Nasza „Burza” będzie zwycięska

Należy obalać antypolskie mity. Nie jesteśmy przecież narodem debili, przegrańców i matołów, którzy z szabelkami atakowali czołgi, jak przedstawiała nas wroga propaganda - mówi Tadeusz „Tadek" Polkowski, raper

Aktualizacja: 09.11.2013 08:26 Publikacja: 08.11.2013 00:01

Nasza „Burza” będzie zwycięska

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Nagrał pan płytę rapową o najnowszej historii Polski: Powstaniu Warszawskim, żołnierzach wyklętych, Ince, generale Nilu. Skąd pomysł na tworzenie patriotycznego rapu?



Nie założyłem sobie, że teraz będę tworzył patriotyczny rap. Po prostu, odkąd zacząłem czytać książki o naszej najnowszej historii, to o niczym innym już nie mogę napisać tekstu (śmiech).



Nazwał pan płytę „Niewygodna prawda". Dla kogo niewygodna?



Przede wszystkim dla tych, którzy mają coś na sumieniu. Opowiadam o polskich bohaterach, ale nie da się w tych historiach pominąć wątku oprawcy, a to dla wielu jest niewygodne. O wielkich narodowych bohaterach nie uczymy się w szkole, nie mają oni swoich pomników, ulic. Za to oprawcy pobierają olbrzymie emerytury. Żyjemy w systemie, w którym poruszanie tych tematów po prostu nie jest poprawne politycznie.



Nie uczą w szkole o rotmistrzu Witoldzie Pileckim?



Mój kolega pisze doktorat z historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Historię Witolda Pileckiego na studiach słyszał raz na jakichś fakultatywnych zajęciach. Nagminnie do mnie docierają relacje, że licealiści puścili z YouTube mój kawałek o rotmistrzu swojej nauczycielce historii i ona dopiero w ten sposób dowiedziała się o istnieniu jednego z największych polskich bohaterów. Przykre, prawda?

Płyta więc chyba spełnia swoją rolę. Kibice nawet biorą cytaty z pana płyty i robią z nich oprawy na meczach.

Ale przykre, że trzeba to nagłaśniać oddolnie, a państwo zachowuje się tu tak biernie. Dużo pracy przed nami. Jak ktoś w Parku Jordana w Krakowie oblał farbą popiersie Inki, to pod artykułem na ten temat na portalu Onet ktoś napisał komentarz, że jak była od „tego bandyty »Łupaszki«", to też pewnie niezłe z niej musiało być ziółko... Ludzie wciąż są zindoktrynowani przez stalinowską propagandę, chorzy na komunizm. Musimy opowiadać o historii, bo naród, który zapomni swoją historię, może być skazany na powtórne jej przeżycie.

Skąd u rapera, który na scenie jest od ponad dekady, nagle tak wielkie zainteresowanie historią?

Hip-hop zawsze w jakiejś części był antysystemowy. Przyciągał niepokorne dusze i buntowników. Ja chciałem walczyć z własnym wtórnym analfabetyzmem i może troszkę przypadkowo sięgnąłem po książki historyczne. Zacząłem się zastanawiać, jak to było z tym Okrągłym Stołem, co się działo wcześniej i dlaczego dzisiaj jest tak, a nie inaczej. Można trafić na badania, że 93 proc. polskich elit ma swoje korzenie w czasach komunizmu... Trudno więc się nie buntować.

Buntować przeciwko czemu dokładnie?

Po prostu musimy zacząć się leczyć. Jakby ktoś wpadł panu do domu i wymordował pół rodziny, a pan postawiłby mu pomnik na własnym trawniku, później wziął kredyt, by ten pomnik odrestaurować, a po protestach sąsiada, który widział, jak gwałcono panu żonę, jedyne, co by pan zrobił, to przeniósł ten pomnik z frontu na ogródek z tyłu domu, to uznalibyśmy pana za chorego psychicznie. A jak tak samo zachowuje się państwo, to jakoś nie mówimy jasno, że jest chore...

Przed solową płytą był pan znany głównie z zespołu Firma. Jak pana solówkę odebrali słuchacze tego składu? Firma raczej nie poruszała tematyki patriotycznej...

