Zachód to zarówno cywilizacja, jak i polityczna wspólnota odgrywająca w ostatnich dekadach podmiotową rolę w globalnych grach. Te dwa znaczenia trzeba od siebie odróżnić.
Zachód jako polityczna wspólnota powstał po II wojnie światowej wskutek zimnowojennego sojuszu łączącego USA i państwa zachodnioeuropejskie. Jego instytucjonalną formą był sojusz północnoatlantycki.
Wspólnota euroatlantycka nie miała charakteru partnerskiego. Stany Zjednoczone wychodziły ?z II wojny światowej jako supermocarstwo. Kraje zachodnioeuropejskie były natomiast zniszczone, obarczone długami i zagrożone od wewnątrz przez komunistyczną piątą kolumnę. To powodowało, że Waszyngton w latach 50. ubiegłego wieku sprawował nad nimi quasi-protektorat. Symbolem supremacji Waszyngtonu były jednostki US Army stacjonujące na terytoriach jego europejskich sojuszników.
Cywilizacja ?trzech oceanów
Tę polityczną wspólnotę konstytuował wspólny wróg, który zagrażał jej egzystencji. Sowieci nigdy nie ukrywali, że ich celem jest budowa ogólnoświatowego imperium komunistycznego. Pierwszym i najważniejszym etapem miało być opanowanie Europy aż po Atlantyk. Świat zimnowojenny składał się więc z dwóch biegunów: Waszyngtonu i Moskwy, wokół których skupiali się ich satelici.
Początkiem końca Zachodu jako wspólnoty politycznej było paradoksalnie jego zwycięstwo w zimnej wojnie. Związek Sowiecki rozpadł się i przestał istnieć. Kolejnym supermocarstwem miała się stać Europa, realizująca swój integracyjny projekt. Miała być równorzędnym partnerem Ameryki i razem z nią na nowo podzielić się odpowiedzialnością za globalną równowagę. Przewidywał to np. słynny Samuel Huntington. Jednak prognoza ta się nie spełniła. Europa nie potrafiła i nadal nie potrafi przekształcić swojej potęgi gospodarczej w polityczną. Robert Kagan, autor głośnego eseju „Potęga i raj. Ameryka i Europa w nowym porządku świata" wydanego w roku 2003, w tym właśnie fakcie upatruje głównej przyczyny rozdźwięków po obu stronach Atlantyku, zauważając, że „dysproporcje sił powoli rozdzierały misterną tkankę stosunków transatlantyckich".
Dziś politycznie niewydolna Europa widzi swoją szansę w osłabieniu Ameryki. Od początku XXI wieku podważa amerykańskie aspiracje do globalnego przywództwa i sprzeciwia się budowie świata jednobiegunowego. W swoim interesie upatruje bowiem porządku wielobiegunowego, gdzie potęga amerykańska będzie równoważona przez Chiny, Rosję, Indie i Niemcy. Dziś to właśnie Berlin po cichu gra z Moskwą i Pekinem na osłabienie supremacji Waszyngtonu. Tym samym bierze na siebie część odpowiedzialności za rozkład Zachodu jako wspólnoty politycznej.
Wspólnota euroatlantycka to tylko moment w historii cywilizacji Zachodu. Historycy początek tej cywilizacji datują na lata 700–800 po Chr. i obejmują jej zasięgiem Europę, Amerykę Północną, oraz Australię i Nową Zelandię.