­twa Środ­ko­wa skła­da­ła się z trzech po­wia­tów, ale mia­ła wła­sne woj­sko, fla­gę, i wy­da­wa­ła znacz­ki, któ­ry­mi za­chwy­cał się Cze­sław Mi­łosz. Re­for­ma rol­na le­ża­ła odło­giem, ale wpro­wa­dzo­no ośmio­go­dzin­ny dzień pra­cy i Ka­sy Cho­rych. Oczkiem w gło­wie władz był od­ro­dzo­ny Uni­wer­sy­tet Ste­fana Ba­to­re­go. Fi­nan­se te­go qu­asi­-pań­stwa znaj­do­wa­ły się jed­nak w opła­ka­nym sta­nie. Tyl­ko dzię­ki za­cią­ga­nym w War­sza­wie po­życz­kom wy­pła­ca­no urzęd­ni­cze i na­uczy­ciel­skie pen­sje, od­bu­do­wa­no mo­sty i re­mon­to­wa­no dro­gi.

Tym­cza­sem ar­mia Że­li­gow­skie­go zma­ga­ła się nie ty­le z wro­giem, ile z pla­gą de­zer­cji. Ge­ne­rał był zbyt sła­by, by osta­tecz­nie roz­gro­mić Li­twi­nów, jed­nak wy­star­cza­ją­co sil­ny, by ode­przeć ich za­ku­sy na Wil­no. 29 li­sto­pa­da za­war­to ro­zejm.

Woj­na pro­pa­gan­do­wa to­czy­ła się jed­nak w naj­lep­sze. Oskar Mi­łosz, przed­sta­wi­ciel li­tew­ski w Pa­ry­żu, alar­mo­wał, że żoł­nie­rze LŚ do­pusz­cza­ją się ma­so­wych ra­bun­ków i po­gro­mów na Ży­dach. Z Kow­na pły­nę­ły ostrze­że­nia, że Po­la­cy za­mie­rza­ją za­ata­ko­wać tak­że Ło­twę. Obie in­for­ma­cje by­ły wy­ssa­ne z pal­ca. Wię­cej sen­su miał za­rzut wia­ro­łom­stwa. Że­li­gow­ski przy­stą­pił bo­wiem do ak­cji dzień po za­war­ciu ro­zej­mu w Su­wał­kach. Wbrew twier­dze­niom Li­twi­nów tam­ta umo­wa nie prze­są­dza­ła jed­nak przy­na­leż­no­ści pań­stwo­wej Wil­na.

Zwa­śnio­ne na­cje pró­bo­wa­ła go­dzić Li­ga Na­ro­dów, ów­cze­sny od­po­wied­nik ONZ. W prak­ty­ce naj­więk­sze zna­cze­nie miała po­sta­wa dwóch eu­ro­pej­skich mo­carstw: Fran­cji i Wiel­kiej Bry­ta­nii. An­gli­cy, któ­rzy uwa­ża­li kra­je nad­bał­tyc­kie za swo­ją przy­szłą stre­fę wpły­wów, po­par­li Li­twi­nów. Ci re­wan­żo­wa­li się in­trat­ny­mi kon­trak­ta­mi dla bry­tyj­skich firm. W Pa­ry­żu pa­mię­ta­no na­to­miast, że Ta­ry­ba – pierw­szy or­gan wła­dzy li­tew­skiej – de­kla­ro­wa­ła „wiecz­ny so­jusz" z Niem­ca­mi. Po­la­cy bez tru­du prze­ko­na­li Fran­cu­zów, że ta sym­pa­tia wca­le nie wy­ga­sła, a w do­dat­ku Kow­no „szu­ka po­łą­cze­nia z bol­sze­wią".