Jednym to nie przypadło do gustu, mówili, że szacunek za podjęcie tematu, ale to nie ich tematyka, ale są też tacy, którzy mi pisali po pijaku o 3.00 w nocy na Facebooku, że chcieliby być w oddziale podziemia niepodległościowego (śmiech). Inni za to uważają, że takie tematy nie pasują do hip-hopu, ale z reguły ci, którzy są anty, nie bardzo potrafią wyartykułować jakiś sensowny argument. Wiadomo, że kawałek o dziewczynach zawsze będzie miał większą popularność – numer Firmy „Dobre dziewczyny" ma prawie 7 milionów wyświetleń na YouTube. Nigdy nie będę miał takiego wzięcia, rapując o historii, ale za to są inne plusy – naprawdę to świetne uczucie, dostać wiadomość od starego słuchacza Firmy, że słuchał płyty ze swoim dziadkiem i dziadek mnie pozdrawia.

Czy muzyka rapowa to dobre medium, by opowiadać ludziom o historii?

Nie widzę powodów, by nie korzystać akurat z hip-hopu, którego słuchają całe masy młodych ludzi. Często przypominam narzekającym na młodzież, że to przecież starsze pokolenie jest odpowiedzialne za wychowanie młodszego. Należy zatem brać się do roboty, a nie tylko wygłaszać sądy o beznadziejnej młodzieży. Uważam, że hip-hop mówiący o historii pomaga w nawiązaniu dialogu pomiędzy przedstawicielami zupełnie różnych grup wiekowych – łagodzi konflikt pokoleń.

Młodych słuchaczy w ogóle interesuje tematyka historyczna?

Gdybym archiwizował wszystkie e-maile i komentarze z Internetu od ludzi, którzy mi dziękowali, bo wcześniej nic nie wiedzieli o naszych bohaterach narodowych, to naprawdę wielu by się zdziwiło, jak bardzo młodzież może być zainteresowana historią. Tylko trzeba im tę historię przedstawić w ciekawy sposób. Kiedyś jeden z moich koncertów przedmową rozpoczynał 94-letni kombatant i powiedział tak: „Nie dziwię się wam, że nie interesujecie się historią. A najgorzej, jak was ktoś próbuje zainteresować poprzez podręczniki szkolne – gorszego nudziarstwa to chyba nie ma". Potem o historii opowiedział on sam – przerywano mu brawami jak papieżowi.

Szybko udało się panu stać pupilem prawicowych mediów. Na początku byłem zdziwiony, że stare pryki z prawicowych portali tak chętnie połknęli haczyk...

Nie chciałem być niczyim pupilem i chyba nadal nie jestem. Nie spodziewałem się, że moja płyta zyska większy rozgłos. Na początku nawet byłem nieświadomy tego, że tyle portali zaczęło się nią zajmować. Ktoś napisał mi w komentarzu na YouTube, żebym sprawdził sobie serwis Niezależna i w Polityce, bo wrzucili moje kawałki. Byłem zaskoczony, choć oczywiście promocja zawsze się przyda

Nie ma pan jednak problemu z dotarciem do starszych ludzi? Oni są często źle nastawieni do rapu, ten monotonny rytm, młodzieżowa stylistyka... Przychodzą posłuchać o historii, a pan im wyskakuje na scenę i coś krzyczy...

Na moich koncertach przekrój wiekowy to 9–99 lat. Już kilkakrotnie mogłem się przekonać, że starsi ludzie łatwiej wytrzymają rapowe dudnienie niż mocniejsze uderzenie rocka czy innych gatunków.

I starsi ludzie też do pana piszą e-maile?

Najczęściej piszą młodzi, nawet 11-latki. Jeden przysłał mi ostatnio rysunek z Pileckim i napisał, że dośle jeszcze z „Zaporą" i „Łupaszką". Ale zdarza się, że pisze ojciec, że płyta świetna, syn w końcu słucha czegoś wartościowego i wreszcie zaczął się interesować historią. Młodzi dziękują za to, że rodzice przestali się ich czepiać za to, że słuchają hip-hopu. Kiedyś młody chłopak napisał, że kupił płytę, ojciec najpierw krzyczał na niego, że ma ją ściszyć, ale teraz musi kupić drugą, bo ojciec mu ją zabrał i słucha jej w samochodzie (śmiech).

Pochodzi pan z dobrej rodziny, pana ojciec to poeta, wydawca z drugiego obiegu, rzecznik prasowy rządu Jana Olszewskiego. Dlaczego więc rapował pan o ulicy i skąd w ogóle ten hardcorowy świat w pana życiu?

