Każdy z tomów jest inny. Pierwszy dokumentuje przemianę ideową pisarza i jego coraz większe zaangażowanie w działalność opozycyjną. Drugi opisuje czasy stanu wojennego, przypomina blokowane przez bezpiekę odczyty i liczne przesłuchania pisarza. I wreszcie trzeci, portretujący przede wszystkim lata 90. – czasy, gdy w telewizji emitowano „Polskie zoo", a w polityce trwała tzw. wojna na górze.
U Woroszylskiego bakcyl polityczny był właściwie przez całe życie tak samo silny. Dostrzec to można w dzienniku, gdy z perspektywy ówczesnej Unii Demokratycznej obserwuje pierwsze wybory prezydenckie, upadek rządu Jana Olszewskiego, wygraną SLD i Aleksandra Kwaśniewskiego.
Główny walor książki polega na tym, że znajdziemy w niej nie tylko suche wyliczanie zdarzeń, ale dostajemy też wielobarwny obraz minionego świata, widziany z perspektywy odchodzącego dziś pokolenia. Gdy umarła Kalina Jędrusik (1991), Woroszylski zanotował, że to śmierć symboliczna dla ludzi z jego generacji. Przeżywa toczące się spory prasowe i bardzo mocno przeżywa publikację każdego swojego większego tekstu. W latach 90., w czasach radykalnych zmian kulturowo-obyczajowych, Woroszylski zachował sznyt i sposób bycia dawnego inteligenta.
Po lekturze wspomnień pisarza można dojść do smutnych wniosków, że rozwój techniki nie tylko przyśpieszył, ale też i mocno strywializował nasz świat. Choćby dlatego warto czasem spojrzeć wstecz.
—Maciej J. Nowak