Klę­ska kra­jow­ców, triumf en­de­ków

Szef bel­gij­skiej dy­plo­ma­cji Paul Hy­mans, dzia­ła­jąc z upo­waż­nie­nia Li­gi Na­ro­dów, przed­sta­wił plan, we­dług któ­re­go Li­twa mia­ła skła­dać się dwóch kan­to­nów i po­zo­sta­wać w pań­stwo­wym związ­ku z Pol­ską. Wiel­kim en­tu­zja­stą te­go roz­wią­za­nia był pol­ski de­le­gat Szy­mon Aske­na­zy, któ­ry ocza­mi wy­obraź­ni wi­dział już akt pod­pi­sa­nia no­wej unii na Wa­we­lu. Plan ra­ty­fi­ko­wał pol­ski Sejm, lecz od­rzu­ci­ło Kow­no. Dru­gi pro­jekt Hy­man­sa, prze­wi­du­ją­cy au­to­no­mię Wi­leńsz­czy­zny w ra­mach pań­stwa li­tew­skie­go, zgod­nie opro­te­sto­wa­li jed­ni i dru­dzy. „Sło­wo Wi­leń­skie" nie bez ra­cji na­zwa­ło mię­dzy­na­ro­do­wy ar­bi­traż „prze­le­wa­niem z próż­ne­go w pu­ste". Je­dy­nym je­go skut­kiem by­ło prze­dłu­że­nie ist­nie­nia Li­twy Środ­ko­wej o kil­ka na­stęp­nych mie­się­cy.

Fia­sko mi­sji Hy­man­sa dla wi­leń­skich „kra­jow­ców" ozna­cza­ło po­li­tycz­ny wy­rok śmier­ci. Skrzy­dła pod­ciął im też re­zul­tat kon­fe­ren­cji po­ko­jo­wej w Ry­dze, koń­czą­cej woj­nę z bol­sze­wi­ka­mi. Pol­scy ne­go­cja­to­rzy, ku za­sko­cze­niu Le­ni­na, wy­rze­kli się Miń­ska i więk­szej czę­ści Bia­ło­ru­si. „Fe­de­ra­cja Pol­ski i Li­twy to już tyl­ko strzę­py ze wspa­nia­łej sza­ty, w któ­rą mia­ła się prze­brać ca­ła za­chod­nia po­łać by­łe­go im­pe­rium ro­syj­skie­go" – oce­nił Lu­dwik Abra­mo­wicz. Je­go brat po­dał się do dy­mi­sji. Mi­chał Römer, je­den z fi­la­rów stron­nic­twa, od­mó­wił udzia­łu w rzą­dzie LŚ. Wy­je­chał do Kow­na, do­stał po­sa­dę w Są­dzie Naj­wyż­szym, a swą ka­rie­rę uwień­czył ty­tu­łem rek­to­ra tam­tej­sze­go uni­wer­sy­te­tu. Do hi­sto­rii prze­szedł ja­ko My­ko­las Röme­ris. Po dy­mi­sji sze­fa MSZ Eu­sta­che­go Sa­pie­hy „kra­jow­cy" nie mie­li już so­jusz­ni­ków w pol­skim rzą­dzie. Pił­sud­ski, któ­re­mu ma­rzy­ła się no­wa woj­na na Wscho­dzie, zna­lazł się zaś pod ostrza­łem kry­ty­ki. En­de­cja usta­mi Sta­ni­sła­wa Grab­skie­go sta­wia­ła spra­wę ja­sno: „aby stwo­rzyć z Pol­ski po­tę­gę, mu­si­my bu­do­wać ją ja­ko pań­stwo na­ro­do­we". Ostat­ni gwóźdź do trum­ny fe­de­ra­cyj­nej idei Mar­szał­ka mie­li wbić je­go kra­ja­nie.

Wy­bo­ry do Sej­mu Li­twy Środ­ko­wej roz­pi­sa­ne przez no­we­go pre­ze­sa Tym­cza­so­wej Ko­mi­sji Rzą­dzą­cej kon­ser­wa­ty­stę Alek­san­dra Meysz­to­wi­cza przy­po­mi­na­ły ple­bi­scyt. Zwa­żyw­szy na to, że głów­ne si­ły po­li­tycz­ne – z wy­jąt­kiem PPS i Par­tii De­mo­kra­tycz­nej Wi­tol­da Abra­mo­wi­cza – opo­wia­da­ły się za przy­łą­cze­niem do Pol­ski, je­go re­zul­tat był z gó­ry prze­są­dzo­ny. Wszyst­kie sta­ty­sty­ki, obo­jęt­ne, czy spo­rzą­dza­li je Ro­sja­nie, Niem­cy, czy urzęd­ni­cy LŚ, prze­ma­wia­ły na nie­ko­rzyść Li­twi­nów. Od 60 do 70 pro­cent miesz­kań­ców Wi­leńsz­czy­zny de­kla­ro­wa­ło na­ro­do­wość pol­ską. Li­twi­ni (nie wię­cej niż 13 pro­cent) sta­no­wi­li zna­czą­cą mniej­szość je­dy­nie w po­wie­cie świę­ciań­skim. Dru­zgo­cą­ce dla ich aspi­ra­cji by­ły sta­ty­sty­ki do­ty­czą­ce Wil­na, gdzie wy­stę­po­wa­li w ilo­ści śla­do­wej – dwa i pół pro­cen­t ogó­łu po­pu­la­cji. Wię­cej osób przy­zna­wa­ło się do na­ro­do­wo­ści ta­tar­skiej, nie mó­wiąc już o Ży­dach sta­no­wią­cych jed­ną trze­cią miesz­kań­ców daw­nej sto­li­cy Wiel­kie­go Księ­stwa. Z pew­no­ścią nie­do­sza­co­wa­ni by­li Bia­ło­ru­si­ni, któ­rzy in­da­go­wa­ni przez an­kie­te­rów z upo­rem przed­sta­wia­li się ja­ko „tu­tej­si".

Fakt, że Wi­leńsz­czy­zna mi­mo trwa­ją­cej przez po­nad 100 lat ru­sy­fi­ka­cji oka­za­ła się bar­dziej „pol­ska" niż Gór­ny Śląsk, Po­mo­rze czy wschod­nia Ga­li­cja, był fe­no­me­nem, któ­ry zdu­mie­wał już współ­cze­snych. Do­daj­my, że pol­ski stan po­sia­da­nia sta­le się na tych te­re­nach umac­niał. Na­ro­do­we prze­bu­dze­nie Li­twi­nów nie po­wstrzy­ma­ło pro­ce­su prze­su­wa­nia się na pół­noc et­nicz­nej gra­ni­cy mię­dzy Bał­ta­mi a Sło­wia­na­mi. Mo­że na­wet go przy­spie­szy­ło. Nie da się te­go wy­tłu­ma­czyć ina­czej niż atrak­cyj­no­ścią pol­skiej kul­tu­ry i sty­lu ży­cia.

Ko­niec Wiel­kie­go Księ­stwa

Pro­pa­gan­da li­tew­ska uży­wa­ła ar­gu­men­tów hi­sto­rycz­nych i eko­no­micz­nych. Prze­ko­ny­wa­ła, że Wi­leńsz­czy­zna przy­łą­czo­na do Pol­ski bę­dzie ni­czym śle­pa kisz­ka (a dla Li­twy jest ser­cem), że od­cię­cie od na­tu­ral­ne­go za­ple­cza i por­tów w Kłaj­pe­dzie i Po­łą­dze ska­że ją na we­ge­ta­cję. Stra­szy­ła, że Pol­ska, bę­dą­ca w sta­nie to­tal­nej ka­ta­stro­fy go­spo­dar­czej, opo­dat­ku­je na­wet po­sia­da­czy ko­tów. Dzia­ła­cze li­tew­scy ogło­si­li boj­kot wy­bo­rów i do te­go sa­me­go na­ma­wia­li in­ne mniej­szo­ści. Dzien­nik „Głos Li­twy", wy­da­wa­ny ską­di­nąd po pol­sku, po­rów­ny­wał agi­tu­ją­cych za udzia­łem w elek­cji do plu­skiew. „Na­sza Zie­mia" uprze­dza­ła zaś pol­skich po­li­ty­ków: „je­że­li za wcze­śnie nie uciek­nie­cie do War­sza­wy, to mo­że się wam bar­dzo źle przy­tra­fić".

Wy­bo­ry prze­bie­gły jed­nak bez in­cy­den­tów, co mu­sia­ło roz­cza­ro­wać za­gra­nicz­nych dzien­ni­ka­rzy, któ­rzy w spo­rej licz­bie zje­cha­li nad Wi­lię. Zgod­nie z wo­lą Pił­sud­skie­go gło­so­wać mo­gli rów­nież miesz­kań­cy po­wia­tów lidz­kie­go i bra­sław­skie­go, do któ­rych Kow­no tak­że zgła­sza­ło pre­ten­sje. Do urn po­fa­ty­go­wa­ło się pra­wie 64 pro­cent upraw­nio­nych. Tak wy­so­ka fre­kwen­cja za­sko­czy­ła Li­twi­nów, któ­rzy od ra­zu za­czę­li mó­wić o fał­szer­stwie. W wy­bo­rach wzię­ła udział za­le­d­wie jed­na czwar­ta Bia­ło­ru­si­nów i 15 pro­cent Ży­dów. Obie spo­łecz­no­ści nie chcia­ły się an­ga­żo­wać w spór o przy­szłość Wil­na. We­zwań do boj­ko­tu nie usłu­cha­ło 8 pro­cent Li­twi­nów. Po­la­ków gło­so­wa­ło aż 80 pro­cent i to prze­są­dzi­ło spra­wę.

Miaż­dżą­ce zwy­cię­stwo od­nio­sły ugru­po­wa­nia opo­wia­da­ją­ce się za bez­zwłocz­nym wcie­le­niem do Pol­ski. Cen­tral­ny Ko­mi­tet Wy­bor­czy (cha­de­cy i en­de­cy) oraz Ra­dy Lu­do­we (ko­mi­tet po­wo­ła­ny przez To­wa­rzy­stwo Stra­ży Kre­so­wej) zdo­by­ły ra­zem 77 man­da­tów. Apo­sto­łów fe­de­ra­cji wy­bor­cy ode­sła­li do ką­ta. PPS do­sta­ło dwa man­da­ty, a de­mo­kra­ci Abra­mo­wi­cza – czte­ry. Jed­nym z ich po­słów zo­stał Jan Pił­sud­ski, młod­szy brat Jó­ze­fa.

Spo­łe­czeń­stwo wy­ra­zi­ło swo­ją wo­lę, po­zo­sta­ło ją wy­ko­nać. 20 lu­te­go 1922 ro­ku par­la­ment Li­twy Środ­ko­wej, ob­ra­du­ją­cy pod la­ską An­to­nie­go Ło­ku­ciew­skie­go, nie­mal jed­no­myśl­nie podjął uchwa­łę, któ­ra za­czy­na­ła się od słów: „Zie­mia Wi­leń­ska sta­no­wi bez za­strze­żeń i wa­run­ków nie­roz­dziel­ną część Rzecz­ypo­spo­li­tej Pol­skiej". Po za­mknię­ciu po­sie­dze­nia po­sło­wie uda­li się do ka­te­dry na uro­czy­ste Te Deum. W War­sza­wie cze­ka­ła ich drob­na kon­fu­zja. Rząd pol­ski, wie­dząc, że in­kor­po­ra­cja wy­wo­ła złe wra­że­nie w Eu­ro­pie, chciał nadać Wi­leńsz­czyź­nie spe­cjal­ny sta­tut. Za­in­te­re­so­wa­ni bro­ni­li się jed­nak przed au­to­no­mią rę­ka­mi i no­ga­mi i w koń­cu po­sta­wi­li na swo­im.

Wiel­ka fe­ta z oka­zji „po­wro­tu do Ma­cie­rzy" od­by­ła się w Wil­nie 16 kwiet­nia. Naj­waż­niej­szy gość – na­czel­nik pań­stwa – stu­dził en­tu­zjazm, mó­wiąc: „przez cześć dla prze­szło­ści, przez sza­cu­nek dla krwi wspól­nie prze­la­nej, dzi­siaj w dniu wiel­kie­go trium­fu pol­skie­go nie mo­gę nie wy­cią­gnąć rę­ki do tych tam w Kow­nie, któ­rzy mo­że dzień dzi­siej­szy uwa­ża­ją za dzień klę­ski i ża­ło­by. Nie mo­gę nie uwa­żać ich za bra­ci".

Rę­ka Pił­sud­skie­go za­wi­sła jed­nak w po­wie­trzu. W Kow­nie uwa­ża­no, że Pol­ska do­ko­na­ła „roz­bio­ru Li­twy". Choć in­kor­po­ra­cja uzy­ska­ła mię­dzy­na­ro­do­wą sank­cję, w li­tew­skiej kon­sty­tu­cji Wil­no fi­gu­ro­wa­ło ja­ko sto­li­ca pań­stwa. 9 paź­dzier­ni­ka ko­ja­rzo­ny z „że­li­gia­dą" ogło­szo­no dniem ża­ło­by na­ro­do­wej. W po­łu­dnie bi­ły ko­ściel­ne dzwo­ny i wy­ły sy­re­ny, prze­ry­wa­no pra­cę i za­trzy­my­wa­no ruch na uli­cach. Na nie­uzna­wa­nej gra­ni­cy Li­twi­ni urzą­dza­li pa­trio­tycz­ne aka­de­mie, na któ­re zwo­zi­li szkol­ne wy­ciecz­ki.

Ra­chu­nek za utra­tę Wil­na za­pła­ci­ła 200-ty­sięcz­na mniej­szość pol­ska na Ko­wieńsz­czyź­nie. Wła­dze prak­tycz­nie nie uzna­wa­ły jej ist­nie­nia, twier­dząc, że to spo­lo­ni­zo­wa­ni Li­twi­ni, któ­rym trze­ba – na­wet wbrew ich wo­li – przy­wró­cić świa­do­mość na­ro­do­wą. Li­kwi­do­wa­no pol­skie szko­ły i sto­wa­rzy­sze­nia, li­twi­ni­zo­wa­no na­zwi­ska. Gdy nie wy­star­cza­ły ad­mi­ni­stra­cyj­ne szy­ka­ny, do ak­cji przy­stę­po­wa­li „nie­zna­ni spraw­cy". W ope­ra­cji wy­na­ra­da­wia­nia ak­tyw­ny udział bra­li li­tew­scy księ­ża i hie­rar­chia ko­ściel­na. Na­bo­żeń­stwa mia­ły być od­pra­wia­ne tyl­ko w ję­zy­ku pań­stwo­wym. Z dwo­rem, tra­dy­cyj­ną osto­ją pol­sko­ści na Kre­sach, roz­pra­wio­no się za po­mo­cą ra­dy­kal­nej re­for­my rol­nej. Pol­scy par­la­men­ta­rzy­ści nie­wie­le mo­gli wskó­rać w li­tew­skim Sej­mie: by­li ob­ję­ci nie tyl­ko po­li­tycz­nym, lecz tak­że to­wa­rzy­skim boj­ko­tem. Ko­le­dzy­ po­sło­wie nie wi­ta­li się z ni­mi, nie po­da­wa­li im rę­ki. Pasz­por­ty li­tew­skie za­wie­ra­ły klau­zu­lę „waż­ny na wszyst­kie kra­je z wy­jąt­kiem Pol­ski". Ido­lem na­cjo­na­li­stów z Kow­na stał się Ja­nusz Ra­dzi­wiłł, zdraj­ca z cza­sów szwedz­kie­go „po­to­pu", któ­ry za­sły­nął prze­po­wied­nią: „przyj­dzie chwi­la, gdy Po­la­cy nie znaj­dą na Li­twie drzwi, bo bę­dzie się ich wy­rzu­cać oknem". Jó­zef Pił­sud­ski miał o czym roz­my­ślać, wpa­tru­jąc się w li­tew­ski brzeg Nie­mna z ta­ra­su swe­go do­mu let­ni­sko­we­go w Dru­skien­ni­kach.

Oku­pa­cja trwa

Czy Li­twi­ni mu­sie­li prze­kre­ślić czte­ry wie­ki wspól­nej hi­sto­rii, bu­do­wać swo­ją toż­sa­mość na kon­flik­cie z Po­la­ka­mi? Jak za­uwa­żył znaw­ca Bał­tów pro­fe­sor Wła­dy­sław Wiel­hor­ski, w tym wy­pad­ku ra­cja sta­nu prze­gra­ła z ra­cją na­ro­du.

Dla Lu­dwi­ka Abra­mo­wi­cza los oka­zał się ła­ska­wy. Zmarł w mar­cu 1939 ro­ku, do koń­ca wie­rząc w pol­sko­-li­tew­skie po­jed­na­nie. Je­go brat Wi­told zgi­nął gdzieś na „nie­ludz­kiej zie­mi". Alek­san­der Pry­stor, któ­ry w II RP do­szedł aż do sta­no­wi­ska pre­mie­ra, za­koń­czył ży­cie w mo­skiew­skim wię­zie­niu. Mar­szał­ka Sej­mu wi­leń­skie­go An­to­nie­go Ło­ku­ciew­skie­go za­mor­do­wa­ło NKWD. Ge­ne­rał Że­li­gow­ski umarł na emi­gra­cji w Lon­dy­nie, wcze­śniej na­wró­ciw­szy się na pan­sla­wizm.

Z ksią­żek pi­sa­nych przez po­waż­nych li­tew­skich hi­sto­ry­ków moż­na się do­wie­dzieć, że „Wil­no, po­zo­sta­jąc w gra­ni­cach Pol­ski, za­spo­ka­ja­ło na­cjo­na­li­stycz­ne i me­ga­lo­mań­skie am­bi­cje czę­ści jej spo­łe­czeń­stwa i Jó­ze­fa Pił­sud­skie­go, po­tom­ka szlach­ty żmudz­kiej, ale sta­ło się źró­dłem na­pięć w re­gio­nie". Ten wę­zeł gor­dyj­ski prze­cię­li Hi­tler i Sta­lin, po­zba­wia­jąc mia­sto więk­szo­ści je­go daw­nych miesz­kań­ców. Li­tew­scy na­cjo­na­li­ści na­dal jed­nak ob­cho­dzą rocz­ni­cę po­cząt­ku „pol­skiej oku­pa­cji". By­ły pre­zy­dent, a obec­nie eu­ro­de­pu­to­wa­ny Vy­tau­tas Lands­ber­gis wy­gło­sił z tej oka­zji od­czyt „Wiel­ki błąd Jó­ze­fa Pił­sud­skie­go". In­ny z mów­ców, po­seł Gin­ta­ras Son­ga­ila, ubo­le­wał, że Po­la­cy wciąż nie chcą prze­pro­sić „za Że­li­gow­skie­go". W oświad­cze­niu ro­ze­sła­nym do me­diów or­ga­ni­za­to­rzy ob­cho­dów pod­kre­śli, że skut­ki „oku­pa­cji" do dzi­siaj nie zo­sta­ły prze­zwy­cię­żo­ne, o czym świad­czy kon­flikt wo­kół pol­skich szkół w re­jo­nach wi­leń­skim i so­lecz­nic­kim. Mic­kie­wicz prze­wra­ca się w gro­bie.

Autor jest krytykiem filmowym i historykiem

Wy­bo­ry do Sej­mu Li­twy Środ­ko­wej nie mo­gły się od­być w gor­szym ter­mi­nie. Nie­dzie­la 8 stycz­nia 1922 ro­ku by­ła wy­jąt­ko­wo mroź­na. Kraj – ubo­gi i spu­sto­szo­ny woj­ną. Spo­łe­czeń­stwo skła­da­ło się w więk­szo­ści z anal­fa­be­tów, sła­bo zo­rien­to­wa­nych w po­li­ty­ce. Ale na­wet lu­dziom do­brze wy­kształ­co­nym trud­no by­ło na­dą­żyć za wy­da­rze­nia­mi.

W cią­gu mi­nio­nych sied­miu lat sy­tu­acja zmie­nia­ła się bo­wiem jak w ka­lej­do­sko­pie. Car­skich gu­ber­na­to­rów prze­pę­dzi­ła ar­mia nie­miec­ka. Po jej ewa­ku­acji rzą­dy nad Wi­leńsz­czy­zną pró­bo­wa­li prze­jąć li­tew­scy na­cjo­na­li­ści, lecz sil­niej­sza oka­za­ła się pol­ska sa­mo­obro­na. Na krót­ko, bo ze wscho­du nad­cią­gnę­li bol­sze­wi­cy. Prze­gna­ni przez Pił­sud­skie­go, wró­ci­li la­tem 1920 ro­ku, by w ob­li­czu klę­ski spre­zen­to­wać Wil­no Li­twi­nom. Ci z ko­lei mu­sie­li ustą­pić po­la żoł­nie­rzom „zbun­to­wa­ne­go" ge­ne­ra­ła Lu­cja­na Że­li­gow­skie­go.

Nic dwa ra­zy się nie zda­rza

Zwy­cięz­ca spod Ra­dzy­mi­na, wy­ko­nu­jąc nie­for­mal­ny roz­kaz Pił­sud­skie­go, sta­nął pod Ostrą Bra­mą 9 paź­dzier­ni­ka 1920 ro­ku, en­tu­zja­stycz­nie wi­ta­ny przez miej­sco­wych Po­la­ków. Za­miast przy­łą­cze­nia mia­sta do Rzecz­ypo­spo­li­tej pro­kla­mo­wał jed­nak utwo­rze­nie no­we­go pań­stwa – Li­twy Środ­ko­wej. Na­zwa, z dzi­siej­sze­go punk­tu wi­dze­nia dzi­wacz­na, dla współ­cze­snych by­ła cał­ko­wi­cie zro­zu­mia­ła. Li­twą Pół­noc­ną okre­śla­no ob­szar kon­tro­lo­wa­ny przez na­cjo­na­li­stów z Kow­na, Li­twą Po­łu­dnio­wą zaś – obec­ną Bia­ło­ruś. W prze­szło­ści te zie­mie wspól­nie two­rzy­ły Wiel­kie Księ­stwo Li­tew­skie.

