Hartmann (to imię) Dona też bywał wszędzie, aż osiadł w stolicy Górnej Adygi. Tak w każdym razie ten region nazywają Włosi, bo Austriacy obstają przy tym, że to Tyrol Południowy. Tak czy owak, miejsce to szczególne, gdzie wpływy habsburskie, włoskie i Słowian bałkańskich mieszają się od stuleci, a i wina robi się tam nieoczywiste. Dona osiadł na południe od Bolzano, na niewielkiej kilkuhektarowej posiadłości i robi wina z kamienia. Znam cztery i wszystkie są przenicowane mineralnością do szpiku kości. Trudno opisać to komuś, kto się z tym nie zetknął, ale tego rodzaju skalne nuty znane są głównie z najszlachetniejszych rieslingów.




Co my tu mamy? Same świeżynki, zaczynamy od dwóch białych i pierwszego szoku skalnego. W Pinot Bianco 2019 zamiast bankietowego napoju, jaki często powstaje z tego szczepu, mamy coś wyjątkowego. Jest w nim rześkość alpejskiego potoku i magnetyzm każący wracać, by przegryźć się przez granity i skosztować gruszki. Następne wino to zła wiadomość dla wielbicieli przerysowanych, słodzonych gewürztraminerów – nic tu dla nich. Dostajemy eleganckie, różane, kwiatowe wino, owiane orzeźwiającą mgiełką. Hit, który pokochają wszyscy, jeśli oczywiście dla państwa wystarczy.

Czerwień to schiava, tutejszy szczep nieco podobny do pinot noir, lekki i owocowy. W wydaniu Hartmanna Dony może być delikatny, wiśniowy

i – to znak firmowy – przepuszczony przez kamieniste piargi Dolomitów. Taki jest aromatyczny „Płynny Kamień", czyli Phyllit Liquid Stone Schiava 2019, bez wątpienia najciekawsze wino czerwone, jakie piłem tej wiosny. Ale może być też poważniejszy, pieprzny, bardziej zdecydowany jak Dona Rouge 2015. Wspaniałe wino.