Reklama

Zapomniani Cristeros

Nieformalny bojkot filmu o katolickich powstańcach w Meksyku nie wynika wcale ze strachu dystrybutorów przed kinową klęską. Jedno z ważniejszych wydarzeń w historii tego kraju jest nadal tematem tabu

Publikacja: 11.08.2012 01:01

Powstańcza msza w filmowym obiektywie

Powstańcza msza w filmowym obiektywie

Foto: EAST NEWS

Naj­droż­szy film w hi­sto­rii mek­sy­kań­skie­go ki­na miał pre­mie­rę 20 mar­ca. Wśród od­twór­ców głów­nych ról zna­la­zły się ta­kie gwiaz­dy Hol­ly­wo­od, jak: An­dy Gar­cia, Eva Lon­go­ria czy Pe­ter O'To­ole. Re­ży­se­rem ob­ra­zu jest De­an Wri­ght, no­mi­no­wa­ny do Osca­ra za efek­ty spe­cjal­ne we „Wład­cy Pier­ście­ni". Wy­da­wać by się mo­gło, że ta­ka re­ko­men­da­cja za­gwa­ran­tu­je za­in­te­re­so­wa­nie fil­mem naj­więk­szych dys­try­bu­to­rów w Mek­sy­ku. A jed­nak jest ina­czej. Jak po­wie­dział pro­du­cent Pa­blo Jo­se Bar­ro­so: – Zwró­ci­li­śmy się do  wszyst­kich głów­nych firm w sek­to­rze fil­mo­wym zgod­nie z przy­ję­tą prak­ty­ką, nie po­mi­ja­jąc ni­cze­go. By­li­śmy prze­ko­na­ni, że do­sko­na­ła ja­kość tech­nicz­na fil­mu, je­go prze­ko­nu­ją­ca hi­sto­ria i zna­ko­mi­ta ob­sa­da ze świa­to­wej sła­wy ak­to­ra­mi w ro­lach głów­nych mo­gą być po­moc­ne, a mi­mo to przez wie­le mie­się­cy nie uzy­ska­li­śmy nic, tyl­ko na­po­ty­ka­li­śmy prze­szko­dy... Ża­den z dys­try­bu­to­rów, mi­mo że zwra­ca­li­śmy się do du­żych i ma­łych firm, ni­gdy nie wszedł w szcze­gó­ły za­war­to­ści fil­mu... Za to sta­le sły­sze­li­śmy od­po­wiedź, że „Cri­stia­dę" trud­no bę­dzie sprze­dać na ryn­ku, że to film ni­szo­wy, że mo­że być kla­pa...

Wszyst­ko wska­zu­je na to, że nie­for­mal­ny boj­kot fil­mu przez dys­try­bu­to­rów nie wy­ni­ka wca­le ze stra­chu przed ki­no­wą klę­ską. Głów­nym po­wo­dem jest fakt, że twór­cy ob­ra­zu po­sta­no­wi­li opo­wie­dzieć o jed­nym z waż­niej­szych wy­da­rzeń w hi­sto­rii XX­-wiecz­ne­go Mek­sy­ku, któ­re do tej po­ry sta­no­wi w tym kra­ju te­mat ta­bu. Ty­tu­ło­wa „Cri­stia­da" bo­wiem to chłop­skie po­wsta­nie ka­to­lic­kie, któ­re wy­bu­chło w obro­nie wol­no­ści re­li­gij­nej i trwa­ło od 1926 do 1929 r.

Antykatolicka konstytucja

Mek­syk na po­cząt­ku ubie­głe­go stu­le­cia był kra­jem bar­dzo nie­spo­koj­nym. W 1910 r. wy­bu­chła tam re­wo­lu­cja wy­mie­rzo­na po­cząt­ko­wo prze­ciw­ko oli­gar­chicz­nym rzą­dom Por­fi­rio Dia­za, któ­ra trwa­ła przez na­stęp­ne dzie­sięć lat. W tym cza­sie wła­dzę w pań­stwie obej­mo­wa­li ko­lej­no: Fran­ci­sco Ma­de­ro, Vic­to­ria­no Hu­er­ta, Ve­nu­stia­no Car­ran­za i Alva­ro Ob­re­gon. Eli­ta re­wo­lu­cyj­na wy­wo­dzi­ła się głów­nie z krę­gów wol­no­mu­lar­skich i otwar­cie ma­ni­fe­sto­wa­ła swój an­ty­kle­ry­ka­lizm. Pod jej wpły­wem re­wo­lu­cja na­bie­ra­ła co­raz bar­dziej an­ty­ka­to­lic­kie­go cha­rak­te­ru. Wy­ra­zem te­go sta­ła się uchwa­lo­na w lu­tym 1917 r. kon­sty­tu­cja.

