Kto dzisiaj trzyma władzę? Politycy? Tajemnicza grupa wpływów? Służby? Sześć tysięcy ludzi należących do Superklasy, jak nazwał ich w swojej książce David Rothkopf? Swój udział w „grupie trzymającej władzę" mają z pewnością bankierzy, przynajmniej ci kierujący EBC i Rezerwą Federalną USA. Tylko oni bowiem mają dostęp do narzędzi, które mogą na jakiś czas wstrzymać przepoczwarzanie się pełzającego kryzysu w strefie euro w globalny kataklizm o rozmiarach zbliżonych do tych z lat 30. minionego stulecia. Podkreślam: „na jakiś czas". Druk pieniądza przez banki centralne może opóźnić wybuch kryzysu, ale z pewnością spotęguje jego skalę.
Skoro szefowie banków centralnych są tak ważni dla przyszłości świata, warto się zastanowić, czy kierują się odpowiedzialnością, czy krótkoterminowymi celami politycznymi lub finansowymi...
Uczestnicząc w różnych konferencjach jako wiceprezes NBP, wielokrotnie słyszałem prezesa EBC chwalącego potęgę strefy euro. W każdej jego prezentacji nieuchronnie pojawiał się argument, który można streścić następująco: „Wszystkie kraje strefy euro pożyczają pieniądze po podobnym, niskim koszcie, wyznaczonym przez najbardziej wiarygodny kraj strefy euro, Niemcy, co pokazuje, że udało się stworzyć silne euro, walutę budzącą zaufanie".
I rzeczywiście – EBC przyjmował jako zabezpieczenie swoich operacji otwartego rynku obligacje wszystkich krajów strefy euro niezależnie od tego, jaką dany kraj prowadził politykę finansową: wiarygodną czy tak absurdalną jak Grecja. To te praktyki doprowadziły do obecnego kryzysu: gdyby rynek wyceniał ryzyko kredytowe Grecji, Ateny musiałyby pożyczać pieniądze bardzo drogo, co zmusiłoby je już dekadę temu do większych oszczędności. Jak to możliwe, że bankier, dysponujący sztabem analityków z doktoratami najlepszych uczelni, przez lata prezentował największą wadę euro jako zaletę oraz stosował praktyki prowadzące do utwierdzenia tej wady? Czy zabrakło potencjału intelektualnego, czy zwyciężyły czynniki polityczne? Jeśli to drugie, to przestańmy mówić o zarządzaniu pieniądzem, a zacznijmy rozmawiać o uprawianiu polityki przez EBC.
Niestety, ta niechlubna tradycja jest podtrzymywana przez obecnego prezesa. Operacje LTRO (trzyletnie, niemal darmowe pożyczki dla banków strefy euro pod zastaw wątpliwej jakości aktywów) doprowadziły do zwiększenia ryzyka bankructwa systemów bankowych Hiszpanii i Włoch. Liczni ekonomiści, w tym niżej podpisany, przestrzegali przed takimi posunięciami. Nikt nie słuchał, wpływowi bankierzy zaś zrobili kolejne głupstwo. Już za nie płacimy: podatnik unijny musi pożyczyć bankom hiszpańskim 100 miliardów. Jeszcze nie wiemy, ile będzie trzeba pożyczyć bankom włoskim, ale niedługo się przekonamy.
Na tym nie dosyć, pojawił się kolejny chory pomysł: Unia Bankowa. Publicznie protestuję przeciw temu pomysłowi, ponieważ przekształcenie Unii Europejskiej w Unię Bankową nasili efekt zarażania w miarę zdrowych banków. Jeżeli ta koncepcja znajdzie poklask, to za jakiś czas będzie można wrócić do pamiętnych prezentacji poprzedniego prezesa EBC, tyle że tym razem koszt pożyczek dla wszystkich krajów strefy euro nie będzie wyznaczany przez najbardziej wiarygodny kraj (czyli Niemcy) lecz kraj najmniej wiarygodny z tych, które pozostaną po wyjściu ze strefy euro Grecji, a być może jeszcze innych krajów.
Widać już, dokąd prowadzi obecna metoda walki z kryzysem. Tak dalej się nie da. Unia Bankowa zniszczy banki unijne, które stracą wiarygodność. Koszty pożyczek znacząco wzrosną, również dla Niemiec, recesja się pogłębi. Wtedy pozostanie tylko jeden ruch: druk pieniądza bez opamiętania.
Czas się opamiętać, zanim będzie za późno. Kraje, które nie dadzą sobie rady z mocnym euro, powinny opuścić strefę euro. Owszem, niektóre z nich z pewnością zbankrutują, tak jak Grecja. Nastąpi głęboki, ale relatywnie krótki kryzys, a potem powróci solidny wzrost gospodarczy. Natomiast jeżeli będziemy wędrowali szlakiem kolejnych błędów, absurdalnych pomysłów i ekonomiczno-finansowego bełkotu decydentów, skończy się to uruchomieniem pras drukarskich i megakryzysem zaufania: do pieniądza, do banków i do demokracji.