Inteligencja zmieniła się

Z taką falą migracji do wielkich miast jak obecnie mieliśmy do czynienia w latach 50

Publikacja: 31.03.2012 01:01

Red

W potocznym przekonaniu inteligencja w małych miastach ma się coraz gorzej. Uważa się, że tylko duże miasta, jak Warszawa, Kraków, Gdańsk czy Poznań, gwarantują inteligentowi pracę, prestiż i pozycję społeczną.

Przesłanką do obaw co do zanikania struktur lokalnych i, co za tym idzie, zanikania inteligencji w mniejszych miastach, jest pewna tęsknota za funkcjonowaniem struktury lokalnej w jej tradycyjnym kształcie. W dalszym ciągu przyjazna bliskość więzi osadzonych w mikrostrukturach jest cenioną wartością. Chodzi tu o potrzebę funkcjonowania w środowisku, w którym ma się emocjonalne oparcie w rodzinie, w relacjach sąsiedzkich i w kręgu bliskich znajomych.

Tezy o zagrożeniu upadkiem lokalnych struktur inteligenckich podyktowane są więc raczej chęcią udaremnienia rozwoju niekorzystnego biegu wypadków, który mógłby doprowadzić do ich destrukcji, niż reakcją na rzeczywiście istniejące mechanizmy, które im zagrażają.

Nie tylko Warszawa

O przynależności do inteligencji nie decyduje tylko wyższe wykształcenie. To, że absolwenci uczelni wyższych często nie wracają do swoich miast, lecz pozostają w metropoliach, nie oznacza od razu, że na polskiej prowincji zanika inteligencja. Przynależność do tej kategorii związana jest przede wszystkim z rolą zawodową. To z niej emanuje wszystko, co „inteligenckie", a więc poczucie własnej odrębności, styl życia, „wyższa" kultura i realizacja misji, której się od niej oczekuje.

Tradycyjny wzór inteligencji w dalszym ciągu cieszy się w naszym społeczeństwie wysokim prestiżem. Wszystkie badania potwierdzają, że to właśnie inteligencja była i jest wzorem do naśladowania, a pozycje zawodowe kojarzone z tą klasą społeczną obdarzane są najwyższą estymą.

Dziś uważa się, że inteligencja to przede wszystkim Warszawa, Poznań, Gdańsk czy Kraków. Jako mieszkańcy wielkich miast ulegamy jednak stereotypowi wielkości. Wedle wiedzy potocznej tak ujmowana inteligencja coraz bardziej przenika zachodnim stylem życia, jest otwarta na jego wpływy (bo ma z nim więcej kontaktów), internacjonalizuje się pod względem kultury i przejmuje coraz więcej wzorów zachowań dyktowanych przez stosunki rynkowe, co w szczególności dotyczy stosunku do pracy i wykonywanego zawodu.

Żyjemy w przekonaniu, że polska inteligencja staje się „wyższą klasą średnią", bo to jest najbliższy odpowiednik naszej inteligencji w krajach zachodnich. W słowniku socjologicznym kategorię tę określa się mianem wyższych kierowników i specjalistów. Chodzi o lekarzy, prawników, naukowców, nauczycieli szkół średnich, specjalistów w tzw. nowych zawodach czy inżynierów, którzy stanowią około jednej czwartej polskiej inteligencji.

Inteligencja w mniejszych miastach ma niewątpliwie dużo wspólnego z tą w metropoliach, w końcu inteligentowi z Ustrzyk Górnych bliżej do inteligenta w Warszawie niż do sąsiada robotnika czy chłopa z pobliskiej wsi. Styl życia, raczej przyzwoite dochody, dyplom wyższej uczelni, świadomość wysokich kompetencji, wiedza o świecie, prestiż i poczucie przynależności do „szanowanego" środowiska w dalszym ciągu separują statystycznego inteligenta z typowego małego miasta od innych „klas", czyli także od niższych pracowników umysłowych i właścicieli firm.

Bliżej do Żeromskiego

Równocześnie jednak małomiasteczkowa inteligencja w oczywisty sposób różni się od wielkomiejskiej. Zawsze była dużo bardziej osadzona w środowisku lokalnym. Inteligentów tam się zna, potrafi się ich wskazać palcem, co zawsze miało duże znaczenie dla ich poczucia tożsamości i wzorcotwórczego punktu odniesienia dla innych. Odrębność dajmy na to warszawskiej inteligencji rysuje się słabiej i rzeczywiście trochę niknie ona w tłumie.

Nawet pojęcie „inteligent" nie funkcjonuje w warszawskim słowniku, trąci trochę anachronizmem, uchodzi za staroświeckie i z tego względu reprezentanci tej warstwy definiują się raczej w kategoriach zawodowych jako: lekarze, prawnicy, dziennikarze, artyści i twórcy kultury.

Inteligenci w metropoliach rzeczywiście zaczynają się coraz bardziej upodabniać do angielskich „professions" i tracą cechy kojarzone z tradycyjnym etosem polskiej inteligencji.

Na prowincji pojęcie to zachowało znacznie większą treść empiryczną, ma lepsze uzasadnienie, lepiej pasuje semantycznie i jest bliższe intuicjom wyniesionym z lektur Żeromskiego i Prusa. Świadomość etosu inteligenckiego i konieczność realizacji swoistej misji w małym miasteczku i płynąca z tego satysfakcja są bardziej oczywiste. A czym byłaby polska inteligencja, gdyby przestała być wzorem dla innych?

Właśnie na prowincji, gdzie hierarchia społeczna rysuje się bardziej wyraziście, bycie inteligentem nabiera większej elitarności. Inteligenci są tam bardziej postrzegani jako oddzielna, warta naśladowania grupa społeczna.

Jak za II RP

Rzecz jasna, przed wojną prestiż inteligencji był większy, chociażby z racji wykształcenia. Dziś w małych miejscowościach alternatywnym ośrodkiem wzorcotwórczym stały się środowiska biznesu. Za pieniędzmi idzie uznanie i władza.

Mimo to inteligencja zachowuje swój monopol w dziedzinie kultury. Robotnicy w dalszym ciągu myślą: „chciałbym, by moje dziecko było inteligentem", „żeby skończyło studia", nawet jeżeli głośno tego nie mówią. Klasy „niższe" cenią słownictwo inteligentów, umiejętności znalezienia się w towarzystwie, znajomość savoir-vivre'u itd. Wciąż to jeszcze nie biznes i kojarzone z nim wzory zachowań rządzą wyobraźnią Polaków.

Pojawienie się innych ośrodków wzorcotwórczych zmieniło trochę znaczenie inteligencji, ale nie osłabiło jej roli na tyle, by można było wysnuć z tego jakieś apokaliptyczne wnioski. Inteligencja wyłoniła się bowiem jako oddzielna kategoria w odpowiedzi na duże zapotrzebowanie na istotne funkcje społeczne. Każdy się zgodzi, że nie do zastąpienia jest funkcja lekarza, nauczyciela, wykwalifikowanego księgowego czy inżyniera od konstrukcji silników samochodowych. W rytmie funkcjonowania małych miast nie do zastąpienia są adwokat czy radca. Rolnicy z okolicznych wsi nie potrafią sami dochodzić swoich spraw w sądzie.

Zapotrzebowanie na te zawody na pewno nie zmniejszyło się od czasów II Rzeczypospolitej, wręcz przeciwnie. Na całym świecie kategoria, którą określamy mianem inteligencji, wzrasta nie tylko liczebnie, ale także relatywnie. Proporcje społeczne przesuwają się z roku na rok na jej korzyść. Zapotrzebowanie na te usługi jest uniwersalne i nie omija małych ośrodków.

Nie da się oczywiście zaprzeczyć, że zmienia się treść tych ról zawodowych, tak samo jak zmieniają się same specjalności. Dzisiejszy farmaceuta ma trochę inne zadania niż aptekarz przed wojną.

Poza naturalnym rozwojem zawody ulegają też pewnej globalizacji, czyli upodobnieniu się do tych samych zawodów na świecie, więc zmienia to obraz naszej inteligencji. Dawniej była ona silniej osadzona w polskim kontekście historyczno-kulturowym. Oczywiście prowincja nie poddaje się tym zmianom tak bardzo jak metropolie, gdzie globalizacja i utrata lokalnej specyfiki jest dziś bardziej widoczna.

Ta utrzymująca się specyfika lokalnego kontekstu co najmniej równoważy procesy globalizacyjne. Sprzyja temu to, że samorząd terytorialny w coraz większym stopniu finansuje miejscowe szkoły, szpitale i inne instytucje, tworzące te role.

Jest to strukturalne podłoże budowania podmiotowości lokalnej, które można porównać z odrębnością małomiasteczkowej inteligencji przed     wojną. Pozostaje ona, w świadomości lokalnej, grupą powodującą ferment społeczny, „solą narodu", budującą jego kręgosłup intelektualny i moralny.

Nierozlane mleko

Jednak prawidłowością gospodarki rynkowej jest konieczność podążania za pracą i możliwościami rozwoju. Jedne miasta tracą na znaczeniu, inne zyskują. Inteligencja musi się dostosowywać do tych zmian, i np. tam, gdzie powstają silne ośrodki ekonomiczne, tam wyłaniają się również nowe struktury społeczne.

Powoduje to, że inteligencja musi być bardziej mobilna, a dokonujące się obecnie procesy migracyjne są naturalnym czynnikiem osłabiającym spoistość środowisk lokalnych. Należy pamiętać, że dominującym aspektem rzeczywistości II Rzeczypospolitej był kryzys ekonomiczny i zastój społeczny, który trudno porównywać z dzisiejszą dynamiką stosunków rynkowych.

Z podobną falą migracji do wielkich miast jak obecnie mieliśmy do czynienia w latach 50. Zdezintegrowała ona środowiska inteligencji, ale tylko przejściowo. Podobnie jest teraz. Wszystkie te procesy, które mogłyby prowadzić nas do apokaliptycznych wizji destrukcji, równoważone są na ogół przez procesy przeciwne. Dlatego nie ma co płakać nad mlekiem, które wcale nie zostało rozlane.

—not. puo

Prof. Henryk Domański jest dyrektorem Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, kierownikiem Zakładu Badań Struktury Społecznej.

W potocznym przekonaniu inteligencja w małych miastach ma się coraz gorzej. Uważa się, że tylko duże miasta, jak Warszawa, Kraków, Gdańsk czy Poznań, gwarantują inteligentowi pracę, prestiż i pozycję społeczną.

Przesłanką do obaw co do zanikania struktur lokalnych i, co za tym idzie, zanikania inteligencji w mniejszych miastach, jest pewna tęsknota za funkcjonowaniem struktury lokalnej w jej tradycyjnym kształcie. W dalszym ciągu przyjazna bliskość więzi osadzonych w mikrostrukturach jest cenioną wartością. Chodzi tu o potrzebę funkcjonowania w środowisku, w którym ma się emocjonalne oparcie w rodzinie, w relacjach sąsiedzkich i w kręgu bliskich znajomych.

Tezy o zagrożeniu upadkiem lokalnych struktur inteligenckich podyktowane są więc raczej chęcią udaremnienia rozwoju niekorzystnego biegu wypadków, który mógłby doprowadzić do ich destrukcji, niż reakcją na rzeczywiście istniejące mechanizmy, które im zagrażają.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy