Opowiadanie dowcipów od środka mija się z celem: nikogo nie rozbawimy, za to łatwo zrobić wrażenie idioty. Trochę podobnie jest z recenzowaniem książek stanowiących fragmenty większych całości. „Taniec ze smokami" George'a R.R. Martina trudno jednak ominąć, bo autorowi udała się rzecz niebywała – stworzył pierwszy od wielu lat cykl fantasy, który podbija już nie tylko branżowe listy bestsellerów, ale także serca czytelników na co dzień fantastyką kompletnie niezainteresowanych.
Cykl nosi tytuł „Pieśń lodu i ognia", rozgrywa się w krainie Westeros wstrząsanej wojną domową. Królestwa niegdyś zjednoczone dziś walczą o prawo do Żelaznego Tronu. Czasy nastały takie, że łatwiej o pretendenta do korony niż o czyste łóżko w gospodzie, w tle ludzkich bojów zaś czai się jeszcze dodatkowo cień mroźnej apokalipsy – nadchodzi długa zima, a wraz z nią lodowa magia i jej potwory.
Mogłoby to brzmieć jak streszczenie bajki dla starszych dzieci, ale seria Martina to dzieło krwawe, ponure i zdecydowanie dla dorosłych. Wyrosło z fascynacji wojną stuletnią, średniowieczną kroniką Jeana Froissarta oraz powieściami historycznymi Maurice'a Druona o francuskich „królach przeklętych". Autor nie ma litości dla swoich bohaterów – wywyższa okrutników, srogo karze naiwnych i dobrodusznych, nie waha się przed uśmiercaniem postaci, które czytelnicy polubili najbardziej. Jednocześnie obdarzony jest kapitalnym talentem gawędziarza i stworzył gigantyczny fresk wypełniony setkami pełnokrwistych postaci, który można studiować latami i ciągle odkrywać coś nowego.
„Taniec ze smokami" jest piątym tomem cyklu. W amerykańskich recenzjach bywał krytykowany za zbyt wolny tok narracji i brak ważnych wydarzeń popychających do przodu fabułę całej serii. Nie zgadzam się z tą oceną: naliczyłem przynajmniej cztery istotne punkty zwrotne, które mocno zaważą na tym, czego możemy się spodziewać w ostatnim, szóstym tomie. Inna sprawa, że jest to książka, która w pełni smakuje dopiero wtedy, kiedy człek zada sobie trud przeczytania wszystkich poprzednich tomów, poczynając od „Gry o tron" (jego serialowa wersja właśnie ukazała się w Polsce na DVD, drugi sezon HBO zacznie pokazywać 2 kwietnia).
Kto nie lubi literatury gatunków, ten nigdy nie polubi cyklu Martina i nie zrozumie jego fenomenu. Kto potrafi się nią cieszyć, odkryje w nim pierwszorzędnego autora literatury drugorzędnej. Mała rzecz, a cieszy, w czasach, gdy autorzy literatury pierwszorzędnej coraz częściej milczą lub produkują dzieła, które zaliczać trzeba do trzeciej ligi.