By­ła ona nie tyl­ko jaw­nie an­ty­chrze­ści­jań­ska, ale gwał­ci­ła wol­ność su­mie­nia i wy­zna­nia. Od­bie­ra­ła Ko­ścio­ło­wi oso­bo­wość praw­ną oraz upań­stwa­wia­ła ca­łą je­go wła­sność, łącz­nie ze świą­ty­nia­mi. Za­bra­nia­ła in­sty­tu­cjom re­li­gij­nym po­sia­da­nia i na­by­wa­nia ja­kich­kol­wiek nie­ru­cho­mo­ści. O tym, czy ko­ścio­ły mo­gą być wy­ko­rzy­sty­wa­ne ja­ko miej­sca kul­tu, de­cy­do­wać mia­ła wła­dza. Kon­sty­tu­cja za­bra­nia­ła też Ko­ścio­ło­wi pro­wa­dze­nia dzia­łal­no­ści edu­ka­cyj­nej, li­kwi­do­wa­ła za­ko­ny i de­le­ga­li­zo­wa­ła ja­kie­kol­wiek or­ga­ni­za­cje wy­zna­nio­we o cha­rak­te­rze re­li­gij­nym, np. chrze­ści­jań­skie związ­ki za­wo­do­we.

Szcze­gól­ne ogra­ni­cze­nia do­tknę­ły księ­ży, na­zy­wa­nych od tej po­ry ofi­cjal­nie „wy­ko­nu­ją­cy­mi za­wód urzęd­ni­ka kul­tu". Zo­sta­li oni po­zba­wie­ni czyn­ne­go i bier­ne­go pra­wa wy­bor­cze­go, a tak­że moż­li­wo­ści dzie­dzi­cze­nia po­przez za­pis w te­sta­men­cie. Mie­li być re­je­stro­wa­ni w urzę­dach pań­stwo­wych, a lo­kal­ne wła­dze mia­ły de­cy­do­wać o li­mi­cie du­chow­nych przy­pa­da­ją­cych na da­ny stan.

Na sku­tek nie­sta­bil­nej sy­tu­acji w pań­stwie, wstrzą­sa­nym wciąż nie­po­ko­ja­mi spo­łecz­ny­mi, za­pi­sy kon­sty­tu­cji nie by­ły jed­nak eg­ze­kwo­wa­ne. Sy­tu­acja się zmie­ni­ła, gdy w 1924 r. pre­zy­den­tem Mek­sy­ku zo­stał Elias Plu­tar­co Cal­les, an­ty­kle­ry­kal­ny so­cja­li­sta, czło­nek lo­ży He­lios, zwa­ny oso­bi­stym wro­giem Pa­na Bo­ga i An­ty­chry­stem. Głów­nym ce­lem, ja­ki po­sta­wił on przed so­bą, sta­ło się znisz­cze­nie Ko­ścio­ła ka­to­lic­kie­go w Mek­sy­ku.

Strajk Ko­ścio­ła

Cal­les uważ­nie śle­dził wy­da­rze­nia w Związ­ku So­wiec­kim. Ob­ser­wo­wał, jak ko­mu­ni­ści do­ko­na­li roz­ła­mu we­wnątrz ro­syj­skie­go pra­wo­sła­wia. Pod­po­rząd­ko­wa­li je so­bie, two­rząc ko­la­bo­ranc­ką „ży­wą Cer­kiew". To sa­mo po­sta­no­wił po­wtó­rzyć w Mek­sy­ku, ty­pu­jąc ja­ko pa­triar­chę „pań­stwo­we­go Ko­ścio­ła" 73-let­nie­go ks. Jo­se Jo­aqu­ina Pe­re­za. Pół­to­ra­rocz­ne za­bie­gi władz nie przy­nio­sły jed­nak skut­ku – spo­śród 4 ty­się­cy mek­sy­kań­skich księ­ży do re­żi­mo­wych struk­tur przy­łą­czy­ło się za­le­d­wie 15.

W czerw­cu 1926 r. pre­zy­dent zde­cy­do­wał się zmie­nić spo­sób dzia­ła­nia. Za­czę­to eg­ze­kwo­wać więc za­pi­sy kon­sty­tu­cji z 1917 r., za­my­ka­jąc dzia­ła­ją­ce jesz­cze ka­to­lic­kie szko­ły czy de­por­tu­jąc za gra­ni­cę ostat­nich księ­ży ob­co­kra­jow­ców. Wpro­wa­dzo­no też do­dat­ko­we za­ostrze­nia: du­chow­ni do­sta­li za­kaz no­sze­nia su­tan­ny po­za mu­ra­mi ko­ścio­łów, a za kry­ty­ko­wa­nie władz gro­zi­ła im ka­ra do pię­ciu lat wię­zie­nia. Usta­wa Cal­le­sa na­kła­da­ła na ka­pła­nów obo­wią­zek re­je­stra­cji – każ­dy ksiądz, któ­ry nie pod­dał się te­mu pro­ce­so­wi, miał być aresz­to­wa­ny.

