Najdroższy film w historii meksykańskiego kina miał premierę 20 marca. Wśród odtwórców głównych ról znalazły się takie gwiazdy Hollywood, jak: Andy Garcia, Eva Longoria czy Peter O'Toole. Reżyserem obrazu jest Dean Wright, nominowany do Oscara za efekty specjalne we „Władcy Pierścieni". Wydawać by się mogło, że taka rekomendacja zagwarantuje zainteresowanie filmem największych dystrybutorów w Meksyku. A jednak jest inaczej. Jak powiedział producent Pablo Jose Barroso: – Zwróciliśmy się do wszystkich głównych firm w sektorze filmowym zgodnie z przyjętą praktyką, nie pomijając niczego. Byliśmy przekonani, że doskonała jakość techniczna filmu, jego przekonująca historia i znakomita obsada ze światowej sławy aktorami w rolach głównych mogą być pomocne, a mimo to przez wiele miesięcy nie uzyskaliśmy nic, tylko napotykaliśmy przeszkody... Żaden z dystrybutorów, mimo że zwracaliśmy się do dużych i małych firm, nigdy nie wszedł w szczegóły zawartości filmu... Za to stale słyszeliśmy odpowiedź, że „Cristiadę" trudno będzie sprzedać na rynku, że to film niszowy, że może być klapa...
Wszystko wskazuje na to, że nieformalny bojkot filmu przez dystrybutorów nie wynika wcale ze strachu przed kinową klęską. Głównym powodem jest fakt, że twórcy obrazu postanowili opowiedzieć o jednym z ważniejszych wydarzeń w historii XX-wiecznego Meksyku, które do tej pory stanowi w tym kraju temat tabu. Tytułowa „Cristiada" bowiem to chłopskie powstanie katolickie, które wybuchło w obronie wolności religijnej i trwało od 1926 do 1929 r.
Antykatolicka konstytucja
Meksyk na początku ubiegłego stulecia był krajem bardzo niespokojnym. W 1910 r. wybuchła tam rewolucja wymierzona początkowo przeciwko oligarchicznym rządom Porfirio Diaza, która trwała przez następne dziesięć lat. W tym czasie władzę w państwie obejmowali kolejno: Francisco Madero, Victoriano Huerta, Venustiano Carranza i Alvaro Obregon. Elita rewolucyjna wywodziła się głównie z kręgów wolnomularskich i otwarcie manifestowała swój antyklerykalizm. Pod jej wpływem rewolucja nabierała coraz bardziej antykatolickiego charakteru. Wyrazem tego stała się uchwalona w lutym 1917 r. konstytucja.
Była ona nie tylko jawnie antychrześcijańska, ale gwałciła wolność sumienia i wyznania. Odbierała Kościołowi osobowość prawną oraz upaństwawiała całą jego własność, łącznie ze świątyniami. Zabraniała instytucjom religijnym posiadania i nabywania jakichkolwiek nieruchomości. O tym, czy kościoły mogą być wykorzystywane jako miejsca kultu, decydować miała władza. Konstytucja zabraniała też Kościołowi prowadzenia działalności edukacyjnej, likwidowała zakony i delegalizowała jakiekolwiek organizacje wyznaniowe o charakterze religijnym, np. chrześcijańskie związki zawodowe.
Szczególne ograniczenia dotknęły księży, nazywanych od tej pory oficjalnie „wykonującymi zawód urzędnika kultu". Zostali oni pozbawieni czynnego i biernego prawa wyborczego, a także możliwości dziedziczenia poprzez zapis w testamencie. Mieli być rejestrowani w urzędach państwowych, a lokalne władze miały decydować o limicie duchownych przypadających na dany stan.
Na skutek niestabilnej sytuacji w państwie, wstrząsanym wciąż niepokojami społecznymi, zapisy konstytucji nie były jednak egzekwowane. Sytuacja się zmieniła, gdy w 1924 r. prezydentem Meksyku został Elias Plutarco Calles, antyklerykalny socjalista, członek loży Helios, zwany osobistym wrogiem Pana Boga i Antychrystem. Głównym celem, jaki postawił on przed sobą, stało się zniszczenie Kościoła katolickiego w Meksyku.
Strajk Kościoła
Calles uważnie śledził wydarzenia w Związku Sowieckim. Obserwował, jak komuniści dokonali rozłamu wewnątrz rosyjskiego prawosławia. Podporządkowali je sobie, tworząc kolaborancką „żywą Cerkiew". To samo postanowił powtórzyć w Meksyku, typując jako patriarchę „państwowego Kościoła" 73-letniego ks. Jose Joaquina Pereza. Półtoraroczne zabiegi władz nie przyniosły jednak skutku – spośród 4 tysięcy meksykańskich księży do reżimowych struktur przyłączyło się zaledwie 15.
W czerwcu 1926 r. prezydent zdecydował się zmienić sposób działania. Zaczęto egzekwować więc zapisy konstytucji z 1917 r., zamykając działające jeszcze katolickie szkoły czy deportując za granicę ostatnich księży obcokrajowców. Wprowadzono też dodatkowe zaostrzenia: duchowni dostali zakaz noszenia sutanny poza murami kościołów, a za krytykowanie władz groziła im kara do pięciu lat więzienia. Ustawa Callesa nakładała na kapłanów obowiązek rejestracji – każdy ksiądz, który nie poddał się temu procesowi, miał być aresztowany.
Decyzje władz wywołały masowy protest społeczny. Organizowano pokojowe manifestacje w obronie wolności religijnej. W krótkim czasie w 16-milionowym Meksyku zebrano 2 miliony podpisów pod petycją domagającą się usunięcia antykatolickich zapisów w konstytucji. Kongres pozostał jednak nieugięty.
W tej sytuacji latem 1926 r. episkopat meksykański podjął bezprecedensową decyzję o zawieszeniu wszelkiego kultu publicznego, innymi słowy – o strajku duchowieństwa. Polegało to na tym, że księża usunęli się ze świątyń, przestali odprawiać msze, udzielać chrztów, uczestniczyć w pogrzebach. W liście duszpasterskim biskupi meksykańscy napisali: „Duch i litera konstytucji, zachowanie się rządzących, jawne solidaryzowanie się ze stowarzyszeniami masońskimi, udzielanie w sposób otwarty pomocy protestantom i schizmatykom – wszystko to świadczy, że zamierzonym celem jest unicestwienie katolicyzmu". Hierarchowie stwierdzali: „Kościół może istnieć bez dziesięcin, bez własności, bez zakonników i zakonnic, a nawet bez świątyń, ale w żaden sposób bez wolności i niezależności".