W Polsce kamieniem milowym była katastrofa smoleńska, która znowu uruchomiła u nas spór romantyków z realistami. Powtórzyła się sytuacja, którą w gruncie rzeczy dobrze znamy od ponad 200 lat. Tym razem tylko zdarzyła się ona w warunkach pokoju. Ten dramatyczny wymiar historii jest zresztą zapisany w naszym hymnie: „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy". Oznacza to, że tej Polski może nie być. A 10 kwietnia 2010 r. Polska wspólnota polityczna – poprzez swoich najważniejszych reprezentantów, z głową państwa na czele – wsiadła na pokład samolotu i się rozbiła. To było szokujące dla obu stron sporu historycznego, ponieważ zdarzyło się coś, co już nigdy miało się nie zdarzyć. Nagle okazało się więc, że znowu poręczne są te elementy polskiej tradycji, które wydawały się historyczne. Zarazem okazało się, że te tradycje są ciągle żywe i obie wezbrały z ogromną siłą. Jedni uważali, że to, co się stało, dzieje się od zawsze i zawsze będzie się działo. Drudzy, że to, co się działo, powtórzyło się, że to jest straszne i trzeba z tym raz na zawsze skończyć. To teraz znowu odżywa w związku z wydarzeniami na Ukrainie.
MP: Czy my wciąż opisujemy świat kategoriami znanymi jeszcze z XIX wieku?
DG:
Tak, bo kategorie te są do pewnego stopnia uniwersalne. Zauważmy, dlaczego Ukraińcy nie uciekali z Majdanu przed kulami snajperów, tylko dalej trwali w proteście, broniąc się przed nimi blaszanymi tarczami. Ta obywatelska armia była przekonana, że walczy ze złem, czyli z tyranią. I dzięki temu przekonaniu potrafiła stawić temu złu czoło. Oni byli skazani na porażkę, a jednak zwyciężyli. Odbudowała się wtedy tradycyjna, znana z historii narracja. Po drugiej stronie przecież stał Putin odwołujący się wprost do tradycji carskiej i stalinowskiej. To jest przecież Rosja po wojnach czeczeńskich czy wojnie w Gruzji. Dla niej konflikt na Ukrainie jest wręcz egzystencjalny. Na naszych oczach właśnie rozstrzyga się los Rosji, która bez Ukrainy nie będzie już taka sama jak Rosja istniejąca od ponad 300 lat.
Cały wywiad w Plusie Minusie
Tu można kupić elektroniczne wydanie „Rzeczpospolitej" z Plusem Minusem