De­cy­zje władz wy­wo­ła­ły ma­so­wy pro­test spo­łecz­ny. Or­ga­ni­zo­wa­no po­ko­jo­we ma­ni­fe­sta­cje w obro­nie wol­no­ści re­li­gij­nej. W krót­kim cza­sie w 16-mi­lio­no­wym Mek­sy­ku ze­bra­no 2 mi­lio­ny pod­pi­sów pod pe­ty­cją do­ma­ga­ją­cą się usu­nię­cia an­ty­ka­to­lic­kich za­pi­sów w kon­sty­tu­cji. Kon­gres po­zo­stał jed­nak nie­ugię­ty.

W tej sy­tu­acji la­tem 1926 r. epi­sko­pat mek­sy­kań­ski pod­jął bez­pre­ce­den­so­wą de­cy­zję o za­wie­sze­niu wszel­kie­go kul­tu pu­blicz­ne­go, in­ny­mi sło­wy – o straj­ku du­cho­wień­stwa. Po­le­ga­ło to na tym, że księ­ża usu­nę­li się ze świą­tyń, prze­sta­li od­pra­wiać msze, udzie­lać chrztów, uczest­ni­czyć w po­grze­bach. W li­ście dusz­pa­ster­skim bi­sku­pi mek­sy­kań­scy na­pi­sa­li: „Duch i li­te­ra kon­sty­tu­cji, za­cho­wa­nie się rzą­dzą­cych, jaw­ne so­li­da­ry­zo­wa­nie się ze sto­wa­rzy­sze­nia­mi ma­soń­ski­mi, udzie­la­nie w spo­sób otwar­ty po­mo­cy pro­te­stan­tom i schi­zma­ty­kom – wszyst­ko to świad­czy, że za­mie­rzo­nym ce­lem jest uni­ce­stwie­nie ka­to­li­cy­zmu". Hie­rar­cho­wie stwier­dza­li: „Ko­ściół mo­że ist­nieć bez dzie­się­cin, bez wła­sno­ści, bez za­kon­ni­ków i za­kon­nic, a na­wet bez świą­tyń, ale w ża­den spo­sób bez wol­no­ści i nie­za­leż­no­ści".

Reklama
Reklama

Cal­les trium­fo­wał. Ko­ściół sam usu­nął się z prze­strze­ni pu­blicz­nej. Wy­da­wa­ło się, że krę­go­słup mek­sy­kań­skie­go ka­to­li­cy­zmu zo­stał de­fi­ni­tyw­nie prze­trą­co­ny. A jed­nak re­ak­cja przy­szła ze stro­ny, z któ­rej pre­zy­dent naj­mniej się spo­dzie­wał.

Meksykańska Iliada

Cal­les wie­rzył, że o wszyst­kim de­cy­du­ją świa­do­me i zdy­scy­pli­no­wa­ne eli­ty, któ­re pro­wa­dzą za so­bą ma­sy. Uwa­żał, że je­śli spa­cy­fi­ku­je się eli­tę Ko­ścio­ła, czy­li du­cho­wień­stwo, to tym sa­mym zy­ska się kon­tro­lę nad ca­łym wie­rzą­cym lu­dem. Spo­łecz­ność ka­to­lic­ką uwa­żał za bier­ną, amor­ficz­ną ma­sę, któ­ra bez przy­wódz­twa księ­ży nie jest zdol­na do sa­mo­dziel­ne­go dzia­ła­nia. Utwier­dza­ły go w tym prze­ko­na­niu ostat­nie wy­da­rze­nia – od 1910 r., gdy Mek­syk sta­nął w ogniu, ni­gdy ka­to­li­cy nie wy­stą­pi­li otwar­cie ja­ko stro­na w żad­nym z to­czą­cych się kon­flik­tów.

Cal­les nie do­ce­nił jed­nak żar­li­wo­ści re­li­gij­nej swo­ich ro­da­ków. Dla nie­go by­ła to kwe­stia stref wpły­wów w ży­ciu pu­blicz­nym, dla nich – spra­wa ży­cia i śmier­ci, zba­wie­nia lub wiecz­ne­go po­tę­pie­nia. Lu­dzie mo­gli znieść wie­le, ale nie to, że od­ma­wia im się chrztu dzie­ci, że nie moż­na przy­stę­po­wać do ko­mu­nii, że umie­ra­ją­cy nie mo­gą wy­spo­wia­dać się przed śmier­cią. W róż­nych miej­scach kra­ju Mek­sy­ka­nie chwy­ci­li więc za broń.

Pre­zy­dent my­ślał, że na męż­czyzn uspo­ka­ja­ją­co po­dzia­ła­ją ich żo­ny. Ko­bie­ty sta­no­wi­ły bo­wiem po­nad po­ło­wę uczęsz­cza­ją­cych do ko­ścio­łów. Tym­cza­sem by­ło wręcz od­wrot­nie. Męż­czyź­ni nie mo­gli być dłu­żej bier­ni – na prze­moc od­po­wia­da­li prze­mo­cą.