Gdy zaczynałem interesować się hip-hopem, coś pisać, nagrywać, to był okres, gdy nie miałem najlepszego kontaktu z ojcem. W tamtym czasie starcie naszych dwóch mocnych charakterów dawało różne efekty. Pamiętam, jak ojciec wyjeżdżał do Warszawy pomóc Janowi Olszewskiemu, a ja spytałem, czy będzie więcej zarabiał. Ojciec odpowiedział, że nie wszystko się robi dla pieniędzy. W ogóle hasłem ilustrującym życie ojca jest „pieniądze to nie wszystko", a mnie jako nastolatkowi nie bardzo to odpowiadało. Myślałem, że trzeba walczyć o swoje, o siebie, o pieniądze, a nie poświęcać się dla innych.

Dużą woltę pan zrobił. Nagrał pan sześć płyt z Firmą, zespołem kojarzonym głównie z hardcorowym rapem, tekstami o zasadach panujących na ulicy, narkotykach, kradzieżach. Do tego należy do was dość kontrowersyjna marka odzieżowa. Nazwaliście ją „JP", a to skrót od hasła „j...ć policję"...

Na początku „JP" znaczyło „jestem porządny". Tak reklamowaliśmy tę markę na jej pierwszej stronie internetowej. Później pół żartem, pół serio wymienialiśmy różne inne rozwinięcia: „jesteś piękna", „jestem Polakiem", mając oczywiście świadomość, jakie jest pierwsze skojarzenie – nie ma co tego ukrywać.  I zaczęło się: „Newsweek" napisał, że stworzyliśmy ideologię „JP" w opozycji do „JPII" i naszym wrogiem jest religia, studenci, w ogóle wszelkie wartości. A my raczej staraliśmy się podkreślać systemowe patologie i zawsze tłumaczyliśmy, że najważniejsze to samemu być w porządku.

W tym artykule w „Newsweeku" pojawiło się zresztą sugestywne pytanie, czy ponosicie odpowiedzialność za śmierć policjantów na służbie. Sami w różnych kawałkach rapowaliście, by „j...ć policję".

Sama krytyka systemu nie jest zachęcaniem do zabijania policjantów. Problem pojawia się wtedy, gdy ludzie, bazując na przekazie, który krytykuje system, chcą przyjąć w tym systemie rolę szkodników. Podobne problemy rodzą się zresztą przy innych kawałkach. To tak, jakby na podstawie imprezowego kawałka uznać za życiowe przykazanie, że picie wódy i palenie jointów to najwyższy cel i droga do pełnej wolności. Ale nasze teksty przez te wszystkie lata się zmieniły. Pamiętajmy, że polski hip-hop dorastał razem nami, nasze pierwsze kawałki powstawały, jak mieliśmy po kilkanaście lat. A to było kilkanaście lat temu.

Czemu tak nienawidziliście policji?

Mógłbym opowiedzieć mnóstwo historii o nadużywaniu władzy przez policjantów, ale pomińmy to. Przez złe doświadczenia z policją mieliśmy w głowie prosty podział: my jesteśmy ofiarami, a komunistyczna milicja, przerobiona na policję, jest naszym wrogiem. W żadnym numerze jednak nie rapowaliśmy, by tę policję zlikwidować, to były tylko teksty gości, którzy czuli się poszkodowani. To był nasz bunt. Często jednak jest tak, że niegrzeczne chłopaki wyrastają na porządnych mężczyzn. Generał Emil Fieldorf został nawet wyrzucony ze szkoły za przewodzenie bandzie o podejrzanej reputacji. Ale cechy związane z tym złym na pozór środowiskiem – jak lojalność, bojowość itd. – w połą- czeniu z patriotyzmem, którym zaraził się później, dały nam jednego z największych polskich bohaterów.

Do czego pan zmierza?

Ci, którzy robią różne głupie rzeczy albo marnują młodość w patologicznych środowiskach, mogliby zostać przez państwo w jakiś sposób wykorzystani. Państwo woli ich jednak używać jako element propagandy i pokazywać, jacy to młodzi Polacy są źli...

Czy skład zespołu to byli pana koledzy z podwórka, ze szkoły?

Nie, najpierw zacząłem rapować, a ich poznałem przez hip-hop.

Mieliście wszyscy raczej nihilistyczne podejście do życia.

Teraz, jak jeżdżę po Polsce i spotykam ideowych nastolatków, którzy coś już wiedzą o życiu, o świecie, to mówię, że naprawdę im zazdroszczę, bo ja w ich wieku byłem sto razy głupszy.

Dużo rapowaliście o paleniu marihuany.

Dziś mam bardzo zrównoważone podejście do marihuany. Być może byłbym dobrym dyskutantem zarówno po stronie przeciwników, jak i zwolenników tej używki. Po obu stronach tej dyskusji często padają bzdurne wypowiedzi.

Marihuana powinna być legalna czy nie?

Rozumiem niektóre argumenty obu stron. Wódką można sobie zaszkodzić bardziej niż marihuaną, ale marihuana jest podstępną używką: nie masz po niej kaca, jest superwesoło, nie zataczasz się, nie przedawkujesz. Ale z drugiej strony to uzależniający narkotyk robiący z człowieka leniwego debila. Jednak wiele rzeczy, jeśli się z nimi przesadzi, powoduje dużo większe problemy, nie mówiąc o tym, że otruć się można wieloma substancjami. Przede wszystkim nie chciałbym jednak, by trawa stała się kolejnym narodowym problemem. Statystyki są niestety takie: większość tych, co pali trawę, nie stanie się narkomanami, ale miażdżąca większość biorących twarde narkotyki zaczynała właśnie od niej.

Widzi pan jakiś problem z tym, że rap promuje używki i nihilizm?

Na tych samych płytach, na których usłyszymy o jointach, są też teksty, by szanować matkę i być dobrym człowiekiem, ale tak, widzę problem, bo zrobiliśmy dużo złego. To jest przykre, bo dziś dzieciaki w narkotykach się zatracają. Różni raperzy reklamowali nie tylko marihuanę, ale też inne narkotyki. Na szczęście nie posłuchałem i żadnych prochów nigdy nie wziąłem.

Teraz w rapie jest moda na promowanie sportu.

Dorośliśmy. Dziś raperzy mają rodziny, dzieci, nasze podejście się zmieniło. Oczywiście, są też ludzie, którzy powtarzają, że wszystkie narkotyki powinny być legalne, by wszyscy co ćpają, zaćpali się na śmierć, i by naród dzięki temu był zdrowszy... Jednego chłopaka, który mi tak kiedyś powiedział, spytałem wprost: „ciekawe, jakbyś się zacho- wał, gdyby twoje córki ktoś wciągnął w narkomanię – podsypałbyś im ścieżkę, by szybciej wykitowały?". To jakaś paranoja.

Zainicjował pan w Krakowie bezpartyjny marsz z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Czemu tak panu zależało, by to było apolityczne?

Nie chciałem, by ktoś to mógł łatwo zaszufladkować, zrobić z tego sektę. Polityka zawsze odpycha ludzi. A tak udało się nam w mroźny dzień ściągnąć 2 tys. krakowian (niektórzy twierdzą, że nawet dwa razy więcej), kompanię honorową Wojska Polskiego, orkiestrę wojskową, kombatantów ze sztandarami i  generała. Marsz ten robił olbrzymie wrażenie na przechodniach, bo jak zeszliśmy z rynku, to dołączył do nas nawet szwadron ułanów. Były transparenty z podobiznami bohaterów podziemia i morze flag. To rodzi pozytywne skojarzenia, oczywiście nie u ludzi chorych z nienawiści do Polski. Jeśli ktoś jest wyznawcą Stalina, to już inna kategoria...

Rozumiem, że chodzi panu głównie o przekonanie ludzi obojętnych, nieświadomych naszej historii.

Tak, dlatego nie chcę słyszeć komentarzy, że idą pisowcy czy nacjonaliści. O naszym marszu żadne medium nie napisało negatywnie. Ludzie robili nam fotki, machali, przyłączali się do nas. To nie był marsz zorganizowany w ramach marketingu politycznego jakiejś partii i to była moim zdaniem duża zaleta. Zresztą były to ogólnie najbogatsze obchody tego święta w całej Polsce – ponad tydzień wypełniony wydarzeniami. Były konferencje naukowe, spotkania w miejscach pamięci, koncerty itd.

Podział polityczny w Polsce jest dość klarowny, na patriotyczne marsze chodzą zwolennicy PiS.

Nie jest to wcale takie klarowne, bo wielu wyborców głosuje na PO właśnie dlatego, że jest ona partią postsolidarnościową, a PiS im się źle kojarzy. Określenie kogoś „pisowcem" to stygmatyzowanie go, a to nie pomaga w przekonywaniu ludzi obojętnych. Dlatego wystrzegam się związków z partiami. Dziś polityka nas głównie dzieli, a powinna przecież nas też łączyć. W dzień wyborów pójdźmy do urny, postawmy krzyżyk, podzielmy się na zwolenników różnych partii, ale potem przez 4 lata wspólnie działajmy, patrzmy władzy na ręce i angażujmy się społecznie. Do tego przypomnę, że gdy Sejm miał uczcić pamięć żołnierzy wyklętych z sali sejmowej wyszły tylko Ruch Palikota i SLD, natomiast PO i PiS wspólnie uznały, że należy bohaterów tych uhonorować. Czysto teoretycznie więc, jeżeli nie głosujemy na SLD czy Palikota, to 1 marca powinniśmy się wszyscy łączyć, a nie dzielić, nawet jeśli osobiście łączymy pamięć o bohaterach z polityką.