Za­gra­nicz­ni ob­ser­wa­to­rzy po­rów­ny­wa­li Że­li­gow­skie­go do po­ety Ga­brie­la d'An­nun­zia, któ­ry dwa la­ta wcze­śniej w po­dob­nym sty­lu zdo­był dla Włoch Ri­je­kę. By­ła to fał­szy­wa pa­ra­le­la, gdyż ge­ne­rał nie miał gło­wy ani do pió­ra, ani do po­li­ty­ki. Tym zaj­mo­wał się je­go ad­iu­tant, ka­pi­tan Alek­san­der Pry­stor, ro­do­wi­ty wil­nia­nin, pry­wat­nie je­den z naj­bliż­szych przy­ja­ciół Pił­sud­skie­go. In­ten­cje or­ga­ni­za­to­rów „bun­tu" sta­ły się jesz­cze bar­dziej czy­tel­ne, gdy ogło­szo­no, że sze­fem Tym­cza­so­wej Ko­mi­sji Rzą­dzą­cej zo­stał Wi­told Abra­mo­wicz. Wraz z bra­tem Lu­dwi­kiem, wie­lo­let­nim re­dak­to­rem „Prze­glą­du Wi­leń­skie­go", na­le­żał on do stron­nic­twa „kra­jow­ców" opo­wia­da­ją­cych się za stwo­rze­niem fe­de­ra­cji Pol­ski, Li­twy i Bia­ło­ru­si.

Plan od­bi­cia Wil­na na­ro­dził się naj­póź­niej pod­czas przy­go­to­wań do bi­twy nie­meń­skiej, któ­ra mia­ła roz­strzy­gnąć lo­sy woj­ny z bol­sze­wi­ka­mi. Mar­sza­łek od­rzu­cił wów­czas po­mysł ata­ku pra­wym skrzy­dłem, któ­ry ze­pchnął­by Ar­mię Czer­wo­ną w stro­nę Żmu­dzi. Zde­cy­do­wał się na ma­newr oskrzy­dla­ją­cy woj­ska Tu­cha­czew­skie­go od pół­no­cy. Po­nie­waż i on mu­siał do­pro­wa­dzić do star­cia z Li­twi­na­mi, Pił­sud­ski we­zwał żoł­nie­rzy, by nie trak­to­wa­li ich „ja­ko wro­ga śmier­tel­ne­go", lecz ja­ko „bra­ci zbłą­ka­nych".

Utwo­rze­nie Li­twy Środ­ko­wej mia­ło zła­mać opór Kow­na wo­bec fe­de­ra­cyj­nych pro­jek­tów Marszałka, po­dob­nie jak trzy wie­ki wcze­śniej król Zyg­munt Au­gust zła­mał opór li­tew­skich ma­gna­tów sprze­ci­wia­ją­cych się za­cie­śnie­niu unii z Pol­ską. Zi­ry­to­wa­ny mo­nar­cha prze­ka­zał wów­czas Ko­ro­nie pra­wie po­ło­wę te­ry­to­rium Wiel­kie­go Księ­stwa. W ob­li­czu za­gro­że­nia ze stro­ny Mo­skwy, z któ­rym sa­mo­pas nie by­li w sta­nie się upo­rać, Ra­dzi­wił­ło­wie i ich stron­ni­cy jak nie­pysz­ni wró­ci­li do Lu­bli­na i pod­pi­sa­li co trze­ba. Pił­sud­ski li­cy­to­wał rów­nie wy­so­ko, lecz prze­grał, bo w 1920 ro­ku Li­twi­ni swe­go głów­ne­go wro­ga wi­dzie­li nie w Ro­sja­nach, lecz w zmar­twych­wsta­łej Rzeczy­po­spo­li­tej.

Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”