W wie­lu miej­scach spon­ta­nicz­nie wy­bu­cha­ły po­tycz­ki mię­dzy woj­ska­mi fe­de­ral­ny­mi a zde­spe­ro­wa­ny­mi ka­to­li­ka­mi. Ognisk za­pal­nych by­ło tak du­żo, że w nie­któ­rych sta­nach prze­kształ­ci­ły się one w lo­kal­ne po­wsta­nia. Je­den z rzą­do­wych do­wód­ców wy­ra­ził się wów­czas z prze­ką­sem, że cze­ka­ją­ca go kam­pa­nia bę­dzie ła­twiej­sza od po­lo­wa­nia. A jed­nak ka­to­lic­ka „gu­eril­la", któ­ra ogar­nę­ła du­że po­ła­cie kra­ju, oka­za­ła się dla wojsk rzą­do­wych za­da­niem po­nad si­ły.

Po­wsta­nie trwa­ło trzy la­ta i mi­li­tar­nie nie zo­sta­ło po­ko­na­ne. Re­be­lian­ci pro­wa­dzi­li woj­nę par­ty­zanc­ką, uni­ka­jąc wy­da­wa­nia wal­nych bi­tew i nę­ka­jąc od­dzia­ły fe­de­ral­ne ata­ka­mi znie­nac­ka. W szczy­to­wym mo­men­cie po­tra­fi­li zgro­ma­dzić pod bro­nią ok. 50 tys. męż­czyzn. Na­zwa­no ich „cri­ste­ros", czy­li „chry­stu­sow­ca­mi", po­nie­waż ich mo­ty­wa­cja by­ła czy­sto re­li­gij­na, a gi­nę­li naj­czę­ściej z okrzy­kiem na ustach: „Vi­va Cri­stos Rey!" (Niech ży­je Chry­stus Król!). Stąd wzię­ła się na­zwa po­wsta­nia „cri­stia­da", któ­ra – jak mó­wi fran­cu­ski hi­sto­ryk Je­an Mey­er – by­ła jak „Ilia­da" epo­pe­ją he­ro­icz­ną, a za­ra­zem tra­gicz­ną.

Reklama
Reklama

Na­wró­co­ny ma­son

Jed­nym z bo­ha­te­rów cri­stia­dy był ofi­cer ar­mii mek­sy­kań­skiej En­ri­que Go­re­stie­ta. To on zdo­łał prze­kształ­cić nie­zdy­scy­pli­no­wa­ne od­dzia­ły par­ty­zan­tów w spraw­ną i sku­tecz­ną for­ma­cję zbroj­ną. Co cie­ka­we, sam był ma­so­nem i ate­istą, nie­ukry­wa­ją­cym swe­go po­gar­dli­we­go sto­sun­ku wo­bec prak­tyk re­li­gij­nych. Gdy je­go żoł­nie­rze mo­dli­li się w ko­ście­le, po­tra­fił le­żeć roz­par­ty w ostat­niej ław­ce i pa­lić osten­ta­cyj­nie cy­ga­ro. Przy­jął pro­po­zy­cję „cri­ste­ros", by zo­stać ich wo­dzem na­czel­nym, gdyż nie mógł się po­go­dzić z gwał­ce­niem wol­no­ści re­li­gij­nej. Pra­gnął wró­cić do mo­de­lu roz­dzia­łu pań­stwa i Ko­ścio­ła, ja­ki wpro­wa­dził w XIX­-wiecz­nym Mek­sy­ku Be­ni­to Ju­arez. Sprze­ci­wiał się na­to­miast kon­cep­cji wal­ki pań­stwa z Ko­ścio­łem, gdyż uwa­żał, że nisz­czy ona jed­ność w na­ro­dzie i wy­ko­pu­je nie­po­trzeb­ne po­dzia­ły.

Z cza­sem jed­nak Go­re­stie­ta, po­rwa­ny żar­li­wo­ścią swo­ich pod­wład­nych, na­wró­cił się na ka­to­li­cyzm. W jed­nym z li­stów pi­sał do przy­ja­cie­la: „Z ta­kim ro­dza­jem lu­dzi, są­dzisz, że mo­gli­by­śmy prze­grać? Nie, ta spra­wa jest świę­ta i z ta­ki­mi obroń­ca­mi nie mo­że ona za­gi­nąć". Wódz nie do­cze­kał jed­nak koń­ca po­wsta­nia. Zgi­nął 2 czerw­ca 1929 r., za­strze­lo­ny przez agen­ta fe­de­ral­ne­go, któ­ry prze­nik­nął w sze­re­gi par­ty­zan­tów.

To wła­śnie w ro­lę Go­re­stie­ty wcie­lił się w fil­mie „Cri­stia­da" hol­ly­wo­odz­ki gwiaz­dor An­dy Gar­cia. Uro­dził się on w Ha­wa­nie w ka­to­lic­kiej i an­ty­ko­mu­ni­stycz­nej ro­dzi­nie, któ­ra opu­ści­ła Ku­bę Fi­de­la Ca­stro, gdy chło­piec miał pięć lat. Z ro­dzin­ne­go do­świad­cze­nia Gar­cia wie, co zna­czy prze­śla­do­wa­nie za wia­rę. Ostat­nio ak­tor spe­cja­li­zu­je się w nie­po­praw­nych po­li­tycz­nie ro­lach. Grał m. in. w „Pię­ciu dniach woj­ny" – fil­mie o woj­nie ro­syj­sko­-gru­ziń­skiej w 2008 ro­ku – czy w „Ha­wa­nie. Mie­ście utra­co­nym" – ob­ra­zie kry­tycz­nym wo­bec rzą­dów Ca­stro.

W jed­nym z wy­wia­dów po­wie­dział, że to dla nie­go za­szczyt, iż mógł za­grać ro­lę Go­re­stie­ty. Nie zga­dza się z ty­mi, któ­rzy twier­dzą, że „Cri­stia­da" to ni­szo­wa pro­duk­cja, któ­ra mo­że za­in­te­re­so­wać je­dy­nie Mek­sy­ka­nów: „Li­sta Schin­dle­ra" nie by­ła fil­mem tyl­ko dla Ży­dów, a „Bra­ve­he­art" fil­mem tyl­ko dla Szko­tów. Je­go zda­niem „Cri­stia­da" nie­sie prze­sła­nie uni­wer­sal­ne. Mó­wi, że czło­wiek ma pra­wo do wol­no­ści re­li­gij­nej. I nie jest to wca­le pro­blem za­mierz­chły, lecz do­ty­ka­ją­cy dziś mi­lio­nów lu­dzi na ca­łym świe­cie.

So­cja­li­stycz­ne Be­tle­jem

Po­wsta­nie Cri­ste­ros za­koń­czy­ło się w 1929 r. na sku­tek me­dia­cji ame­ry­kań­skie­go am­ba­sa­do­ra Dwi­gh­ta Whit­neya Mor­ro­wa. Ad­mi­ni­stra­cji wa­szyng­toń­skiej za­le­ża­ło na za­koń­cze­niu walk, gdyż kon­cer­ny naf­to­we z USA za­war­ły ko­rzyst­ne kon­trak­ty na wy­do­by­cie ro­py w Mek­sy­ku i po­trzeb­ny był im spo­kój. Po­ro­zu­mie­nie uła­twiał fakt, że w 1929 r. no­wym pre­zy­den­tem zo­stał Emi­lio Por­tes Gil, któ­ry nie był tak fa­na­tycz­nie an­ty­ka­to­lic­ki jak Cal­les. Dzię­ki sta­ra­niom Mor­ro­wa rząd i epi­sko­pat za­war­ły kom­pro­mis: Ko­ściół uznał kon­sty­tu­cję z 1917 r., a wła­dza zo­bo­wią­za­ła się nie eg­ze­kwo­wać jej naj­bar­dziej an­ty­ka­to­lic­kich za­pi­sów. Przede wszyst­kim od­stą­pio­no od po­my­słu re­je­stra­cji księ­ży. Rząd obie­cał, że zwró­ci część prze­ję­tych świą­tyń, a Cri­ste­ros ob­ję­ci zo­sta­ną amne­stią. W efek­cie epi­sko­pat od­wo­łał strajk i po trzech la­tach w Mek­sy­ku znów za­czę­to od­pra­wiać pu­blicz­nie msze.

Więk­szość po­wstań­ców po­słusz­na bi­sku­pom zło­ży­ła broń. Wie­lu czu­ło się jed­nak roz­go­ry­czo­nych. Uzna­wa­li wy­ne­go­cjo­wa­ny kom­pro­mis za nie­wy­star­cza­ją­cy. Uwa­ża­li, że Ko­ściół zo­stał oszu­ka­ny przez wła­dze. Czas przy­znał im ra­cję, gdyż rząd nie do­trzy­mał wa­run­ków po­ro­zu­mie­nia. Za­miast amne­stii „cri­ste­ros" cze­ka­ły wię­zie­nia i eg­ze­ku­cje. Za­mor­do­wa­no ok. 500 bez­bron­nych przy­wód­ców ka­to­lic­kiej re­be­lii, w tym wie­lu księ­ży. Ob­li­cza się, że po­po­wstań­cze czyst­ki po­chło­nę­ły wię­cej ofiar niż sa­ma cri­stia­da.

Reklama
Reklama

Wła­dze kon­ty­nu­owa­ły an­ty­ka­to­lic­ką po­li­ty­kę. De­kret rzą­do­wy z 1931 r. na­zy­wał Ko­ściół „or­ga­ni­za­cją han­dlo­wą, bo­ga­cą­cą się przez wy­zysk lu­du". Ogra­ni­czo­no licz­bę du­chow­nych i świą­tyń – na 50 tys. miesz­kań­ców mógł przy­pa­dać tyl­ko je­den ksiądz i je­den ko­ściół. W kra­ju li­czą­cym po­nad 16 mln miesz­kań­ców mo­gło le­gal­nie pro­wa­dzić dzia­łal­ność dusz­pa­ster­ską za­le­d­wie  333 ka­pła­nów. W nie­któ­rych sta­nach mu­sie­li oni speł­niać do­dat­ko­we wa­run­ki, np. mieć ukoń­czo­ne 50 lat i być żo­na­ci.

Do naj­bar­dziej dra­stycz­nych scen do­cho­dzi­ło w sta­nie Ta­ba­sco, któ­re­go gu­ber­na­tor To­mas Gar­ri­do Ca­na­bal był za­pie­kłym an­ty­kle­ry­ka­łem. O je­go po­glą­dach wie­le mó­wi fakt, że swo­im trzem sy­nom dał imio­na: Sza­tan, Lu­cy­fer i Le­nin, na­to­miast zwie­rzę­ta na far­mie na­zwał na­stę­pu­ją­co: by­ka Bo­giem, osła Chry­stu­sem, a kro­wę Dzie­wi­cą z Gu­ada­lu­pe. Ca­na­bal za­ło­żył ter­ro­ry­stycz­ne bo­jów­ki „Ca­mi­sas Ro­jas" (Czer­wo­ne Ko­szu­le), któ­re mor­do­wa­ły księ­ży, pro­fa­no­wa­ły ko­ścio­ły i pu­blicz­nie szy­dzi­ły z re­li­gii. Za­chwy­co­ny tym bo­li­wij­ski re­wo­lu­cjo­ni­sta Ro­ber­to Hi­no­jo­sa na­zwał stan Ta­ba­sco „Be­tle­jem so­cja­li­stycz­nej ju­trzen­ki w Ame­ry­ce".

Nic dziw­ne­go, że w tej sy­tu­acji ka­to­li­cy znów chwy­ci­li za broń. Za­czę­ła się dru­ga cri­stia­da, któ­ra wy­bu­chła w 1932 r. By­ła ona już mniej licz­na, gdyż obej­mo­wa­ła ok. 8 tys. par­ty­zan­tów, za to bar­dziej bez­względ­na i krwa­wa. Kres walk na­stał do­pie­ro w 1938 r. By­ła to w głów­nej mie­rze za­słu­ga La­za­ro Car­de­na­sa, któ­ry w 1934 r. zo­stał pre­zy­den­tem Mek­sy­ku. Dwa la­ta po ob­ję­ciu urzę­du roz­ka­zał on aresz­to­wać Cal­le­sa i je­go naj­bliż­szych to­wa­rzy­szy, w tym Ca­na­ba­la, oraz de­por­to­wać ich do USA. No­wy pre­zy­dent, choć sam był ate­istą i an­ty­kle­ry­ka­łem, ro­zu­miał, że woj­na do­mo­wa w dłuż­szej per­spek­ty­wie pro­wa­dzi je­dy­nie do znisz­cze­nia kra­ju. Za­warł więc po­kój z Ko­ścio­łem.

Mi­mo po­ro­zu­mie­nia z 1938 r. sto­sun­ki mię­dzy pań­stwem a Ko­ścio­łem przez ca­łe la­ta da­le­kie by­ły od nor­mal­nych. Sprzy­jał te­mu fakt, że w Mek­sy­ku od 1929 do 2000 r. rzą­dzi­ła nie­prze­rwa­nie Par­tia Re­wo­lu­cyj­no­-In­sty­tu­cjo­nal­na, któ­rą za­ło­żył oso­bi­ście „el an­ti­cri­sto" Elias Plu­tar­co Cal­les, no­szą­cy wów­czas ty­tuł Naj­wyż­sze­go Przy­wód­cy Re­wo­lu­cji. Trwa­ją­ce nie­prze­rwa­nie 71 lat rzą­dy jed­ne­go ugru­po­wa­nia moż­li­we by­ły dzię­ki fał­szo­wa­niu wy­bo­rów oraz upar­tyj­nie­niu ad­mi­ni­stra­cji, me­diów i służb spe­cjal­nych. Pod rzą­da­mi PRI cri­stia­da sta­ła się te­ma­tem ta­bu. Mil­cza­no o niej w me­diach, nie moż­na by­ło o niej usły­szeć w szko­łach.

Grzyw­na za pa­pie­ża

Kie­dy w lu­tym 1979 r. do Mek­sy­ku ze swą pierw­szą za­gra­nicz­ną piel­grzym­ką przy­le­ciał Jan Pa­weł II, epi­sko­pat mu­siał za­pła­cić za nie­go grzyw­nę, gdyż pa­pież po­ja­wił się pu­blicz­nie w nie­do­zwo­lo­nym stro­ju, czy­li w su­tan­nie. Z cza­sem za­czę­ła się jed­nak po­wol­na de­mo­kra­ty­za­cja kra­ju i od­zy­ski­wa­nie przez ka­to­li­ków utra­co­nych praw. W 1992 r. przy­wró­co­no Ko­ścio­ło­wi oso­bo­wość praw­ną, księ­żom ze­zwo­lo­no na gło­so­wa­nie w wy­bo­rach oraz na­wią­za­no sto­sun­ki dy­plo­ma­tycz­ne ze Sto­li­cą Apo­stol­ską. Do­pie­ro jed­nak w 2011 r. znie­sio­no ostat­nie ogra­ni­cze­nia dla Ko­ścio­ła, do­pusz­cza­jąc or­ga­ni­zo­wa­nie ce­re­mo­nii re­li­gij­nych po­za te­re­nem ko­ściel­nym bez ze­zwo­le­nia władz.

Reklama
Reklama

Naj­wię­cej dla upo­wszech­nie­nia wie­dzy o cri­stia­dzie uczy­nił bez wąt­pie­nia Jan Pa­weł II, któ­ry wy­niósł łącz­nie na oł­ta­rze 27 bło­go­sła­wio­nych – ofia­ry prze­śla­do­wań re­li­gij­nych w Mek­sy­ku. Film De­ana Wri­gh­ta jest ko­lej­nym eta­pem na dro­dze do ujaw­nia­nia praw­dy o tam­tym okre­sie hi­sto­rii. Pro­ces ten od­by­wa się jed­nak z wiel­ki­mi opo­ra­mi, gdyż ży­cie pu­blicz­ne w Mek­sy­ku na­dal zdo­mi­no­wa­ne jest przez struk­tu­ry ukształ­to­wa­ne w cza­sach rzą­dów PRI. Co praw­da mo­no­pol tej par­tii zo­stał prze­ła­ma­ny w 2000 r., gdy rzą­dy ob­jął Vin­cen­te Fox, ale w ostat­ni week­end jej kan­dy­dat – po 12 la­tach prze­rwy – znów zo­stał wy­bra­ny na pre­zy­den­ta. Dla dys­try­bu­to­rów fil­mo­wych w Mek­sy­ku jest to bar­dzo czy­tel­ny sy­gnał.

Naj­droż­szy film w hi­sto­rii mek­sy­kań­skie­go ki­na miał pre­mie­rę 20 mar­ca. Wśród od­twór­ców głów­nych ról zna­la­zły się ta­kie gwiaz­dy Hol­ly­wo­od, jak: An­dy Gar­cia, Eva Lon­go­ria czy Pe­ter O'To­ole. Re­ży­se­rem ob­ra­zu jest De­an Wri­ght, no­mi­no­wa­ny do Osca­ra za efek­ty spe­cjal­ne we „Wład­cy Pier­ście­ni". Wy­da­wać by się mo­gło, że ta­ka re­ko­men­da­cja za­gwa­ran­tu­je za­in­te­re­so­wa­nie fil­mem naj­więk­szych dys­try­bu­to­rów w Mek­sy­ku. A jed­nak jest ina­czej. Jak po­wie­dział pro­du­cent Pa­blo Jo­se Bar­ro­so: – Zwró­ci­li­śmy się do  wszyst­kich głów­nych firm w sek­to­rze fil­mo­wym zgod­nie z przy­ję­tą prak­ty­ką, nie po­mi­ja­jąc ni­cze­go. By­li­śmy prze­ko­na­ni, że do­sko­na­ła ja­kość tech­nicz­na fil­mu, je­go prze­ko­nu­ją­ca hi­sto­ria i zna­ko­mi­ta ob­sa­da ze świa­to­wej sła­wy ak­to­ra­mi w ro­lach głów­nych mo­gą być po­moc­ne, a mi­mo to przez wie­le mie­się­cy nie uzy­ska­li­śmy nic, tyl­ko na­po­ty­ka­li­śmy prze­szko­dy... Ża­den z dys­try­bu­to­rów, mi­mo że zwra­ca­li­śmy się do du­żych i ma­łych firm, ni­gdy nie wszedł w szcze­gó­ły za­war­to­ści fil­mu... Za to sta­le sły­sze­li­śmy od­po­wiedź, że „Cri­stia­dę" trud­no bę­dzie sprze­dać na ryn­ku, że to film ni­szo­wy, że mo­że być kla­pa...

Wszyst­ko wska­zu­je na to, że nie­for­mal­ny boj­kot fil­mu przez dys­try­bu­to­rów nie wy­ni­ka wca­le ze stra­chu przed ki­no­wą klę­ską. Głów­nym po­wo­dem jest fakt, że twór­cy ob­ra­zu po­sta­no­wi­li opo­wie­dzieć o jed­nym z waż­niej­szych wy­da­rzeń w hi­sto­rii XX­-wiecz­ne­go Mek­sy­ku, któ­re do tej po­ry sta­no­wi w tym kra­ju te­mat ta­bu. Ty­tu­ło­wa „Cri­stia­da" bo­wiem to chłop­skie po­wsta­nie ka­to­lic­kie, któ­re wy­bu­chło w obro­nie wol­no­ści re­li­gij­nej i trwa­ło od 1926 do 1929 r.

Antykatolicka konstytucja

Mek­syk na po­cząt­ku ubie­głe­go stu­le­cia był kra­jem bar­dzo nie­spo­koj­nym. W 1910 r. wy­bu­chła tam re­wo­lu­cja wy­mie­rzo­na po­cząt­ko­wo prze­ciw­ko oli­gar­chicz­nym rzą­dom Por­fi­rio Dia­za, któ­ra trwa­ła przez na­stęp­ne dzie­sięć lat. W tym cza­sie wła­dzę w pań­stwie obej­mo­wa­li ko­lej­no: Fran­ci­sco Ma­de­ro, Vic­to­ria­no Hu­er­ta, Ve­nu­stia­no Car­ran­za i Alva­ro Ob­re­gon. Eli­ta re­wo­lu­cyj­na wy­wo­dzi­ła się głów­nie z krę­gów wol­no­mu­lar­skich i otwar­cie ma­ni­fe­sto­wa­ła swój an­ty­kle­ry­ka­lizm. Pod jej wpły­wem re­wo­lu­cja na­bie­ra­ła co­raz bar­dziej an­ty­ka­to­lic­kie­go cha­rak­te­ru. Wy­ra­zem te­go sta­ła się uchwa­lo­na w lu­tym 1917 r. kon­sty­tu­cja.

By­ła ona nie tyl­ko jaw­nie an­ty­chrze­ści­jań­ska, ale gwał­ci­ła wol­ność su­mie­nia i wy­zna­nia. Od­bie­ra­ła Ko­ścio­ło­wi oso­bo­wość praw­ną oraz upań­stwa­wia­ła ca­łą je­go wła­sność, łącz­nie ze świą­ty­nia­mi. Za­bra­nia­ła in­sty­tu­cjom re­li­gij­nym po­sia­da­nia i na­by­wa­nia ja­kich­kol­wiek nie­ru­cho­mo­ści. O tym, czy ko­ścio­ły mo­gą być wy­ko­rzy­sty­wa­ne ja­ko miej­sca kul­tu, de­cy­do­wać mia­ła wła­dza. Kon­sty­tu­cja za­bra­nia­ła też Ko­ścio­ło­wi pro­wa­dze­nia dzia­łal­no­ści edu­ka­cyj­nej, li­kwi­do­wa­ła za­ko­ny i de­le­ga­li­zo­wa­ła ja­kie­kol­wiek or­ga­ni­za­cje wy­zna­nio­we o cha­rak­te­rze re­li­gij­nym, np. chrze­ści­jań­skie związ­ki za­wo­do­we.

Szcze­gól­ne ogra­ni­cze­nia do­tknę­ły księ­ży, na­zy­wa­nych od tej po­ry ofi­cjal­nie „wy­ko­nu­ją­cy­mi za­wód urzęd­ni­ka kul­tu". Zo­sta­li oni po­zba­wie­ni czyn­ne­go i bier­ne­go pra­wa wy­bor­cze­go, a tak­że moż­li­wo­ści dzie­dzi­cze­nia po­przez za­pis w te­sta­men­cie. Mie­li być re­je­stro­wa­ni w urzę­dach pań­stwo­wych, a lo­kal­ne wła­dze mia­ły de­cy­do­wać o li­mi­cie du­chow­nych przy­pa­da­ją­cych na da­ny stan.

Na sku­tek nie­sta­bil­nej sy­tu­acji w pań­stwie, wstrzą­sa­nym wciąż nie­po­ko­ja­mi spo­łecz­ny­mi, za­pi­sy kon­sty­tu­cji nie by­ły jed­nak eg­ze­kwo­wa­ne. Sy­tu­acja się zmie­ni­ła, gdy w 1924 r. pre­zy­den­tem Mek­sy­ku zo­stał Elias Plu­tar­co Cal­les, an­ty­kle­ry­kal­ny so­cja­li­sta, czło­nek lo­ży He­lios, zwa­ny oso­bi­stym wro­giem Pa­na Bo­ga i An­ty­chry­stem. Głów­nym ce­lem, ja­ki po­sta­wił on przed so­bą, sta­ło się znisz­cze­nie Ko­ścio­ła ka­to­lic­kie­go w Mek­sy­ku.

Reklama
Plus Minus
Pobyć z czyimś doświadczeniem. Paweł Rodak, gość „Plusa Minusa”, poleca
Plus Minus
Dorota Waśko-Czopnik: Od doktora Google’a do doktora AI
Plus Minus
Szkocki tytuł lordowski do kupienia za kilkadziesiąt funtów
Plus Minus
Białkowe szaleństwo. Jak moda na proteiny zawładnęła naszym menu
Plus Minus
„Cesarzowa Piotra” Kristiny Sabaliauskaitė. Bitwa o ciało carycy
Reklama
Reklama