Reklama
Rozwiń
Reklama

Kiedy świat idzie do diabła

Publikacja: 16.03.2012 12:44

Kiedy świat idzie do diabła

Foto: Archiwum

Opowiadanie dowcipów od środka mija się z celem: nikogo nie rozbawimy, za to łatwo zrobić wrażenie idioty. Trochę podobnie jest z recenzowaniem książek stanowiących fragmenty większych całości. „Taniec ze smokami" George'a R.R. Martina trudno jednak ominąć, bo autorowi udała się rzecz niebywała – stworzył pierwszy od wielu lat cykl fantasy, który podbija już nie tylko branżowe listy bestsellerów, ale także serca czytelników na co dzień fantastyką kompletnie niezainteresowanych.

Cykl nosi tytuł „Pieśń lodu i ognia", rozgrywa się w krainie Westeros wstrząsanej wojną domową. Królestwa niegdyś zjednoczone dziś walczą o prawo do Żelaznego Tronu. Czasy nastały takie, że łatwiej o pretendenta do korony niż o czyste łóżko w gospodzie, w tle ludzkich bojów zaś czai się jeszcze dodatkowo cień mroźnej apokalipsy – nadchodzi długa zima, a wraz z nią lodowa magia i jej potwory.

Mogłoby to brzmieć jak streszczenie bajki dla starszych dzieci, ale seria Martina to dzieło krwawe, ponure i zdecydowanie dla dorosłych. Wyrosło z fascynacji wojną stuletnią, średniowieczną kroniką Jeana Froissarta oraz powieściami historycznymi Maurice'a Druona o francuskich „królach przeklętych". Autor nie ma litości dla swoich bohaterów – wywyższa okrutników, srogo karze naiwnych i dobrodusznych, nie waha się przed uśmiercaniem postaci, które czytelnicy polubili najbardziej. Jednocześnie obdarzony jest kapitalnym talentem gawędziarza i stworzył gigantyczny fresk wypełniony setkami pełnokrwistych postaci, który można studiować latami i ciągle odkrywać coś nowego.

„Taniec ze smokami" jest piątym tomem cyklu. W amerykańskich recenzjach bywał krytykowany za zbyt wolny tok narracji i brak ważnych wydarzeń popychających do przodu fabułę całej serii. Nie zgadzam się z tą oceną: naliczyłem przynajmniej cztery istotne punkty zwrotne, które mocno zaważą na tym, czego możemy się spodziewać w ostatnim, szóstym tomie. Inna sprawa, że jest to książka, która w pełni smakuje dopiero wtedy, kiedy człek zada sobie trud przeczytania wszystkich poprzednich tomów, poczynając od „Gry o tron" (jego serialowa wersja właśnie ukazała się w Polsce na DVD, drugi sezon HBO zacznie pokazywać 2 kwietnia).

Kto nie lubi literatury gatunków, ten nigdy nie polubi cyklu Martina i nie zrozumie jego fenomenu. Kto potrafi się nią cieszyć, odkryje w nim pierwszorzędnego autora literatury drugorzędnej. Mała rzecz, a cieszy, w czasach, gdy autorzy literatury pierwszorzędnej coraz częściej milczą lub produkują dzieła, które zaliczać trzeba do trzeciej ligi.

Reklama
Reklama

George R.R. Martin, „Taniec ze smokami", t. I i II, Zysk i S-ka 2011 i 2012, 634 + 760 str.

Opowiadanie dowcipów od środka mija się z celem: nikogo nie rozbawimy, za to łatwo zrobić wrażenie idioty. Trochę podobnie jest z recenzowaniem książek stanowiących fragmenty większych całości. „Taniec ze smokami" George'a R.R. Martina trudno jednak ominąć, bo autorowi udała się rzecz niebywała – stworzył pierwszy od wielu lat cykl fantasy, który podbija już nie tylko branżowe listy bestsellerów, ale także serca czytelników na co dzień fantastyką kompletnie niezainteresowanych.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Reklama
Plus Minus
„Posłuchaj Plus Minus”: Czy inteligencja jest tylko za Platformą
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Plus Minus
Odwaga pojednania. Nieznany głos abp. Kominka
Plus Minus
„Kubek na tsunami”: Żywotna żałoba przegadana ze sztuczną inteligencją
Plus Minus
„Kaku: Ancient Seal”: Zręczny bohater
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Plus Minus
„Konflikt”: Wojna na poważnie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama