W lutym 1987 roku telefon z kurii biskupiej w sprawie ołtarza na mszę III Pielgrzymki Jana Pawła II. Bóg – Bogu ołtarz. Na ołtarz ten wstąpi Ojciec Święty. Zadanie paraliżuje, przeraża niewykonalnym. Niepewność, zwątpienie, strach. Czy wolno mi? Czy się odważę? Czy przyjęcie propozycji nie będzie aktem zuchwalstwa, pychy nawet? Jak oddać to, co niewidzialne, nierozpoznawalne? Jak określić nieokreślone? Wadzę się ze sobą w cierpieniu, wśród niebezpieczeństw, błądzeń. Przecież byłaby to moja do Boga modlitwa. Bezlitośnie publiczna. Obnażająca mnie spowiedź. Pokonać wstyd, odpowiedzialność. Z jaką intensywnością mówić? Jaki zaproponować kształt, formę w przestrzeni? Jaki klimat, kolor? Jakie wybrać symbole, metafory? Jak je przełożyć na język działań plastycznych? Ciężar świadomości, miejsca i czasu. To czas trudny, konfliktów, goryczy, rozczarowań, beznadziejności czekania. Codzienności ponad siły. I to miejsce – Gdańsk. Niepokornej dzisiejszości. Czy potrafię dokonać wyboru, zharmonizować wielość koniecznych elementów, wyciszyć siebie, a zachować odrębność. Zwalczyć nawyki teatru, a jednak przypomnieć gościowi jego młodzieńcze (teatralne) fascynacje. Jak uzyskać najdoskonalszą widoczność, która zbliża najodleglejszego uczestnika uroczystości? Tak – widoczność, skala i funkcjonalność przede wszystkim.
* * *
Papież Polak, Piotr naszych czasów. A więc łódź Piotrowa. A że u nas w Gdańsku – to okręt. Okręt Kościoła w wizji ruchu płynący. Kościół płynący. Z pierwszych szkiców, z chaosu linii – pierwsze konkretyzujące się myśli. Może najprościej całość w trójkącie. Oko Opatrzności. Kompozycja ściągająca wzrok ku środkowi. Kompozycja magiczna. Papież w środku, najwidoczniejszy, jasny, w monochromatycznej gamie starego złota w tle. Tron z naturalnego drzewa, takiż stół ołtarzowy. Kwiaty, świece, pontyfikalne szaty biskupiej załogi. Od promieniującego środka – znaki o szerszym, ponadczasowym znaczeniu. Elementy symboli i alegorii. Więc Gdańsk – w zwieńczeniu baldachimu ze wspaniałą bryłą Bazyliki Marii Panny, mojej patronki, w której cieniu mieszkam. W łuku poprzez czas przerzuconym, ale i łuku tęczy z nadzieją nad apoteozą Gdańska. Żagiel, w glorii aniołów cały. Żagiel witraż i trzy krzyże polskiej Golgoty – okrętu Kościoła z jego masztu wywiedziony. Lekkość, zwiewność proporców i chorągwi na wietrze.
* * *
W zachodzącym słońcu rozpłomieniony ołtarz na okręcie oczekiwać będzie w tym najważniejszym, najpiękniejszym dniu na swojego sternika. Papież pielgrzym, góral, pójdzie ku górze schodami z surowego drewna. Pójdzie w trudzie, w walce z wiatrem typowym dla Zaspy. Pięknie malowniczo rozwiane szaty pontyfikalne. Na szczycie znajdzie bezpieczną ciszę. Ochroni go przed wiatrem żagiel. Aniołowie podejmą pieśń chórów. Z pokładu okrętu popatrzy, błogosławiąc na rozentuzjazmowane tłumy, na to morze głów i na pewno ten tłum przyciągnie go ku sobie. Najbliżej, na sam przód pokładu dziobowego. Nasz sternik stanie i weźmie szeroko w ramiona – tym tak charakterystycznym gestem – ten wzruszony tłum, ten umęczony Gdańsk i dalej wierne Kaszuby. A może i mnie? Ten obraz, teraz wrysowany w projekt pozostałby we mnie na zawsze.
Czy sprostam? Niech mnie dobry Bóg ma w swojej opiece!
Halina Słojewska-Kołodziej
(ur. 1933), aktorka Teatru Wybrzeże, uczestniczka występu aktorów Teatru Wybrzeże w Stoczni Gdańskiej w czasie strajku w Sierpniu 1980 r., po ogłoszeniu stanu wojennego działaczka Komisji Charytatywnej przy kościele św. Brygidy w Gdańsku, aktywna w duszpasterstwie środowisk twórczych, współpracownik podziemia solidarnościowego. Razem z Marianem Kołodziejem odmówili przyjęcia od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego wysokich odznaczeń państwowych.