Większość z nich, zdając sobie sprawę, że państwo wali się w gruzy, za wszystko winiła generałów Wehrmachtu, SS, SD, Goebbelsa, Göringa. Tylko nie jego. Adolf Hitler pozostawał poza kręgiem podejrzeń. Wciąż był w ich oczach nieskalany. Prosty niemiecki lud kochał Führera miłością bezwarunkową.
Pewne światło na ten groteskowy fenomen rzuca książka Laurence'a Reesa, brytyjskiego popularyzatora historii, autora filmów historycznych realizowanych dla BBC. Rees stara się przede wszystkim przeanalizować techniki wodza Trzeciej Rzeszy, które stosował w celu podporządkowania sobie Niemców i spełnienia politycznych celów. Przy tej okazji w pozbawiony kompleksów sposób, powołując się zarówno na klasyków historiografii, jak i na relacje świadków, które sam zebrał, w świetnym stylu napisał historię hitleryzmu.
Dlaczego zatem? Co sprawiło, że zakompleksiony facet z austriackiej prowincji pociągnął za sobą miliony? Przede wszystkim była to osobowość pokręcona i powyginana, nieakceptująca siebie i świata. W okopach I wojny światowej doszedł ponadto do przekonania, że w życiu liczy się tylko walka: jedni wygrywają po to, by zniszczyć drugich. Oto podstawowy sens dziejów. Porządek wersalski, który był upokorzeniem dla Niemców, tłumaczył z kolei żydowskim spiskiem. Żydzi byli wszędzie. „Oni z obu stron uprawiają wspólną politykę i dążą do tego samego celu. Z jednej strony Moses Kohn dodaje odwagi swemu stowarzyszeniu, by odrzuciło żądania robotników, gdy w tym samym czasie jego brat Izaak podburza w fabryce masy i krzyczy »Patrzcie na nich! Oni chcą nas tylko wyzyskiwać! Zrzućcie pęta...«. Jego brat pilnuje, by pęta miały się dobrze i były porządnie odkute" – grzmiał w 1922 r.
Führer znakomicie trafiał w zbiorowe emocje. Jego fanatyczny wzrok, którym przenikliwie spoglądał na ludzi przewyższających go wielokrotnie intelektem, sprawiał, że mu wierzyli. Wierzyli, bo on wierzył w to, co mówił. Wspaniale przemawiał. Mówił, że jest zbawieniem dla Niemiec, a Niemcy potrzebowały zbawienia, podniesienia się z kolan po straszliwej klęsce i wersalskim upokorzeniu. Wszystkie brednie, rasowe szaleństwa, wizje germańskiego imperium światowego – on w to wszystko naprawdę wierzył, a skoro on wierzył (wiarą niewzruszoną) i jeszcze osiągał sukcesy na niebywałą skalę (największa ekstaza nastąpiła po pokonaniu Francji w 1940 r.), więc czemu my nie mielibyśmy mu uwierzyć, może naprawdę zesłała go „opatrzność"? Tak właśnie toczyła się historia Europy, którą tworzył psychopata. Postawa typowa dla Niemców w tamtym czasie: „I wtedy poczułem płynące od jego palców, przenikające mnie drżenie. [...] Czułem [...], że ten człowiek i jego ciało to jedyne narzędzie niosące przepotężną, obejmującą wszystko na ziemi wolę. Uznałem to za cud".
Laurence Rees, „Złowroga charyzma Adolfa Hitlera", Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.