Jak opowiadać o historii?

Po pierwsze, należy obalać antypolskie mity. Nie jesteśmy przecież narodem debili, przegrańców i matołów, którzy z szabelkami atakowali czołgi, jak przedstawiała nas wroga propaganda. Niestety, wielu Polaków w te mity wierzy.

Planuje pan w najbliższej przyszłości jakąś trasę koncertową?

W przyszłym roku robimy naszą akcję „Burza": 70 koncertów na 70. rocznicę prawdziwej akcji „Burza". Trzonem tej trasy będzie hip-hop w oprawie symfonicznej, oprócz tego wystawy plenerowe, pokazy filmów, wykłady, konferencje naukowe, spotkania z kombatantami i malowanie murali. Będziemy też zbierać pieniądze, żywność i odzież dla bohaterów zamieszkujących Kresy Wschodnie, którzy od opuszczenia łagrów żyją tam w strasznych warunkach. To wszystko mamy już w dużej części zorganizowane, ta machina na pewno ruszy i tym razem „Burza" będzie zwycięska. Pytanie tylko, z jak wielkim rozmachem nam się uda to zrobić, bo cały czas szukamy sponsorów. Potrzebujemy wsparcia.

Po co taki rozmach? Nie lepiej mniejszym kosztem, bez orkiestry symfonicznej i całej tej otoczki?

To nie są duże koszty, bo masa ludzi angażuje się w to z przyczyn ideowych. Patrząc na budżety imprez organizowanych za publiczne pieniądze, wypadamy skromnie. W słusznym celu chcemy zorganizować 70 koncertów za kwotę, jaka wielu organizatorom wystarczyłaby ledwo na kilka imprez. Dodajmy do tego konferencje i turnieje sportowe, bo takie też planujemy, to mamy łącznie setki imprez, a wszystko pod sztandarem Polski Podziemnej.

Kryptonim „Burza" odnosi się tylko do rocznicy akcji?

Chcemy, by była to „Burza", jeżeli chodzi o stan świadomości Polaków. Rok 2014 obfitować będzie w różne okrągłe rocznice: wymarsz „Kadrówki", bitwę pod Monte Casino, Powstanie Warszawskie. Ale także mniej okrągłe, jak napaść Niemiec czy Rosji w 1939 roku, powstanie Polskiego Państwa Podziemnego. Chcemy przypominać o wszystkich tych wydarzeniach.

Pan na koncertach tylko gra swoje utwory czy jednak dużo opowiada?

Czasami nawet więcej gadam niż gram, ale taki urok moich koncertów. Część tych opowiadań się powtarza, bo zawsze przed kawałkami dotyczącymi konkretnych postaci dorzucam kilka słów wprowadzenia. Jednak większość mojego gadulstwa to spontaniczne wypowiedzi zależne od miejsca, czasu, aktualnej lektury. Utwory nie mogą zawierać przecież wykazu dat, nazwisk i wydarzeń, a przede wszystkim mają określoną długość. Osoby, dla których tematy moich wypowiedzi są oczywistością i na koncerty przychodzą, gdyż chcą na żywo posłuchać tego materiału, mogą nie być zadowolone z tego, że tyle gadam, ja jednak chcę trafić przede wszystkim do tych, którzy słyszą o tym po raz pierwszy.

— rozmawiał Michał Płociński

Tadeusz „Tadek" Polkowski, urodzony w 1982 roku, jest raperem, członkiem zespołu Firma, organizatorem koncertów patriotycznych.

Nagrał pan płytę rapową o najnowszej historii Polski: Powstaniu Warszawskim, żołnierzach wyklętych, Ince, generale Nilu. Skąd pomysł na tworzenie patriotycznego rapu?

Nie założyłem sobie, że teraz będę tworzył patriotyczny rap. Po prostu, odkąd zacząłem czytać książki o naszej najnowszej historii, to o niczym innym już nie mogę napisać tekstu (śmiech).

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką