Długa linia wież, iglic, kościołów, nabrzeży ciągnie się ponad powierzchnią wody, a spogląda się na nie z mieszaniną czci i niedowierzania" – notował wybitny angielski eseista i krytyk literacki William Hazlitt w opublikowanym w 1826 roku dzienniku z podróży po Francji i Włoszech. Republika Wenecka nie istniała już od prawie trzech dekad, ale miasto nadal przyciągało podróżnych.
Miastu w XVIII wieku poświęcona jest wystawa „Canaletto & Venezia", którą można oglądać w Pałacu Dożów. I chociaż – jak celnie zauważył Joseph Addison, angielski pisarz, publicysta i polityk, pionier nowożytnego dziennikarstwa, który odwiedził Wenecję na początku XVIII stulecia, „Republika ta była niegdyś o wiele potężniejsza, niż jest obecnie i wciąż zachodzi większe prawdopodobieństwo, że raczej straci na sile, niż powiększy swoje dominium". Jednak samo miasto nadal było potęgą ekonomiczną i olśniewało swoim bogactwem. Siłą swą uczyniło bowiem eksport: od szkła, tkanin, przez wybory złotnicze, meble, po sztukę.
Przedmiotem eksportu uczyniła też coś innego: własny wizerunek. Jak pisał w 1703 roku do doży Alvise Mocenigo pierwszy ze słynnych autorów wedut przedstawiających miasto: „Najważniejszym powodem, dla którego podjąłem ten nielekki wysiłek tworzenia [...] było ogromne pragnienie dotarcia do obcych krajów z informacją o weneckich wspaniałościach". Wyobrażenia miasta miały świadczyć o jej potędze, przykuwać uwagę, budzić respekt. I to one przyciągały niezliczonych przyjezdnych.
Wenecka scena
Republika Wenecka była fenomenem: trwającym od stuleci niezależny miastem-państwem, z własnym oryginalnym ustrojem. Z wybieranym dożywotnio władcą, symbolem miasta, a jednocześnie w swych działaniach ograniczonym silnymi regułami. Wenecjanie jednego szczególnie się bowiem obawiali: rządów despotów. Dlatego też stworzyli skomplikowany system wyboru i kontroli władz, dobrze pamiętając, jak potoczyły się losy innych włoskich republik. Doża miał być zatem uosobieniem wielkości państwa, stale przypominanej poprzez okazałe ceremonie – religijne i państwowe – ukazujące splendor Serenissimy, lecz realnej władzy miał niewiele.
Do przypominania o potędze Republiki wykorzystywano wszystkie nadarzające się okoliczności – wizyty europejskich władców i przyjazdy nowych ambasadorów, których niezliczone przedstawienia malarskie i graficzne oraz opisy krążyły potem po całym kontynencie. Miasto stało się wielką sceną. O ile piazza San Marco była wielkim teatrem oficjalnych wydarzeń, o tyle niezliczone campi miejscem rozmaitych imprez, nie tylko podczas karnawału: komicznych przedstawień, pokazów akrobatów, teatrzyków kukiełkowych. Komedia dell'arte z jej typowymi bohaterami: Arlekinem, Poliszynelem, Pantalone i Dottore, stała się jednym z symboli miast, podobnie jak muzyka. Sześć teatrów operowych nieustannie konkurowało ze sobą, proponując coraz bardziej wspaniałe spektakle, olśniewające wokalną wirtuozerię śpiewaków łącznie z osławioną sopranistką Faustiną Bordoni i legendarnym Farinellim oraz z efektownymi scenografiami. W ospedali opiekujących się sierotami uczy się muzyki i śpiewu. Koncerty w nich dawane stają się słynne w całej Europie. Uczą tam zresztą najwybitniejsi muzycy: w Ospedale della Pieta sam Antonio Vivaldi. Lista muzyków w tym czasie pracująca dla Wenecji jest imponująca: Baldassare Galuppi, Antonio Lotti i Benedetto Marcello, wielcy Neapolitańczycy Niccolo Jommelli i Nicola Porpora czy osiadły tam Niemiec Johann Adolf Hasse.